niedziela, 19 kwietnia 2015

1.24 - Ogród z gwiazdami




Obudziłam się chyba wyjątkowo wcześnie, ponieważ słońce tak do końca nie wzeszło. Dotknęłam dłonią brzucha, ponieważ podejrzewałam, że to właśnie ten mały złośnik mnie wybudził z nad wyraz spokojnego snu, którego już dawno nie doświadczyłam. Uniosłam nieco głowę, patrząc na śpiącego Andy'ego, który służył mi dzisiaj za poduszkę. Uśmiechnęłam się na widok jego spokojnej twarzy. Na podbródku dostrzegłam jednodniowy zarost, aczkolwiek był chyba jednym z tych ludzi, którzy tak zwany "dziewiczy wąsik" musieli zapuszczać przez przynajmniej tydzień. Ryan też miał ten problem, chociaż ja to widziałam bardziej jako zaletę. Nie lubiłam zarostu i denerwowały mnie brody "na drwala".

Westchnęłam cicho, odgarniając delikatnie czarne włosy z twarzy Andy'ego. Pierścionek zaręczynowy zalśnił od dziennego światła, przyciągając moje spojrzenie. Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie minionych dni. Nie do końca wiedziałam, dlaczego akurat wtedy postanowiłam się na to zgodzić, ale... chyba nie żałowałam. To znaczy, jeśli Andy będzie taki jak przez ten czas od jego... śmierci, nie pożałuję swojej pochopnej decyzji ani przez sekundę.

- Gapisz się - powiedział Prorok zachrypniętym, niskim głosem.

Uśmiechnęłam się i mimowolnie zarumieniłam, ponieważ, cholera, musiał się obudzić? Poczułam, że przycisnął mnie do swojego ciała nieco mocniej, uważając na brzuch. Wiedziałam, że miał to dziecko za skarb i to było naprawdę urocze, że tak dbał o... naszą dwójkę. Czy to dziwne, że nadal nie przyzwyczaiłam się do tego, iż noszę w sobie dziecko? Boże, to wszystko odbyło się w zastraszająco szybkim tempie.

- Nie, żeby mi to przeszkadzało - zaczął mówić. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, kiedy otworzył swoje zimne oczy, patrząc na mnie z pewnego rodzaju troską, ale i zadziornością. Och, nie zmienił się ani trochę. - Jesteś jedyną, której pozwalam na takie spojrzenie i to też obowiązuje w drugą stronę, jakby ktoś miał wątpliwości.

Przewróciłam oczami, ponieważ nawet teraz, kiedy ledwo kontaktował po śnie i o tak wczesnej godzinie, musiał podkreślić, że należę tylko do niego i jedynie on ma do mnie "prawa". Położyłam swoją dłoń na jego klatce piersiowej, by oprzeć na niej podbródek i mieć lepszy widok na twarz Andy'ego. Uśmiechniętego Andy'ego.

- Niewątpliwie, nawet, jeśli ktokolwiek próbowałby coś ze mną, szybko zrozumiałby, że to zły pomysł, głównie dzięki złamanemu nosowi, który dostarczyłbyś każdemu śmiałkowi.

Zaśmiał się, a do moich uszu dotarła cudowna poranna chrypka. Uśmiech na mojej twarzy powiększył się, ponieważ byłam dumna z tego, że to ja wywołałam ten gest. Sapnęłam dziwnie, kiedy nagle zamilkł i podciągnął mnie do góry, przez co leżeliśmy obok siebie, twarzą w twarz. Przycisnął swoje usta do mojego nosa i, cholera, pomyślałam, że to naprawdę urocze. A potem wepchnął twarz w zgłębienie szyi, zaciągając się powietrzem.

- Pachniesz mną - powiedział cicho, a ja nieświadomie się zarumieniłam. - To cholernie pociągające.

