poniedziałek, 18 sierpnia 2014

1.09 - Przysięga Proroka




Zamarłam, a zimno ogarnęło moje ciało. Nieprzyjemne dreszcze przewędrowały mi przez plecy. Andy odwrócił się w stronę swoich... um, kumpli?, a ja po prostu puściłam się biegiem. Usłyszałam, jak zaklął głośno, ruszając za mną. Wiedziałam, że miał nade mną przewagę - nie znałam tych wszystkich korytarzy, prawda? Mimo to, po prostu biegłam, a dzięki adrenalinie mogłam zignorować ból na przedramieniu. Muszę od niego uciec, muszę. 

Skręciłam w prawo, ignorując głośny pisk jakiegoś szczura. Woda skapywała z jakiejś rury, ale nie zwróciłam na to uwagi, starając się oszacować, jak daleko jest ode mnie Prorok. Krzyczał moje imię, ale nic sobie z tego nie robiłam. Po prostu modliłam się o ucieczkę. 

Westchnęłam głośno, wypadając na dwór. Słońce zniknęło, a na jego miejsce wstąpiły czarne chmury, z których teraz zaczął padać deszcz. Grzywka zaczęła mi się lepić do czoła i oczu, ale starałam się to po prostu zignorować. Obejrzałam się za siebie, Andy stał tuż przy wejściu do piwnicy, a ja z tej odległości widziałam, jak bardzo zły był. 

Brała mnie kolka, a nogi pulsowały nieprzyjemnie, wydawało się, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Ale nie przestawałam biec. Deszcz uderzał w jasną ziemię, która syczała, a para unosiła się w akompaniamencie tego nieprzyjemnego dźwięku. Dalej, Leah, biegnij!

Może uda mi się uciekać przed nim do, jakby... końca życia? To nic trudnego, przecież jestem buntowniczką, należę... należałam do Rebels Army. I może nawet uda mi się jakoś usunąć ten znak? Wiem, tak, pamiętałam, że to cholerstwo działa tak boleśnie, że pewnie do niego przez to wrócę, ale... cóż, to czas, by poćwiczyć silną wolę. Taką ze stali. 

Nim się zorientowałam, otaczały mnie skały, a ich cień pożerał moją drobną sylwetkę. Rozejrzałam się wokoło, skanując spojrzeniem wszystkie tunele czy kryjówki. Wnęki w ścianach kamieni były czarne jak smoła, więc niewiele widziałam. 

- Ryan! - krzyknęłam. 

Wiatr owiał mnie mocniej, a deszcz jeszcze bardziej zaczął padać. Rozejrzałam się znowu, a na mojej twarzy pojawił się od razu duży uśmiech, kiedy chłopak zbiegał po skałach, wprost w moje ramiona. Przytuliłam go mocno, starając się uspokoić rozbiegane serce. 

- Jakim cudem tu jesteś? - zapytał, odgarniając moje rude włosy z oczu. 
- Um... uciekłam - powiedziałam, rozglądając się na boki. 
- Ale... jak? Przecież masz ten znak i... 
- Zostałam Wybrana, Ryan, musiałam uciec. 

Zamarł. Jego oczy powiększyły się, kiedy wypowiedziałam pierwsze dwa wyrazy. Przeklął siarczyście, a ja nie trudziłam się, by go - jak zawsze - skarcić za to. Westchnęłam cicho, bez słowa idąc za nim. Zaprowadził mnie pod górkę, do jednej z dziur w skale. Paliło się tam ognisko, a nad nim spoczywało jakieś upolowane zwierzę. Byłam dumna z Ryana, że tak dobrze sobie radził. Beze mnie. 

- Jest tu z tobą ktoś jeszcze? - zapytałam, siadając przy ognisku.

Zdjęłam skórzaną kurtkę, zostając w zwykłej białej koszulce. Wyciągnęłam zziębnięte ręce w stronę ognia, wzdychając z ulgą. Spojrzałam na swojego brata, który usiadł na przeciwko mnie, sprawdzając stan mięsa. 

