czwartek, 26 lutego 2015

1.18 - Strażnik Ciemności




Siedziałam samotnie w pokoju, którego nie opuściłam już parę dni. Oczywiście, prawie całe dnie spędzałam z Ryanem, jednak teraz go tu nie było, prawdopodobnie przez fakt, że była piąta rano. Nie spałam całą noc i nie czułam zmęczenia, które powinno się pojawić. Nie widziałam Andy'ego od czasu, kiedy się obudziłam, a jedyną osobą, która przychodziła, by opowiedzieć, co się u nich dzieje, był Jinxx. Polubiłam go, chociaż nie darzyłam zaufaniem, bo wiedziałam, że kiedyś mogłoby mnie to zgubić. Podobno kręciła się tu gdzieś Ellana, jednak nie odwiedziła mnie ani razu. Możliwe, że nie miała po co lub ktoś jej tego zakazywał.

Westchnęłam cicho, patrząc w lustro naprzeciw mnie. Siedziałam na brzegu łóżka z palcami wbitymi w materac i spuszczoną głową. Wydawało mi się, że brzuch jeszcze bardziej urósł, ale nie wnikałam w to. Czułam się... depresyjnie. Dopadły mnie wszystkie możliwe wątpliwości, które usuwałam ze swojego życia. Dopiero teraz dopuściłam do siebie w pełni myśl o tym, że uważałam samą siebie za dziwkę. Prorok wykorzystał mnie, zrobił dziecko, z którym coś się działo i teraz tak po prostu mnie ignorował. To naprawdę bolało. Byłam kobietą i potrzebowałam uwagi, nawet takiego potwora jak on. Kolejną moją małą depresją stał się brak rodziców. Doszło to do mnie jak jeszcze nigdy, potrzebowałam wsparcia mamy i wiecznie żartobliwego podejścia do życia taty. Tak bardzo mi ich brakowało, chciałam, by mogli poznać swojego wnuka, mogli... cóż, zawsze marzyłam o dobrym życiu i jak na razie spełniła się jedynie myśl o dziecku. Ale, dobre i to, prawda?

Ryan ostatnio przyniósł mi "po cichu" książki, które były właściwie spuścizną Rebels Army. Głównie znajdowały się tam legendy, coś, co uwielbiałam, a także spisane przygody, na przykład z czasów młodości moich dziadków. Czytałam je raz po raz, zachwycając się kolejnym tekstem na nowo.


Starałam się zasnąć chociaż na chwilę, jednak widok tych rysunków na moim ciele skutecznie to uniemożliwiał. Westchnęłam pod nosem, bo czułam się naprawdę samotna. Nie wiedziałam, co zrobić, by przez moment czuć się potrzebną. Momentami chciałam urodzić to dziecko, bo po prostu wtedy ktoś by mnie potrzebował, a to uczucie jest właściwie jedyną rzeczą, której chcę.

Chciałam posłuchać muzyki. Naprawdę tego chciałam, jednak nie miałam jak i gdzie. Żadnego urządzenia, żadnej płyty lub czegokolwiek, nie posiadałam ani jednej takiej rzeczy. Telefon, MP3 lub komputer teraz naprawdę ciężko znaleźć i jeszcze gorzej to zdobyć. Prawdopodobnie Prorok ma cokolwiek z tego, ale nie miałam zamiaru płaszczyć się przed nikim, by łaskawie go zapytał, czy mógłby pożyczyć jakieś cholerstwo swojej ciężarnej niewolnicy, którą ignorował od pewnego czasu. Miałam ochotę krzyczeć, po prostu wykrzyczeć ten cały ból. Nie byłam pieprzoną rzeczą, żeby mógł mnie tak traktować. 

Drzwi się otworzyły, powoli, delikatnie. Spojrzałam w stronę wejścia, gdzie stał Prorok z jedzeniem na tacy. Och, więc od kiedy przynosił mi śniadania do tego pokoju o piątej rano? Zwykle przychodził z jedzeniem Ryan lub Jinxx o godzinie dziesiątej lub dziewiątej. Cóż, zauważyłabym, gdyby robił to Biersack, nie sypiałam od paru dobrych dni.