Powstrzymałam absurdalny jęk, który chciał wydostać się z moich ust i zamiast tego chrząknęłam. Andy zaśmiał się, wtulając się we mnie jeszcze bardziej, a do mojej głowy mimowolnie przybyły kolejne myśli. Wyobraziłam sobie swojego małego syna, już pięcioletniego, który leży dokładnie tak jak teraz jego... jego ojciec. Wypuściłam z płuc nieświadomie wstrzymane powietrze, ponieważ nawet w myślach brzmiało to dla mnie nieswojo.

- Co chcesz dzisiaj robić? - zapytał nagle.
- Um... ja? - powtórzyłam dla upewnienia.

Pytał się mnie, co chcę robić? Wow.

- A widzisz tu kogoś innego, mała? - mruknął z rozbawieniem, a moje serce rozpłynęło się. Mała? - Mogę ci coś pokazać, jeśli chcesz.

Uśmiechnęłam się, wyczuwając w jego głosie niepewność. Znałam go już trochę czasu, chociaż jednak nie tak długo, aczkolwiek wydawało mi się, że wiem o nim wszystko, dlatego tym bardziej zadziwiał mnie takimi drobnymi szczegółami. I, cholera, za to go kochałam.

- Jasne - odpowiedziałam, zauważając, że niecierpliwił się na moją odpowiedź.
- Świetnie - powiedział z uśmiechem i usiadł gwałtownie, patrząc na mnie. - Więc się ubieramy. Ale najpierw idziemy pod prysznic.

Mrugnął do mnie okiem i nawet się nie zorientowałam, kiedy zgarnął mnie z łóżka w swoje ramiona. Gdybym potrafiła wydać z siebie tak wysoki dźwięk, prawdopodobnie bym pisnęła, ale zebrałam się jedynie na krótkie "ej!". Andy zaśmiał się, odchylając głowę nieco do tyłu, ale po chwili ogarnął się i zaczął iść do łazienki. Spoważniałam nagle, widząc, do czego to wszystko zmierzało.

Chciał wziąć prysznic. Ze mną. Cholera.

Nie wyrywałam się, ponieważ to i tak nie miało sensu. Po prostu wzięłam głęboki oddech. To nic, prawda? Już widział mnie nagą i to dwa razy. Raz nawet podczas ciąży, więc nie jest tak źle. Postawił mnie na zimnych kafelkach, więc zrobiłam krok w lewo na puchowy i miły w dotyku mały dywan. Zamknął drzwi na klucz i wrócił do mnie z uśmiechem.

A potem tak po prostu ściągnął ze mnie swoją koszulkę.

Dzielnie walczyłam z rumieńcem, który chciał wypłynąć na moją twarz. To nic takiego, upomniałam samą siebie. Błądziłam spojrzeniem po ścianach, ponieważ, cholera, nie miałam stanika i Andy mierzył mnie teraz wzrokiem. Tym zimnym wzrokiem. Uśmiechnął się do mnie i pociągnął za podbródek.

- Hej - mruknął, by przyciągnąć moją uwagę. - Jesteś piękna, Leah, nie musisz się przede mną ukrywać.

Kiwnęłam głową, ponieważ nie widziałam innego rozwiązania. Andy złapał mnie za biodra, przyciągając delikatnie do siebie. Mój brzuch stykał się z jego brzuchem, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Wydawało mi się to... normalne. Ten widok. Wariowałam.

Wstrzymałam oddech, kiedy pozbawił mnie majtek, a potem w zastraszająco szybkim tempie i swoje bokserki rzucił gdzieś do tyłu. Staliśmy przed sobą nadzy, jednak nie trwało to długo, ponieważ pociągnął mnie za rękę pod prysznic. Zamknęliśmy klaustrofobiczną kabinę, a Prorok puścił wodę, ustawiając odpowiednią temperaturę. To znaczy, strumień był trochę zimny, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ i tak zawsze w takim się kąpałam, on chyba też.

