poniedziałek, 26 maja 2014

1.07 - Niespodziewani goście




Czarne skrzydła poruszały się leniwie tuż za mną, zrośnięte z moimi plecami. Cień okalał mnie całą, jednak nie na tyle, bym była niewidoczna dla ludzkiego oka. Włosy stały się jakby jeszcze bardziej ogniste, prowokując swym kolorem. Całe ciało zdobiły rysunki kości, nawet twarz, co nieco mnie przerażało. Czy to zostanie na zawsze? Czy to taka już będę? 

Nigdy nie prosiłam o coś takiego. Nigdy nie chciałam być wyjątkowa. Nigdy nie chciałam jakiś super mrocznych mocy. Pragnęłam normalności, dla siebie i Ryana. Pragnęłam nadal mieć rodziców. Pragnęłam chwili spokoju w swoim życiu. Czy to było wiele? Po prostu chciałam tego, co wiele innych osób miało. Dlaczego taki los spotkał akurat mnie?

- A teraz, kiedy się już napatrzyłaś, musisz sprawić, żeby to wszystko zniknęło - usłyszałam.

Spojrzałam na Proroka, unosząc wysoko brwi. Prychnęłam cicho, myślał, że to takie proste? Ja nawet nie wiedziałam, jakim cudem to wszystko się pojawiło, jak miałam się tego pozbyć? Westchnęłam z irytacją, czując narastający gniew. Najgorsze było to, że to uczucie nie należało do mnie. Tylko jego niewielka część. Co się ze mną działo?




Opanowanie tego wszystkiego okazało się naprawdę ciężką sprawą. Pewien pomocny Pająk udzielił mi porad i potrzebnych informacji; dowiedziałam się, że ten gniew wcale nie należał do mnie, a do umarłych, w pewien sposób. Głównie do tych, którzy zostali zamordowani. Chcieli wyzbyć się tego uczucia, a ja, jako "posiadaczka takich wspaniałych mocy" umożliwiałam im to. Niestety, zajęło to prawie godzinę, przez co Andy był na mnie cholernie zły. Uważał, że to nic trudnego. 

Właśnie wracaliśmy do... jak miałam to nazwać? Domu? Nie, to nie był dom, zdecydowanie. Cóż, wracaliśmy do jego siedziby. Droga była długa i męcząca, ale Prorok nie zatrzymał się ani na moment. Byłam naprawdę zadowolona z tego, że zostawiliśmy za sobą znienawidzony przeze mnie Ostagar, a właściwie ludzi, których szczerze nienawidziłam. Cieszył mnie powrót, bowiem mogłam znowu spotkać się z Ryanem, może nie od razu, ale na pewno coś wymyślę. Może Prorok znowu mi zaufa i pozwoli wyjść "na spacer"? Z drugiej strony, powrót nie był dla mnie tak satysfakcjonujący, bowiem znowu będę musiała pilnować swoich myśli, szczególnie przy Ashley`u. Cholerny Deviant. 

Po naprawdę długim czasie na horyzoncie pojawił się dach miejsca, które było naszym celem. Ucieszyłam się, mimo wszystko, ponieważ nogi praktycznie odpadały mi ze zmęczenia, a chłodny wiatr wcale mi w niczym nie pomagał. Przeklinałam samą siebie, że moja skórzana kurtka wylądowała w koszu, poplamiona krwią Natashy. 

- Stój - usłyszałam, kiedy zbliżyłam się do dużych drzwi. 

Zatrzymałam się w pół kroku, a Biersack minął mnie szybko ze zmarszczonymi brwiami. Rozglądał się nerwowo, ale dokładnie, po okolicy, skanując spojrzeniem każdą roślinę, za którą mógł się ktokolwiek schować. 

- Co się stało? - zapytałam nieco strachliwie. 