- Myślałem, że śpisz - powiedział niezręcznie, wchodząc po chwili do pokoju.
- Nie sypiam od sześciu dni - odparłam beznamiętnym tonem, bo właściwie, dlaczego to powiedziałam? I tak go to pewnie nie obchodziło.

Podszedł nieco, by postawić tacę na biurku przy ścianie. Westchnęłam, nie wiedziałam, co zrobić. Odezwać się? Zignorować jego obecność? Zobaczyłam jego zmarszczone brwi i pytające spojrzenie, które padło na mały stos... cholera, moje książki! Zerwałam się z łóżka i podeszłam do lektur, by zagarnąć je w swoje ramiona, jak gdybym chciała je obronić przed morderczym wzrokiem Proroka. Przekrzywił głowę w prawo, patrząc na mnie dziwnie. Cóż, jeśli myślał, że mu cokolwiek wyjaśnię lub, co gorsza, oddam książki, był w naprawdę wielkim błędzie.

- Co to jest, Leah? - zapytał powoli, dobierając słowa.
- Nic, co powinno cię interesować - odwarknęłam.

Stałam się odważniejsza niż byłam, zauważyłam to, Prorok chyba też. Prawdopodobnie, gdyby nie ciąża, posłusznie oddałabym mu te książki, a jakby poprosił, zapewne zrobiłabym to na kolanach. Ale nie teraz, nie, kiedy noszę jego dziecko pod sercem.

- Leah - upomniał mnie, jednak ja przewróciłam na to oczami.
- Andy - naśladowałam go.
- To od Ryana, prawda? - warknął. - Ten dzieciak na zbyt wiele sobie pozwala.
- Ten dzieciak jest jedyną osobą, którą obchodzi moje samopoczucie.
- Jesteś nieznośna.

Przewróciłam znowu oczami, bo nie odkrył Ameryki, prawda? Cofnęłam się w stronę łóżka i dałam książki pod kołdrę, jak gdyby gruby materiał miał je obronić przed Prorokiem. Nie obchodziło mnie, jak bardzo to dziecinnie wyglądało. Andy westchnął i ruszył w moją stronę powolnym krokiem. Zachwiałam się, jednak zignorowałam to, wyglądając jak gdyby nic się właśnie nie stało. Brunet uniósł brwi i stanął w miejscu, by po sekundzie ruszyć znowu.

- Daj mi spokój - powiedziałam równie niemiłym tonem. 

I wiecie co? Warknął coś pod nosem, a potem odwrócił się na pięcie i po prostu wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami ze złością. Uniosłam wysoko brwi, dlaczego nie kontynuował naszej kłótni tylko spełnił żądanie, które rzuciłam ot tak? Wzruszyłam ramionami i usiadłam na brzegu łóżka, uważając na książki. Były dla mnie cenne. 

Nie minęła minuta, a w pokoju zaczęło dziać się coś dziwnego. A kiedy mówiłam "dziwnego", miałam na myśli, że to nie pochodziło ode mnie, tego mogłam być stu procentowo pewna. Wstałam szybko, intuicyjnie kładąc dłonie na brzuchu, a moja lewa ręka rozbłysła zielonym światłem. Na początku zaczął tworzyć się ciemny kształt. Wyglądał trochę jak cień, jednak wiedziałam, że to nikt od F.E.A.R.`a. Po prostu wiedziałam. 

Dopiero potem zauważyłam konkretne rzeczy. Masywne buty. Czarne i dosyć luźne jeansy, które nie przylegały tak bardzo do nóg, jak robiły to spodnie Proroka. W końcu pojawiła się czerwona koszulka i skórzana kurtka. Pieszczocha z kolcami. Nieśmiertelniki. A w końcu przerażająca twarz i dziwna fryzura. Czułam... strach. 