Trzymał mnie cały czas za biodra, dzięki czemu miał większą możliwość... manewrowania mną. Cofnęliśmy się dwa kroki, przez co opierałam się o zimne kafelki. Wypuściłam drżący oddech przez usta, nie do końca wiedząc, jak na to wszystko zareagować. Andy uśmiechnął się, a potem nachylił w moją stronę i pocałował mnie. Uchyliłam wargi na ten niespodziewany gest, co wykorzystał, pogłębiając pocałunek. Po chwili wahania uniosłam dłonie i wplotłam je w czarne włosy Proroka, czując jego zadowolony uśmieszek. To wszystko wydawało mi się takie... normalne.

- Andy!

I wszystko nagle się skończyło. Biersack sapnął ze złością i puścił mnie niechętnie, wychodząc spod prysznica. Zakręciłam wodę i poszłam w jego ślady, szybko zakrywając się ręcznikiem. Stanęłam tak, by nie było mnie widać i dopiero wtedy brunet uchylił drzwi.

- Czego? - warknął do stojącego w progu Jinxxa.
- Musimy pogadać. Najlepiej teraz.

Andy warknął coś pod nosem, ale kiwnął głową i zamknął drzwi. Odwrócił się w moją stronę, a ja starałam się nie zwracać uwagi na luźno założony ręcznik, który odkrywał sporą część jego bioder. Przełknęłam ślinę, przytrzymując mocniej ręcznik przy ciele, którego długość nie była aż tak dobra przez mój brzuch.

- Dokończ prysznic beze mnie. Ubiorę się i pójdę z nimi pogadać, ale za niedługo wrócę, więc już się... wyszykuj? Cokolwiek, zabiorę cię tam tak czy siak. Załóż coś wygodnego.

Kiwnęłam głową, patrząc prosto w jego mroźne oczy. Objął moją twarz dłońmi i przycisnął swoje usta do czoła, całując je. Uśmiechnęłam się i przymknęłam na chwilę oczy, by potem rozchylić je i patrzeć jak wychodził z łazienki. Westchnęłam i zamknęłam za nim klucz w drzwiach, zrzucając z siebie ręcznik, na końcu wracając pod prysznic.


~ * ~


Po dwudziestominutowym prysznicu w końcu wyszłam z łazienki, a włosy nie miały już oznak wody przez suszarkę. Szybko założyłam czarną bieliznę, którą wyciągnęłam z górnej szuflady, a potem zajęłam się wybieraniem ubrań. Wyciągnęłam jakieś (czarne!) spodnie dresowe z gumką na kostkach, a także w biodrach, mając na względzie wygodę, którą Prorok mi... hm, polecił. Założyłam materiał, by potem znaleźć zwykły, równie ciemny, t-shirt, który zdecydowanie nie wyglądał na damski. Wzruszyłam jedynie na to ramionami, no bo, hej!, koszulka była w mojej szufladzie! Narzuciłam ją na ciało i wyciągnęłam jeszcze bluzę, tak na wszelki wypadek. Przewiązałam ją w pasie i dopiero wtedy mogłam usiąść na łóżku, przymykając oczy. Oparłam dłonie za plecami, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. 

Wstałam, chyba nazbyt gwałtownie, kiedy ktoś zapukał w drzwi. Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w ich stronę, otwierając je. Uśmiechnęłam się delikatnie na widok Skitsa. Nie widziałam go od wybudzenia Andy'ego i tak właściwie nie mieliśmy czasu, by ze sobą dłużej pogadać. Zmierzyłam spojrzeniem jego sylwetkę, nie zauważając żadnych siniaków ani niczego innego. Czyli chyba dobrze go traktowali.

Odsunęłam się, robiąc mu miejsce. Wszedł do pomieszczenia, a ja zamknęłam drzwi, odwracając się w jego stronę. Obserwowałam go, kiedy kręcił się po pokoju, skanując wzrokiem każdy szczegół pomieszczenia. Zmarszczyłam ponownie brwi, zakładając ręce na pierś.

- Coś się stało? - zapytałam. 