Naprawdę nie potrzebowałam żadnych większych akcji, chciałam po prostu się wyspać. Andy przeniósł na mnie wzrok, uciszając syknięciem. Westchnęłam cicho, przecierając zmęczone oczy. Tak bardzo marzyłam o łóżku...

- Ktoś jest w środku - mruknął w końcu.

Patrzył na drzwi, jakby nagle ktoś miałby je otworzyć i zaatakować. Na pewno nie byłoby mi to na rękę; ucieczka nic by nie dała przez ten cholerny znak, a i zmęczenie zrobiłoby swoje, spowalniając mnie do tempa żółwia. Informacja, którą mi przed chwilą przekazał, naprawdę okazała się niekorzystna. 

- Cholera - przeklął cicho, pospiesznie zdejmując swoją skórzaną kurtkę. - Załóż to i nawet nie waż się jej ściągać - warknął, podając mi okrycie wierzchnie. 

Przyjęłam je z niemą ulgą, szybko zarzucając na ramiona. Ciepło natychmiast ogarnęło moje ciało, co było miłą odmianą po tej męczącej drodze. Przeczesałam ręką włosy, patrząc na Proroka. Przeniósł na mnie swój wzrok, a jego tęczówki, po raz kolejny, były mroczne, prawie białe. Zaczęłam podejrzewać, że w tym momencie miał jakąś wizję lub coś takiego. W każdym bądź razie odkryłam, że taki kolor jego oczu nie zależy tylko od światła płomieni ogniska.

- Kiedy tam wejdziemy, masz być grzeczna, rozumiesz? Niczemu, co powiem, nie zaprzeczaj, bo to źle się dla ciebie skończy. Rób to, co ci zasugeruję lub powiem, słyszysz? I nie odkrywaj znaku, dla własnego dobra.

Kiwnęłam posłusznie głową, bojąc się tego, co może nastąpić. Kto tam był, do cholery? Andy chwycił mnie mocno za rękę, co nieco mnie zaskoczyło, ale nie odezwałam się. Ruszył w stronę drzwi, otwierając je pewnym siebie ruchem. Wciągnął mnie do środka, marszcząc brwi. Z kolejnymi krokami coraz lepiej słyszałam rozmowę dwójki osób. Kim oni byli?

- Och, tu jest nasza zguba! - rozbrzmiał męski głos, kiedy weszliśmy do salonu. 

Stanęłam za Andy`m, co zdecydowanie wyglądało, jakbym chowała się, ale nie obchodziło mnie to teraz. Bez broni byłam praktycznie bezbronna, tym bardziej w porównaniu z tym mężczyzną. Zmierzyłam go spojrzeniem; jego siwe krótkie włosy zostały zaczesane do tyłu, a brązowe oczy świeciły pewnego rodzaju niebezpieczeństwem, który doskonale zdążyłam poznać...

- Kogo ty tam ukrywasz, co? Przedstaw nam ją, Andy, nie bądź niegrzeczny - powiedziała kobieta stojąca przy kanapie. 

Była naprawdę ładna; miała jasne włosy ułożone w koka z tyłu głowy, a dwa kosmyki idealnie okalały jej podłużną twarz. Niebieskie oczy jaśniały pewnością siebie i jakąś dziwną radością. Uśmiech rozciągnął jej pełne malinowe usta, ukazując proste białe zęby.

- Mamo, tato, to moja... dziewczyna, Leah. 

Spojrzałam na niego ze zmarszczonym czołem, kiedy tylko mnie "przedstawił". Dziewczyna, serio? Mam udawać jego dziewczynę? Wiedziałam, że to naprawdę zły pomysł, szczególnie patrząc na to, kim naprawdę byłam, ale nic nie powiedziałam, tylko uśmiechnęłam się delikatnie w stronę jego rodziców. 

- Och, dziewczyna, nareszcie! Mów mi po imieniu, jestem Suzanne, moja droga. 