- Uch, wiesz, staruszkowie i dzieci, są też niektórzy w moim i twoim wieku, ale niewiele nas tu. 

Kiwnęłam głową, nie wiedząc, co powiedzieć. To był trudny czas dla Rebels Army, ale wiedziałam, że te wszystkie dzieciaki, które przetrwały są jej przyszłością - chcą czy nie, będą musieli się ze sobą związać i, cóż, rozmnażać. Tak będzie najlepiej. I miałam nadzieję, że o tym doskonale wiedzą. 

Adrenalina chyba mnie już do końca opuściła, bo zimno ogarnęło całe moje ciało, a znak zaczął piec niemiłosiernie. Przeklęłam, patrząc na niego uważnie. Kajdanki zrobiły się jeszcze bardziej czarne, o ile to możliwe, a literki w niej zaświeciły bladoniebieskim blaskiem. Moja skóra wokół wypalonego śladu zaczerwieniła się nieprzyjemnie, a ja czułam, jakby krew wysadzała moje żyły od środka. A to miał być dopiero początek...

- Prześpij się, Leah, może wtedy to cholerstwo da ci chwilę spokoju - powiedział Ryan, wskazując znak.

Kiwnęłam powoli głową, kładąc się przy ognisku. Przymknęłam oczy, doskonale wiedząc, że mój brat obserwuje mnie dokładnie, mimo to, zignorowałam jego palący wzrok. Wygoniłam wszystkie myśli z głowy, starając się zrobić to samo z bólem. Cieszyłam się, że jestem tu, z Ryanem. Pytanie tylko, jak długo?




Przeciągnęłam się leniwie, a ból dopadł mnie po zaledwie sekundzie. Sapnęłam ze zdenerwowaniem, chcąc zasnąć ponownie i pozbyć się tego pieczenia. Otworzyłam oczy i przetarłam je dłońmi, unosząc się na łokciu. Ryan spał niedaleko mnie, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie, ciesząc się, że znowu mogę go widzieć. 

Przeciągnęłam się, uważając na znak, który jeszcze bardziej zapiekł. Potem wstałam, rozglądając się na boki. Zauważyłam w rogu jaskini łuk, więc wstałam po niego, krzywiąc się przez ból, który mnie nagle ogarnął. Czy to gówno wyczuwa, kiedy wstaję na nogi? Kurwa. 

Wyszłam powolnie, widząc, że nadal chmury wiszą nade mną, a deszcz pada. Westchnęłam cicho, schodząc powoli po tej górce. Skierowałam się w lewo, w przeciwną stronę skąd przyszłam, bo zauważyłam tam las. Albo może jego resztki. Ruszyłam powoli, zdając sobie sprawę, że ból jest coraz gorszy. Jak ja cokolwiek upoluję? Muszę znaleźć sposób, by pozbyć się tego gówna. Ale jak? Mam to w skórze, kurwa. Co jak co, ale ręki sobie nie utnę, musi być inny sposób. 

Schyliłam się za krzakiem, zauważając jelenia. Och, tak, ręko, postaraj się nie drżeć. Naciągnęłam łuk, przymykając jedno oko. Zignorowałam ten cholerny ból, namierzając cel. Wypuściłam strzałę, która wbiła się w zwierzę. Jeleń zaryczał, a potem padł na ziemię. Podeszłam do niego, patrząc prosto w te ślepa. Przełknęłam ślinę i wyciągnęłam kolejną strzałę, wbijając ją zaraz obok poprzedniej. 

Dopiero teraz dotarło do mnie, jak, do cholery, przetransportuje go do tych cholernych skał? Owszem, nie było to daleko, ale... Westchnęłam cicho, łapiąc dwie nogi jelenia, po czym zaczęłam go ciągnąć. Cóż, nie było to najlepszym rozwiązaniem, ale jak mus to mus. 

- Pomóc ci?