Spojrzał na mnie zdenerwowanym wzrokiem, a ja zauważyłam, że lewe oko Skitsa zrobiło się czerwone. Dlatego stałam teraz przy drzwiach, tak na wszelki wypadek. Nie chodziło o to, że się go bałam, ale bałam się raczej siebie i tego, co mogłabym nieświadomie zrobić. Nawet nie jemu, a sobie czy dziecku. Nieważne. Moje myśli schodzą na inny tor. 

- Musimy się stąd wynosić - powiedział, krążąc po pokoju. - Teraz. Cholera, nie wierzę, że pozwoliłem ci tu wrócić, to był zły pomysł.
- Chwila, o czym ty mówisz? 

Zatrzymał się w swojej wędrówce i spojrzał na mnie, a potem podszedł szybkim krokiem i ścisnął moje ramiona. Powstrzymałam grymas na twarzy przez jego nagły ruch i czekałam na odpowiedź z niecierpliwością. Nawet chciałam ponowić pytanie, ale zaczął coś mruczeć pod nosem, aż w końcu zebrał się na normalne mówienie:

- Nie powinienem był ci pozwolić tu wrócić. Prorok cię niszczy samą swoją obecnością, jeszcze teraz ten F.E.A.R., Leah. Twoja moc, musimy ją opanować. Z dala od Proroka. 
- Co? - mruknęłam ze zmarszczonymi brwiami. - Nie, Skits, nie wrócę z tobą. Tu jest moje miejsce. 
- Nie pierdol, Leah, tylko chwyć mnie za rękę i znikajmy. 
- Nie - zaprotestowałam. - To tutaj jest moje miejsce, Skits - powtórzyłam, podkreślając drugie słowo.
- Leah, proszę cię, nie kłóć się ze mną, nie teraz... - jęknął. 
- Jeśli to wszystko, co chciałeś mi powiedzieć, możesz już wyjść, ponieważ ja się nigdzie nie ruszam.

Warknął pod nosem, a potem cofnął się dwa kroki, puszczając mnie. Znowu krążył po pomieszczeniu, co zaczęło mnie naprawdę denerwować, chociaż nie pokazywałam tego po sobie. Z jednej strony byłam na niego zła, ponieważ (znowu!) chciał mnie stąd wyciągnąć, ale z drugiej... musiał mieć poważny powód tego zamiaru, prawda? Skits nie był typem człowieka, który reagował na wszystkie bzdury tego świata. Czy faktycznie coś mi groziło? Lub, co gorsza, dziecku? Nie, nie mogę teraz o tym myśleć. Jestem tu bezpieczna, więc to nic, czym powinnam się martwić. 

- Przemyśl to, Leah. Powinnaś go zostawić na jakiś czas - powiedział jeszcze, a potem wyminął mnie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. 

Westchnęłam i podeszłam do łóżka, siadając na nim ociężale. Co, jeśli Skits miał rację? To znaczy, chodzi mi o to całe niebezpieczeństwo, nie o zostawienie Andy'ego. Nie zrobię tego po raz drugi. Jęknęłam nagle, kiedy poczułam kopnięcie w brzuchu, co chyba bardziej przypominało rwący skurcz. Wzięłam głęboki wdech i w tym momencie do pomieszczenia wszedł Prorok. Kiedy zauważył, jak trzymam się za brzuch ze spuszczoną głową, to podszedł szybko i kucnął, by mógł zobaczyć moje zaciśnięte powieki. 

- Leah, wszystko dobrze? - zapytał cicho, gładząc moje udo. 
- Um... tak, po prostu... po prostu mnie znokautował - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech. 