Jego matka przytuliła mnie z wielkim uśmiechem, a ja czułam się naprawdę niezręcznie. Puściła mnie, więc od razu odwzajemniłam ciepłe spojrzenie, by nie wyczuła, że to było naprawdę nieswoje. Odsunęła się ode mnie na dwa kroki, a jej miejsce zajął ojciec Andy`ego. 

- A do mnie możesz mówić Michael, miło cię poznać. 

Uścisnęłam delikatnie jego dłoń, a kiedy ją puścił, cofnęłam się odrobinę za Proroka, nie czując się w ich towarzystwie zbyt pewnie. Dlaczego tutaj przyszli i to tak nagle? Co było tego powodem? Cholera jasna, nienawidzę uczucia zażenowania. 

Andy splótł nasze palce razem. Dopiero po dziesięciu sekundach zorientowałam się, że on udaje. On tylko udaje... Pociągnął mnie w stronę kanapy, naprzeciw swoich, już siedzących, rodziców. Zajęłam miejsce blisko bruneta, starając się jak najlepiej udawać

- Nie jest ci za ciepło w tej kurtce, moja droga? - zapytała blondynka.
- Um... nie, jest w porządku - mruknęłam, starając się ukryć zdenerwowanie.

Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie w moją stronę, a ja zauważyłam, że Andy jest do niej niesamowicie podobny. Oczywiście, ostre rysy twarzy odziedziczył po ojcu, ale zdecydowanie oczy i naturalny kolor włosów miał po matce. 

- Więc, jak się poznaliście? - To zdecydowanie będzie długa noc.




Upadłam na łóżko z cichym jękiem, zrzucając z siebie skórzaną kurtkę. Od godziny było mi w niej ciepło, ale nie mogłam jej zdjąć. Poza tym, matka Andy`ego zachwycała się, że pożyczył mi swoje okrycie wierzchnie, co było "niezwykle urocze i romantyczne". Przez cały dzisiejszy wieczór zastanawiałam się, czemu Prorok tak bardzo się od nich różnił, nie mógł być taki miły jak jego rodzice? Westchnęłam cicho, z ulgą przymykając oczy. Może uzna, że dobrze udawałam i pozwoli mi wyjść na parę godzin? To było chore, musiałam prosić kogoś o pozwolenie na opuszczenie tego cholernego miejsca.

Ciche otwieranie drzwi zmusiło mnie do otworzenia zmęczonych oczu i podniesienia z łóżka. W miarę możliwości usiadłam na nim, patrząc nieprzytomnie w stronę progu. Odgarnęłam grzywkę z czoła, marszcząc brwi.

Odsunęłam się na jedną połowę łóżka, nie do końca wiedząc, czy robię miejsce, czy oddalam się w geście ucieczki. Cóż, widocznie potraktował to jako zachętę do zajęcia kawałka łóżka, bo od razu usiadł i to cholernie blisko mnie. Pochylił swoją twarz, przybliżając ją blisko mojej. Jego oddech ogrzewał mój policzek, który w sekundę zarumienił się.

- Mamy problem - wychrypiał, a jego niski ton głosu otulił mnie.
- Jaki? - zapytałam cicho, unikając jego spojrzenia.

Czułam na sobie mroczne niebieskie tęczówki, ale nie spojrzałam w nie ani razu. Bałam się tego, chociaż nie miałam pojęcia dlaczego. Tak po prostu. Chude palce spoczęły na moim podbródku, ciągnąc go do góry. Moje oczy spotkały się z jego spojrzeniem. 

- Musimy spać razem. 

Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy tylko padły te trzy słowa. Mamy razem spać? Właściwie, dlaczego? Ach, tak, jego rodzice nadal tu byli. Zostawali na noc, deklarując, że wyruszą następnego dnia. Wiedziałam, że to udawanie jego cholernej dziewczyny źle się dla mnie skończy. Pieprzony Andy.

- Przeniesiesz się do mnie, moi rodzice będą spali tutaj. Pozbieraj rzeczy i chodź. I popraw pościel, nie mogą się zorientować. 