- Kim jesteś? - wyjąkałam, kiedy czerwona poświata zniknęła, a mężczyzna wyglądał jak normalny człowiek. Prawie. - Przysięgam, że zaraz... 
- Nie musisz się mnie bać, Leah - odpowiedział, a mnie zaskoczył jego głos. Był silny i niski, a gdzieś głębiej dało się wyłapać męską chrypkę. 
- Skąd znasz moje imię? - wypowiedziałam pierwsze lepsze słowa. 

Uśmiechnął się, a w tym geście było coś demonicznego i niebezpiecznego, jednocześnie jego uśmiech zachęcał do zgłębiania osobowości tego dziwnego mężczyzny. Nie odpowiadał przez chwilę, więc miałam czas, by mu się dokładniej przyjrzeć. Fryzurę miał... naprawdę niespotykaną. Prawa strona, do... jakby środka głowy, brakowało mu włosów. Zostały wygolone. Natomiast te po drugiej stronie sięgały mu gdzieś za ucho i miały brązowy kolor. Przeniosłam wzrok na twarz z wyzywającym uśmiechem i błyszczącymi białymi zębami. Jego usta były dość wąskie, a bródka, którą zapuścił, pokazywała, że prawdziwym kolorem włosów mężczyzny był ciemny blond. Twarz miał dość pełną, jednak nadal podłużną, a oczy... Prawe miało normalny niebieski kolor, ale lewe... całe tonęło w czerwonym kolorze. Dosłownie całe. I mogłam przysięgnąć, że jeszcze przed chwilą miały kolor jak to drugie, bo wzrok miałam jeszcze dobry. 

- Jestem twoim Strażnikiem, Leah - powiedział, jak gdyby to było wiadome.

Przełknęłam ślinę.

- Strażnikiem? - powtórzyłam po nim.

Dopiero wtedy zmarszczył brwi, a ja zauważyłam, że nad prawą ma pieprzyk. Potrząsnęłam głową, wyrzucając tę dziwną myśl z umysłu i skupiłam się na znalezieniu odpowiedzi na pytanie, które przed chwilą zadałam temu dziwnemu mężczyźnie. Nagle żałowałam, że Andy stąd wyszedł.

- Nic nie wiesz? - zapytał, na co kiwnęłam głową. Westchnął. - Jestem Strażnikiem Ciemności - zaczął powoli, a ja nie wchodziłam mu w słowo, nawet nie przeszło mi to przez myśl. Kiedy nie zareagowałam, kontynuował: - Kiedy się urodziłaś, jako pierwsze dziecko Grace i George'a Frye'ów, odnaleźli naszą kryjówkę i poprosili o Strażnika dla ciebie. 
- Ale nic za darmo? - podpowiedziałam, na co kiwnął głową.
- Obiecali, że jeśli nadejdzie odpowiedni moment i pojawi się przy tobie Strażnik Ciemności, by ci pomóc i czuwać nad tobą - mówił i mimowolnie przewrócił oczami na ostatnie słowa - po swojej śmierci oddadzą swoje dusze nam, co też zrobili, dlatego jestem tutaj, wybrany, by pomóc ci z tym bałaganem, który narobił się wokół ciebie. 
- Co? - jęknęłam. 

To dosłownie za dużo dla mnie. Owszem, rozumiałam słowa, które do mnie powiedział, ale nie ich znaczenie. Nie do końca. Westchnęłam i odgarnęłam rude włosy, które cisnęły mi się do zmęczonych oczu. Mężczyzna podszedł do mnie dwa kroki, gwałtownie zmniejszając pomiędzy nami przestrzeń, jednak nie czułam wielkiego zagrożenia. 

- Posłuchaj - powiedział, by skupić na sobie całą moją uwagę. - Mimo wszelkich zastrzeżeń względem wyglądu i innych rzeczy, zostałem dla ciebie wybrany przez podobieństwo naszych charakterów, a z tego, co widzę, twój jest zakopany naprawdę głęboko - westchnął, lustrując mnie wzrokiem. - Chociaż może nie jest tak źle - poprawił się. - Wracając; pojawiłem się tutaj, ponieważ twoja obecna sytuacja życiowa jest zagrożona przez wroga twojego... przez wroga Proroka, a moc, która się u ciebie pojawiła i dziecko rosnące w tobie tylko to potęgują, dlatego najlepiej będzie, jeśli zaufasz mi i pójdziesz ze mną.
- Mam pójść z tobą? - powtórzyłam po nim. 