Ból po chwili minął, więc otworzyłam oczy w momencie, kiedy Andy wstawał z kucek. Uniosłam głowę, przez co odebrało mi mowę, bo, cholera... Zmierzyłam go wzrokiem, w którym zdziwienie zagościło na dłuższy czas. Andy uśmiechnął się do mnie łobuzersko, odgarniając włosy z twarzy. Miał na sobie strój do koszykówki w czarno-czerwonych kolorach, na nogach zupełnie czarne trampki, a dodatkowo na kołnierzu koszulki trzymały się jego okulary, które wyglądały jak Ray-Bany, chociaż ostatnie, o czym myślałam, to fakt, czy są oryginalne. Chociaż pewnie są. Śmiech Biersacka wybudził mnie z transu, w który wpadłam, więc zarumieniłam się i spuściłam wzrok. Zagryzłam wargę, zauważając, jak spodenki wiszą na jego biodrach. Cholera, wyglądał... seksownie. 

- Leah - powiedział ze śmiechem.

Spojrzałam na niego z rumieńcami na policzkach i zakłopotaniem w oczach. Pochylił się nade mną z rozbawieniem wypisanym na twarzy. To było dziwne, widząc go takiego. Śmiejącego się. Może i szczęśliwego. Oparł swoje dłonie na moich udach i złączył nasze usta w pocałunku. Prawie od razu wplotłam palce we włosy Andy'ego, nieznacznie za nie ciągnąc. 

- Idziemy? - wychrypiał, odsuwając się ode mnie dwa centymetry. 
- Jasne - mruknęłam, uśmiechając się. 

Wyprostował się i odsunął, dzięki czemu mogłam swobodnie wstać. Splótł nasze palce razem i pociągnął mnie za rękę, wychodząc z pokoju. Czułam dziwne uczucie radości i podekscytowania, ponieważ nie wiedziałam, gdzie chciał mnie zabrać. No i po trochę korzystałam z jego dobrego humoru, ponieważ... ile jeszcze taki będzie?

Wyszliśmy z budynku. Słońce prawie od razu zaatakowało moje oczy, dlatego zmrużyłam je, przewracając oczami na Andy'ego, który odwrócił się w moją stronę z cwaną miną, prezentując okulary na nosie. Zrównałam z nim krok, patrząc, gdzie zmierzaliśmy. Wokół nas rozciągało się pustkowie, jedynym miejscem, gdzie mógłby nas prowadzić to mały budynek niedaleko ich siedziby. Wyglądał trochę jak dużej wielkości szopa lub naprawdę malutkie mieszkanko. Nie do końca wiedziałam, jak opisać jego wielkość.

- Gotowa? - zapytał.

Pokiwałam energicznie głową, a wtedy wypowiedział parę słów pod nosem i... jego ręka zabłysła. Zamarłam na chwilę, patrząc, jak swoją lewą ręką wykonał nieokreślony ruch, a kończyna świeciła bladoniebieskim kolorem. Usłyszałam skrzypienie i drzwi uchyliły się, a Andy uśmiechnął się do mnie. Wpuścił mnie jako pierwszą, więc wmaszerowałam do środka i równie szybko się zatrzymałam. Rozejrzałam się dookoła, nie wierząc w to, co widziałam.

Ogród. Magicznie wyglądający ogród. Wszędzie kwitły kwiaty i różne krzewy, które chyba miały wyznaczać ścieżkę. Zauważyłam nawet parę drzew, których teraz prawie nie dało się znaleźć. Ale nie to było najdziwniejsze, a sufit. Był cały w gwiazdach, wyglądał jak bezchmurne niebo nocą. Niezwykły widok.

- Podoba ci się?

Spojrzałam na Andy'ego nieco rozbieganym spojrzeniem, kiwając powoli głową. Zaśmiał się na widok mojej miny, a ja bez namysłu wpadłam w jego ramiona, sprawiając, że zamarł na chwilę, by w końcu odwzajemnić uścisk. Wziął głęboki oddech, opierając swój podbródek na czubku mojej głowy. To stanowczo nie fair, że był tak wysoki. To znaczy, bardzo dobrze, że miał ten swój metr dziewięćdziesiąt trzy, ale czasami wyglądaliśmy zabawnie z tak wielką różnicą wzrostu.

- Chodź, nie pokazałem ci najlepszego.