Wstał i wyszedł, nim mogłabym cokolwiek z siebie wydusić. Fantastycznie, miałam szczerą nadzieję, że posiadał tam jakąś pieprzoną kanapę. Nie miałam zamiaru spać z nim w jednym łóżku, bo z jakiej racji? Każda pomoc ma swoje granice, prawda? Ale nie moja, jestem jego cholerną niewolnicą. 

Wstałam z cichym westchnieniem i dokładnie poprawiłam nieco pogniecioną pościel. Pochowałam ubrania, które zdążyłam z siebie zrzucić dziesięć minut temu, po czym rozejrzałam się wokół. Wydawało się wszystko w porządku. Wzięłam uspokajający oddech, po czym ruszyłam powoli w stronę drzwi.

Na korytarzu było słychać rozmowę Proroka z rodzicami. Kompletnie nie wiedziałam, gdzie mam pójść. Dołączyć do nich w salonie? Pójść do jego sypialni? Zamknąć się w łazience? A może ruszyć do kuchni? Cholera...

- Co ty tu robisz? Idź do mojego pokoju - usłyszałam cichy głos Andy`ego. 

Pokiwałam głową, po czym ruszyłam do sypialni Proroka. Weszłam powoli, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się dookoła, nigdy tu mnie nie było. Wszystko było czarne; podłoga, ściany, sufit, meble. Jedynie dodatki miały inny kolor, biały. Puchaty dywan, mały stolik, lampka... Czułam, że to będzie naprawdę niezręczna noc...




Od autorki: Niezbyt podoba mi się ten rozdział. Mało tego, co chciałam napisać i dużo tego, czego tu nie chciałam w takiej ilości. W dodatku jest krótki. No cóż, trudno. Ostatnio byłam na koncercie Rahima, to było... ciekawe uczucie. Niby jestem z Kato, on też, ale w życiu go nie spotkałam, dopiero teraz. Bring Me The Horizon i Black Veil Brides to jedno, wiecie, taka wielka miłość, ale Paktofonika, Pokahontaz czy Miuosh (zaliczmy też Pezeta, chociaż on nie jest stąd) to takie moje... "Katowickie zafascynowanie". Nie jestem typem raperki, czy kimś z równie dziwną nazwą, ale lubię sobie od czasu do czasu posłuchać i "pośpiewać" ich kawałki, szczególnie, że rymy dobrze się śpiewa chyba wszystkim. Ostatnio się jarałam, bo na kawałku Pokahontaz ("5-Ty") jest moje miasto! Dokładniej to Spodek jest tym charakterystycznym ujęciem, ale cały teledysk powstał tu, w Kato. Pewnie nikogo to nie zainteresowało, trudno. Co myślicie o projekcie "Andy Black"? Według mnie, po piątym przesłuchaniu (xD) jest spoko, szczególnie dobre jest to, że na teledysku cały czas jest Andy xD Przepraszam za wszelkie błędy, idźcie kupować prezenty dla swoich mam! :D
 PS. Mam pytanie. Ostatnio siedzi mi w głowie pomysł na... nie wiem, imagina? opowiadanie?, o Oliverze. Czytałby ktoś? 

środa, 7 maja 2014

1.06 - Pająk na dwóch nogach




- Zostaw mnie, ty pieprzony chuju! - krzyknęłam, kiedy pulchne ręce dotknęły moich ramion.

Mężczyzna przyciągnął mnie mocno do swojego ciała, boleśnie obijając o siebie miednice. Grymas obrzydzenia pojawił się na mojej twarzy. Umieściłam dłonie na umięśnionej klatce piersiowej, walcząc o wolną przestrzeń. Lucky zaśmiał się parszywie, a po moich plecach przeszły dreszcze.

- Mam przyprowadzić cię do króla, ale, wiesz co? Najpierw ja się z tobą zabawię.