Wiedziałam, że ta moc mi zagrażała, ale nie moje dziecko. Nie to maleństwo. Chociaż może miał rację? Może mógł mi pomóc opanować swoje zdrowie, a może nawet i życie i dzięki temu stałabym się silniejsza? Owszem, nie znałam go i nie miałam żadnych podstaw mu zaufać, ale... po prostu to czułam. Poza tym, moi rodzice zaufali tym Strażnikom, więc i ja nie muszę mieć zastrzeżeń. 

- Jak ci na imię? - zapytałam. 

Posłał mi uśmiech, a ja tak bardzo zamarzyłam o tym, by mój uśmiech wyglądał tak dobrze jak ten jego. Westchnęłam mimowolnie, czekając na jego odpowiedź. 

- Skits - odpowiedział tylko, a potem wyciągnął w moją stronę dłoń. 

W chwili, kiedy wyciągnęłam i swoją rękę w jego stronę, usłyszałam huk uderzenia drzwi o ścianę przez wielką siłę otwarcia ich. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam biegnącego w naszą stronę Proroka, jednak potem zniknął, jak pokój, w którym musiałam spędzić tyle czasu. A wszystko dlatego, że chwyciłam Skitsa za wyciągniętą rękę. 

Staliśmy po prostu w ciemności, która pochłaniała wszystko oprócz nas. Nie minęła minuta, a nagle pojawiliśmy się na jakiejś drewnianej podłodze. Uniosłam w górę brwi, kiedy zauważyłam pomiędzy wargami Skitsa papierosa. Złapał moje spojrzenie i widocznie zrozumiał je, bo schował używkę z powrotem do kieszeni. Mimo wszystko chciałam przestrzegać zasad ciąży jak normalna kobieta. 

- Gdzie jesteśmy? - zapytałam cicho. 
- Nie poznajesz?

Rozejrzałam się wokoło i, cholera, pamiętałam to miejsce. Wertowałam w myślach wszystkie możliwe domy, w których spędziłam swoje życie i już miałam to na końcu języka, jednak Skits chyba był niecierpliwą osobą i po prostu powiedział:

- To twój rodzinny dom, Leah.

O. Cholera.

Co. Ja. Tu. Robiłam.

I, co gorsza, dlaczego tak wyglądał?




Od autorki: Zauważyłam, że niewiele osób chce, bym pisała o dzieciach Leah i Andy`ego. Ale wydaje mi się też, że chyba nie do końca zrozumieliście to, dlaczego chciałam zacząć ich historię. Zaproponowałam wam to, bo jeśli nie opowiadanie o nowym pokoleniu, blog będzie miał swój koniec. Wtedy już nie będę pisała o Leah i Andy`m, po prostu to zakończę, a historia o ich dzieciach mogłaby w pewien sposób to przedłużyć. Ale wasz wybór. I wiecie co? Jest dokładnie siedemdziesiąt obserwatorów plus te wszystkie anonimy, a pod ostatnim rozdziałem jest siedemnaście komentarzy. Prawdopodobnie powiecie "to dużo!", ale skoro jest tyle osób tutaj, to pokażcie się! Nie chcę wam o tym truć, bo prawdopodobnie prawie nikt tego nie przeczyta, ale jestem rozczarowana. Rozdział krótki, ale trudno. W zakładce z bohaterami pojawił się Skits, możecie go zobaczyć też tutaj, na zdjęciu. Zapraszam na Upadłych Szarych Strażników!
Chciałabym tu zobaczyć przynajmniej 30 komentarzy! Udowodnicie, że to możliwe? To i tak naprawdę mało. Anonim goniący kolejnego anonima nie będzie właściwie brany pod uwagę.