Pociągnął mnie za rękę przez korytarze stworzone dzięki krzewom. Przyspieszyłam, ponieważ odstawałam nieco z tyłu, Andy miał stanowczo zbyt długie nogi. Skręcił parę razy, aż w końcu znaleźliśmy się na czymś, co przypominało...

- Plac zabaw - wychrypiałam. - To cholerny plac zabaw.

Andy zaśmiał się, odchylając głowę nieco do tyłu, przez co mimowolnie przestałam podziwiać plac zabaw, przenosząc wzrok na niego. Szybko jednak wróciłam spojrzeniem na rzeczy przede mną, patrząc dokładnie. Wyglądały zupełnie tak, jak powinny - jak gdyby przeżyły swoje. Gdzieniegdzie farba odpadała, ale nie było z nimi aż tak źle. Przede mną stały dwie huśtawki, dwie zjeżdżalnie, jakieś dziwne zwierzęta-sprężyny, na których też się huśtało... cholera, była tu nawet piaskownica!

Poczułam ręce Andy'ego na swoim brzuchu, kiedy objął mnie od tyłu, całując krótko moją szyję. Westchnęłam pod nosem, uśmiechając się. Czy tak wygląda szczęście? Bo jeśli tak, właśnie je znalazłam.

- Będziemy tu przychodzić z naszymi dziećmi, Leah. To dla nich.

I wtedy moje serce się rozpłynęło.




Od autorki: Koszmarnie mi się pisze o takim Andy'm, no xD Długo mi szedł ten rozdział i nie jestem z niego dumna, ale pomyślałam, że dam wam ich chwilę czułości przed wojną i tym wszystkim xD Jest dwudziesta trzecia, więc teraz tego nie dodaję, no ale sprawdzałam błędy i mogło mi coś umknąć. Mój kolega myśli, że Oskar (pies Olivera) to mój pies i ogólnie to wyję xD Chyba popadam w monotonię. Co zrobić ze swoim życiem? Pojawiły się nowe odcinki Gry o Tron i cały czas nadrabiam. Do następnego, 20 komentarzy, xx.

środa, 1 kwietnia 2015

1.23 - Czas wojny




Chyba nie do końca potrafił zrozumieć to wszystko, co stało się w przeciągu minionych dni. Najpierw dowiedział się, że będzie miał syna. Potem Leah zniknęła z tym dziwnym Strażnikiem. Rozpaczał, a ona to zobaczyła. I umarł. Szybował wokół nicości, aż nazbyt dobrze wiedząc, że nie pozna swego syna, że już nigdy nie zobaczy dziewczyny. I nagle tak po prostu się przebudził. Z Leah przy boku. Dowiedział się, że to dzięki Strażnikowi, więc podziękował mu i prawie natychmiast zabrał do swojego domu Le, cały czas w głowie mając jej zgodę na oświadczyny. Kiedy ściskał rękę Leah, czuł zimno metalu na palcu dziewczyny. I kiedy znaleźli się na miejscu, nie minęła chwila, a on mógł po raz drugi być w niej. Czuł się niezwykle, ponieważ pozwoliła mu zbliżyć się do niej z własnej woli. Już żadna Przysięga nie zmuszała jej do tego, wiedział o tym. A jak zeszli na dół i Prorok po prostu chciał się nią zaopiekować i zrobić jedzenie, ona przyciągnęła go do siebie i powiedziała, że go kocha. Zatkało go, ponieważ nie spodziewał się żadnej z tych rzeczy, które doświadczył po odzyskaniu życia. Nie potrafił nic odpowiedzieć i widział na jej twarzy, że odczytała to w sposób, w którym każdy by to odebrał. Myślała, że jej nie kochał. Ale to nie była prawda. I kiedy chciała go już odepchnąć, by uciec z kuchni, przycisnął ją jeszcze bardziej do siebie, uważając na wypukły brzuch i powiedział:

- Nawet nie wiesz, ile na to czekałem. 