Zaczęłam jeszcze mocniej się szamotać, jednak niewiele to dawało. Miałam to cholerne złe przeczucie, które nie opuszczało mnie przez całą pokonaną drogę przeze mnie i Andy`ego. Byłam przerażona, zdesperowana. To była moja walka o wszystko; o wolność, o samodzielny wybór, o swoje ciało i umysł. Nie mogłam się poddać, nie teraz, nie przy nim.

- Lucky, zostaw ją, do cholery!

Ulga napłynęła z niskim głosem Andy`ego. Uścisk ramion wokół mojej talli zelżał, przez co wyrwałam się mężczyźnie z tatuażem węża i szybko, prawie biegiem, pokonałam drogę do Proroka. Spojrzał na mnie gniewnie, jednak nic nie powiedział, widząc stan, w którym się znalazłam. Przyciągnął mnie opiekuńczo za swoje plecy, ale nawet to nie powstrzymało dygotania mojego ciała. Byłam przerażona, tym bardziej, kiedy adrenalina powoli znikała.

- Myślisz, że się ciebie boję? - Lucky zaśmiał się obrzydliwie, unosząc brew do góry. - Dostałem rozkaz, rozumiesz? Mam ją przyprowadzić do króla i zrobię to, a przed tym poużywam sobie na niej trochę.

Nagle moja osłona w postaci Andy`ego zniknęła, a dźwięk uderzenia rozległ się sekundę później. Mężczyzna z tatuażem węża wylądował na ziemi od niespodziewanego ataku, a Prorok usiadł na nim okrakiem, okładając pięściami jego twarz. Jęki bólu mieszały się z ogólnym chaosem tego miejsca. Zakryłam usta dłońmi, nie wiedząc, co robić. Powstrzymać Andy`ego? Uciec? Nie reagować w ogóle?

- Andy, zabijesz go - wychrypiałam.

Postawiłam na jego wybór, jeśli teraz odpuści, w porządku. Jeśli nie, nie mówię nic więcej. To dobre wyjście, sam wybierze, co zrobi, dzięki czemu, nie będzie mnie o to później obwiniał. Jakby nie miał już wystarczająco dużo powodów do tego, by znowu na mnie krzyczeć.

Mocne podmuchy wiatru szarpały moimi ubraniami, a z luźnego koka wymknęły się kolejne rude kosmyki włosów. Obserwowałam napięte ramiona Proroka, które rozluźniły się odrobinę, gdy słowa wypowiedziane przeze mnie dotarły do niego. Jego pięść zawisła w połowie drogi do twarzy Lucky`ego, jakby rozważał czy go zabić. Widziałam, że mężczyzna i tak ma zmasakrowaną twarz - cała w krwi, z pojawiającymi się siniakami, a do tego mnóstwo ran otwartych.

Andy wstał gwałtownie, podchodząc do mnie bez słowa. Pociągnął mnie mocno za przedramię, a ja spojrzałam na jego knykcie; krew wypływała z małych ran, spływając po palcach. Musiało go to cholernie piec, ale nie pokazywał tego po sobie. Zatrzymał się przy drzwiach, odwracając się gwałtownie w moją stronę.

- Czy ty, do jasnej cholery, jesteś inteligentna? Zaatakowałaś Natashę, a ja zamiast jej pomóc, musiałem przybiec tu, kurwa! - krzyczał.

Skuliłam się pod natłokiem jego słów. Po chwili zmarszczyłam brwi, analizując każde wyjście, które mi pozostało. Głupim pomysłem byłoby mówienie czegoś w stylu "nie musiałeś tu przychodzić, sama sobie dobrze radziłam", nic bardziej niemądrego. Zamiast tego, wyprostowałam się, co miało dodać mi nieco pewności siebie.