Drgnęłam przestraszona, odwracając się na pięcie. Westchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że to Ryan. To tylko Ryan. Kiwnęłam do niego głową z małym uśmiechem, a on podszedł bliżej, zarzucając sobie jelenia na plecy. Ruszyliśmy bez słowa w stronę ich obozu, gdzie zauważyłam biegającą dwójkę dzieci. Na oko miały jakieś osiem, może dziewięć lat. Uciekły w bok, kiedy zaczęliśmy ich mijać, czym zrobiły nam miejsce. Przewróciłam oczami, nie do końca wiedząc, czy przesunęły się, byśmy nie musieli ich okrążać, czy dlatego, bo się mnie bały. 

- Pójdę do jednego chłopaka, z którym zajmiemy się tym jeleniem, w porządku? A ty, nie wiem, pobaw się z dzieciakami? Idź do jaskini? 

Kiwnęłam głową, zastanawiając się, kiedy tak dojrzał. Jakby nie patrzeć, nadal był dzieckiem i to młodszym ode mnie. Więc gdzie mój mały braciszek? Czyżby dorósł? Westchnęłam ze zrezygnowaniem, patrząc w stronę dzieci. Uśmiechnęłam się w ich stronę, patrząc co robią. Grały w, cóż, klasy. Co prawda, nie namalowały ich żadną kredą, a kamieniami, jednak nie było praktycznie różnicy. Kiedyś lubiłam tę zabawę.

Podeszłam do nich z uśmiechem, pytając, czy mogę się przyłączyć. Dziewczynki zaśmiały się, kiwając głowami, więc ustawiłam się w kolejce, która oczywiście prowadziła do rysunku na ziemi. Po chwili zauważyłam, że do naszej trójki dołączył chłopiec. 

Nim się obejrzałam, klasy poszły w zapomnienie, a ja goniłam dzieciaki, co pomogło mi choć trochę w zignorowaniu bólu. Śmiałam się razem z nimi, ganiając je pomiędzy skałami i jaskiniami. Staruszkowie wychylali głowy, by sprawdzić, kto tak hałasuje, po czym śmiali się razem ze mną z dzieciaków, które piszczały, gdy je doganiałam. 

I nagle wszystko minęło. Ból zniknął. Dzieci stanęły w miejscu. Deszcz przestał padać. Błyskawica rozcięła niebo. Powoli podniosłam swój wzrok. Zamarłam. Och, tak, wiedziałam, że mnie znajdzie, a mimo to wmawiałam sobie inaczej. I do czego to doprowadziło? Znalazł kryjówkę ocalonych z armii. Kurwa. 

- Leah - warknął, a ja usłyszałam, chociaż stał jakieś piętnaście metrów dalej. - Mam propozycję. 

Uniosłam brew do góry. Spojrzałam w bok, a z jaskini wyskoczył Ryan. Ruszył biegiem w moją stronę, a ja zatrzymałam go ręką, kiedy mnie mijał, by doskoczyć do Andy`ego. Westchnęłam, kręcąc przecząco głową. Nie chciałam, by coś stało się mojemu bratu lub komukolwiek. 

- Jaką propozycję? - zapytałam, odchrząkając cicho.

Głos mi drżał, co wcale mi nie pomagało. 

Andy uśmiechnął się łobuzersko, a ja nawet z tej odległości zauważyłam błysk w jego mrocznych tęczówkach. Dreszcze przebiegły po moich plecach, a oddech stał się szybszy i nie do końca potrafiłam go opanować. 

- Jeśli ze mną wrócisz i, hm... dopełnisz moją wolę, pozwolę im wszystkim - mruknął, pokazując niedbale ręką resztę - żyć. 

Kurwa, nie. Doskonale wiedział, że się zgodzę. Nigdy nie poświęciłabym ich wszystkich po to, by uniknąć własnego... przeznaczenia? Cholera, co teraz? Przełknęłam ślinę, ignorując spojrzenie Ryana. 

- Skąd mam mieć pewność, że nie wrócisz tu ty lub ktoś od ciebie i ich wszystkich nie zabije? - zapytałam głośno, pewnym siebie głosem. 

Zaśmiał się, robiąc dwa kroki w moją stronę. Trójka dzieci, z którymi się bawiłam, schowały się za mną i Ryanem. Andy spojrzał na mnie, marszcząc brwi, a ja nie potrafiłam rozszyfrować tego wzroku. Przeklęłam w myślach. 

- Jeśli ze mną wrócisz i dasz to, czego chcę - powtórzył - złożę ci Przysięgę. Przy nich wszystkich. 

Zza skał wyszła czwórka jego towarzyszy. Spojrzeli zdziwieni na Andy`ego, a ja wiedziałam, że on nie żartował. Cholera, czas na poświęcenie się dla reszty, Leah, sprężaj dupę i idź do niego po tę Przysięgę. 

Och, tak, czym była Przysięga? To takie małe czary mary Proroka. Podawaliśmy sobie dłoń, on mówił to, co przyrzekał, a jeśli się do tego nie przystosuje i złamie swoją przysięgę, cóż, zginie. Jako Prorok miał taką moc, zresztą reszta Wild Ones też tak mogła, lecz tylko oni. 

- W porządku - powiedziałam.

Ruszył w moją stronę z uśmieszkiem, a ja zrobiłam parę chwiejnych kroków w towarzystwie Ryana. Wzięłam głęboki oddech, podając mu swoją dłoń. Uścisnął ją, przyciągając mnie bardziej do siebie. Przeklęłam na niego w myślach. 

- Jako Prorok przysięgam, w swoim imieniu i reszty Wild Ones, że Rebels Army pozostanie przez nas nienaruszona tak długo, jak będziesz przy moim boku, nawet po spełnieniu mojej woli. 

Prąd przeszedł pomiędzy naszymi rękami, a kiedy go puściłam, zauważyłam na wewnętrznej stronie dłoni... tatuaż. Nie był duży. Przedstawiał czarny półksiężyc otoczony spiralnymi znakami. Zmarszczyłam brwi, patrząc na Andy`ego, który pokazał, że też takie ma. 

- Przysięga złożona - powiedział cicho Ryan, a ja spojrzałam na niego ze smutnym uśmiechem.
- Daję ci dwie minuty na pożegnanie się z nimi, Leah. 

Andy wrócił do reszty swoich towarzyszy, a ja wpadłam w ramiona swojego brata. Powstrzymałam niechciane łzy, wdychając jego zapach. Czy Prorok pozwoli mi się z nim spotykać? Cholera, mogłam to wymusić na jego Przysiędze, kurwa. 

- Dbaj o siebie, w porządku? Kocham cię, siostrzyczko - wychrypiał Ryan.
- Ja ciebie też - powiedziałam, puszczając go. 

Spojrzałam w stronę reszty, która stała za nim. Uśmiechali się do mnie smutno, kiwając z aprobatą głowami. Poczułam, jak ta trójka dzieci, z którymi się bawiłam, przytula się do mojego ciała, więc kucnęłam, wycierając ich łzy. 

- Dbajcie o Ryana, dobrze? - zapytałam ich cicho z uśmiechem.

Pokiwały głowami, a ja wstałam, ostatni raz całując swojego brata w policzek. Starł szybko samotną łzę, która potoczyła się po moim policzku. A potem ruszyłam w stronę Proroka, patrząc odważnie prosto w jego mroczne oczy. 

Już nie ma odwrotu, Przysięga została złożona. 




Od autorki: Dziwny ten rozdział, wydaje mi się, że może za dużo się w nim dzieje, no ale nieważne. Nie chce mi się już nic tutaj zmieniać. TO KTO CHCE SCENĘ +18?! XD Leah się wkopała, nananana. Chyba długi ten rozdział, chyba. Jak mijają wam wakacje? Zapraszam was na Upadłych Szarych Strażników