- Była dla mnie zagrożeniem, próbowała wyciągnąć z mojego umysłu to, czego tam nie było. Dodatkowo, bolało jak cholera, więc postąpiłam instynktownie.
- Instynktownie! - prychnął, w końcu puszczając moje przedramię. - Jesteś... ugh! Mogłaś się poddać, kurwa, tak czy inaczej poznam twój pieprzony sekret!
- Nie mam żadnego sekretu! - krzyknęłam, odrobinę mijając się z prawdą. Prawie nic przed nim nie ukrywałam.
- Jesteś nieznośna!

Przewróciłam oczami. Brawo dla niego, powoli to odkrywał. Miałam dziwny charakter, na początku zawsze jestem skryta, nieco nieśmiała i wycofana, może odrobinę tajemnicza. Potem staję się pyskata, humorzasta i nieznośna. Moi rodzice nienawidzili mnie za to, ale nie obchodziło mnie to. Przynajmniej starałam się, by tak to wyglądało. Nikt nie widział, kiedy płakałam po kątach. Nikt nie widział, kiedy cierpiałam w samotności. Nikt nic nie widział, bo nikt nie chciał niczego widzieć. Nikt. Byłam typem samotnika, zawsze spoglądałam na ludzi "popularnych" w armii; uśmiechnięci, piękni, zabawni. Chciałam być jak oni, mieć mnóstwo przyjaciół. Dopiero potem zrozumiałam, że lepiej mieć jedynie garstkę takich ludzi, bo oni ci pomogą. I tym się kierowałam, już nie chciałam być lubiana przez wszystkich. Nawet przez to, że byłam sobą, nabawiłam się wielu "wrogów". Nienawidzili mnie, bo byłam sobą. Ale nie obchodziło mnie to. Już nie.

Andy pociągnął mnie znowu, ruszając do miejsca, skąd uciekłam. Do Natashy. Westchnęłam cicho, spuszczając głowę niczym pokonana, przegrana. W takich momentach zastanawiałam się gdzie zniknęła moja odwaga. Znikała w momentach, kiedy ją najbardziej potrzebowałam.

- Wszystko w porządku, Natasho?

W momencie, kiedy stanęliśmy w piwnicy, Prorok umocnił swój uścisk, odcinając mi tym drogę ucieczki. Zamiast obmyślania planu zabicia wszystkich, zlustrowałam spojrzeniem Natashę. Obejmowała się ręką w miejscu, gdzie zadałam jej cios, ale krew zniknęła, bluzka była nowa, świeższa, a poza tym kobieta nie wyglądała na bardzo cierpiącą, wręcz przeciwnie. Zdawało się, że po prostu pobolewał ją brzuch, ot tak.

- Okazało się, że to zielsko jednak pomaga w takich ranach - mruknęła, a jej ostry rosyjski akcent podrażnił moje uszy.

To chyba jedna z tych osób, której nie polubię, trudno. Niewielka strata, tak myślę. Odgarnęłam włosy z twarzy, wędrując wzrokiem po ścianach. Natasha była naprawdę dziwną osobą, trzymała w jakiś dziwnych ramach różne liście i inne cholerstwa. Po co jej to?

- Och, a tu jest nasza mała uciekinierka. Powinieneś ją lepiej wytresować, Andy.
- Nie jestem pieprzonym psem - warknęłam, kiedy tylko usłyszałam jej słowa.

Wzruszyła ramionami, ignorując to, co powiedziałam. Tak, zdecydowanie się nie polubimy, już działała mi na nerwy. Prorok spojrzał na mnie srogo, ostrzegająco. Poczułam się jak małe dziecko, które zrobiło coś źle i zostało za to zganione. Ale już nie byłam dzieckiem. Byłam dorosła.

- Zabierz ją stąd, nie chcę jej widzieć - powiedziała po chwili ciszy.
- Najpierw porozmawiamy - odparł Andy.

Spojrzałam na niego; na jego zmarszczone brwi, na jego mroczne oczy, na jego groźny wyraz twarzy. Wszystko w nim krzyczało, jak bardzo był zły i niebezpieczny. Zaciągnęłam się powietrzem, kiedy przeniósł wzrok na mnie.

- Masz tu zostać, rozumiesz? Nawet nie próbuj uciekać, bo nie będę się hamował.

Nie wiedziałam, o co dokładnie mu chodziło, ale przytaknęłam ruchem głowy. Ruszył za Natashą w górę schodów, rzucając mi ostatnie ostrzegające spojrzenie. Przełknęłam ślinę, wypuszczając wstrzymywane powietrze. Naprawdę mnie przerażał, ten jeden raz nie miałam ochoty na jakąkolwiek ucieczkę. Chciałam tylko usiąść, by poczekać na jego powrót.




Przetarłam twarz dłońmi, a szaleńczy krzyk wyrwał się z uścisku mojego ściśniętego gardła. Zacisnęłam mocno powieki, kręcąc gwałtownie głową na boki, by pozbyć się białych plamek przed oczami. Serce biło tak mocno, jakbym przebiegła cały maraton, a mózg oszalał od różnych emocji. Wstałam z kolan, starając się zrobić krok w przód, jednak moje ręce sprawiły, że zostałam w miejscu, a właściwie łańcuchy. Potrząsnęłam nadgarstkami, a metal wydał charakterystyczny dźwięk. Skrzywiłam się, kiedy poczułam ból. 

Co ja tu robiłam? Jak się tu znalazłam? Nie do końca to wiedziałam. W chwili, kiedy Andy wrócił, tym razem bez Natashy, mruknął coś pod nosem i związał mnie. Początkowo, myślałam, że zrobił to przez moje "wybryki", ale potem... potem nie było nic. Wielka czarna pustka. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, po prostu spadałam w otchłań, czując się tak, jak w tych wszystkich filmach. Bałam się, chociaż powinnam być do tego przyzwyczajona. Prorok wymyślał dla mnie wiele rzeczy, dlaczego musiałam odczuwać strach? Nieważne. Potem obudziłam się tutaj, w łańcuchach, a ból ogarniał mnie stopniowo, by w końcu uderzyć pełnymi siłami. Co się ze mną działo, do cholery? 

- Obudziłaś się, w końcu.

Przekręciłam głowę w sekundę, co mogłoby zaboleć, gdybym potrafiła odczuć inny ból. W drzwiach jakiejś cholernej szklarni stał Andy w towarzystwie mężczyzny. Zmarszczyłam brwi, skanując go spojrzeniem. Był... cóż, zaciekawił mnie.

- Och, tak, to jest Pająk, poznajcie się. 

Pająk... takie przezwisko zdecydowanie do niego pasowało. Dlaczego? Na czole miał wytatuowanego pająka. Brzydziło mnie to, bo z natury nie lubiłam tych stworzeń, ale także i zaintrygowało. Swoją drogą, miał naprawdę dużo tatuaży. Mieszały się z jego krótkimi włosami na skórze głowy, na policzku parasolka układała się w strzałkę, a wspomniany robal prezentował się dumnie na jego czole. Niebieskie oczy, nieco zamglone, pokazywały wieczne zmęczenie mężczyzny, a usta układały się w chudą kreskę. Tak, to zdecydowanie jeden z tych dziwnych ludzi.

- Co ja tu robię? - zapytałam.

Mój głos brzmiał zupełnie inaczej. Przez to, że nie kontaktowałam był bardziej zachrypnięty i cichszy, co wywołało grymas na mojej twarzy. Andy zaśmiał się cicho, przymykając oczy, a ja zmarszczyłam brwi, czując narastający gniew. Działał mi na nerwy.

- Widzisz... to, co pokazałaś u Natashy, te moce... musimy je sprawdzić, rozumiesz? - mruknął, nie dając mi nawet czasu na odpowiedź. - Zresztą, nie czas na tłumaczenia, Leah - warknął pogardliwym tonem.

Coraz częściej dostrzegałam jego zmienne humorki, chociaż ani trochę ich nie rozumiałam. Potrafił do mnie mówić wesoło, by po sekundzie zacząć krzyczeć. Tak cholernie mnie tym już denerwował...

Mężczyzna, inaczej Pająk, podszedł do mnie, przyciskając coś do skóry. Krzyknęłam, bardziej z zaskoczenia niż bólu, kiedy ukuł mnie jakąś czarną igłą. Krew zaczęła lecieć ze zgięcia przedramienia, a ja zmarszczyłam brwi, obserwując ją. Szatyn cofnął się na swoje miejsce, ale nie zwróciłam na to uwagi, zafascynowana krwią, a raczej tym, co się z nią działo. Ciemna ciecz spływała po mojej ręce w dół, stopniowo robiąc się czarna. Mroczne cienie otulały moje przedramię, a krew znikała po trochę, kropla po kropli. Zignorowałam ostrzeżenie, które pojawiło się w moim umyśle, obserwując dalej złowrogie macki - pełzły po czarnej ścieżce, którą zostawiało coś, co nie do końca było moje. Nie mogło być. W końcu, kto ma czarną krew? Ale to był nowy świat, inny, tu wszystko było możliwe.

Ciecz zniknęła w minutę, a może i mniej? Ogarnęła mnie niezwykła moc i energia, co odrobinę przerażało. Nigdy nie czułam tego w takich ilościach, co się właśnie działo? Powoli przeniosłam swój wzrok na ciało, a właściwie ubrania. 

Paliłam się. Chociaż nie tak dosłownie. Ogień ogarnął moje wnętrze, ale na zewnątrz byłam czarna, pokryta cieniem, jeśli tak można to opisać. Czarne macki otaczały mnie, jakby próbowały chronić przed wszystkim, co mogło chociaż odrobinę skrzywdzić. To było... niesamowite w swej mroczności. Odczuwałam ogromną moc i... satysfakcję. 

- Spójrz w lustro, Leah.

Niski głos dotarł do moich uszu, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że to były słowa Pająka. Kiwnęłam powoli głową i podeszłam do lustra, które stało w kącie, ale powieki przysłoniły oczy przez jakąś głupią obawę. Wzięłam głęboki wdech, licząc do pięciu. 

Jeden...

Dwa...

Trzy...

- Spójrz w to cholerne lustro, Leah! - krzyknął Andy.

Natychmiast otworzyłam oczy, spotykając się ze swoim odbiciem w szklanej powłoce. Po sekundzie oddech uwiązł mi w gardle, kiedy zorientowałam się, co dokładnie widziałam. To było... niezwykłe. Ale przerażało mnie, zdecydowanie. Cholera.




Od autorki: Dzień dobry! Tak, tak, długo mnie nie było. Mam cholerne zaległości w waszych blogach, ale obiecuję się poprawić! Przerwałam w co najmniej ciekawym (haha, nieee) momencie xD Myślicie, że co się stało z naszą Leah? Ogólnie, myślałam nad piosenkami w rozdziałach, co wy na to, gdybym dodawała też od Bring Me The Horizon? Przyznam szczerze, że to mój ulubiony zespół (są ze mną od baaardzo dawna) i naprawdę trzy czwarte rozdziałów piszę przy ich piosenkach (a szczególnie And The Snakes Start To Sing). Pasuje wam to? Rozdział trochę krótki, ale po prostu musiałam tu przerwać! :D Cholernie chcę już piętnastego czerwca, w końcu wtedy będzie Orange Warsaw Festival, a na nich Bring Me The Horizon! Moja jakże kochana siostra załatwiła nam bilety na płytę (umrę, nie ma już dla mnie nadziei! xD), ale jakoś dam radę, nie pozwolę się zdeptać przez tych napakowanych ziomków, którzy się tam zawsze cisną! xD Jedzie z was na to ktoś jeszcze? Może się spotkamy? :) To w sumie byłaby fajna sprawa, nevermind. Dobra, do następnego, xx.