Uspokoiła się w jego uścisku i rozluźniła napięte mięśnie, pozwalając Prorokowi złożyć czuły pocałunek na jej czole. Przytulił ją do siebie w miarę możliwości, przymykając oczy. Zbierał swoją własną odwagę na słowa, które miały wylecieć z ust, ponieważ zwyczajnie się ich bał. 

- Ja ciebie też kocham, Leah - westchnął. 

Dziewczyna już do końca się uspokoiła w jego uścisku i objęła go w pasie, wtulając policzek w klatkę piersiową Andy'ego. Czuł się... szczęśliwy. Zaufała mu i oddała resztki siebie, które zatrzymywała przy sobie, a także pokochała go, mimo tego całego zła, jakim ją zarzucił. Nie powinien zabijać jej rodziców, jednak w tamtej chwili, kiedy to robił, nawet nie pomyślał, że tak bardzo obdarzy ją uczuciem. Żałował decyzji wyeliminowania Rebels Army, jednak gdyby nie to, nie poznałby Leah. 

Żałował też znaku, który jej dał. Wtedy, kiedy przypalali skórę dziewczyny, by ją oznakować, wiedział, że jest na to inny sposób, mniej bolesny, ale chciał jej pokazać, że nie będzie dla niej miły i delikatny. Jednak taki się właśnie stał. Darował jej ucieczki, czy nawet te nieliczne pyskówki, które od czasu do czasu się pojawiały. Zmusił ją Przysięgą do czegoś, czego nie chciała, ale gdyby nie to, kto wie? Może teraz nie stawiliby w uścisku, wyznając sobie miłość?

Mimo wszystko, cieszyło go to, jak jego życie potoczyło się w ostatnich miesiącach. Żałował tych znaków Leah, które sprawiały, że stawała się kimś więcej, niż Buntowniczką. Musiał ją pilnować przed F.E.A.R.'em, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko Prorok mógł ją chcieć. 

Nigdy nie podejrzewał, że w tak młodym wieku oświadczy się i to z własnej woli, a także będzie miał dziecko. Ale tak właśnie potoczyło się jego życie i teraz nie chciał tego cofać. Nawet nie zwracał uwagi na różnicę wiekową pomiędzy nimi, którą kiedyś wszyscy się przejmowali. Sześć lat różnicy wydawało się niczym. 

- A teraz naprawdę musisz coś zjeść - wychrypiał. 

Leah kiwnęła głową, więc odsunął się od niej i ruszył w stronę blatu, gdzie wcześniej kroił warzywo. Nie robił nic szczególnego, ot, jajecznicę z pomidorem i szynką. To właściwie jedyne rzeczy, które tu znalazł. Czuł na sobie spojrzenie dziewczyny, więc uśmiechnął się pod nosem, ale nie powiedział nic, nie chcąc, by po raz kolejny się zawstydziła. Uwielbiał jej rumieńce, ale lubił też, kiedy miała w sobie pewien rodzaj odwagi.

Powstrzymał westchnięcie i wrzucił wszystko na patelnię, mieszając co jakiś czas. Po chwili rozbił tam jajka, chcąc mieć już to całe gotowanie za sobą. Nie był najlepszym kucharzem, dlatego trzymał się z dala od wszelkich potraw, a spalenie jakiegoś jedzenia wychodziło mu znakomicie, dlatego teraz stresował się, że coś mu nie wyjdzie. Zabawne. 

Drgnął, kiedy poczuł zimną rękę na swoim ramieniu, jednak szybko się za to zganił. Spojrzał przez ramię, wcześniej zmniejszając temperaturę na płycie, i uśmiechnął się w stronę Leah. Nawet nie usłyszał, że wstała ze swojego miejsca. Delikatnie wyjęła mu rączkę patelni i drewnianą łyżkę, szturchając go swoim biodrem, by się przesunął. Westchnął z jakiegoś rodzaju ulgą, że nie musiał tego dokańczać, a potem stanął za dziewczyną, kładąc dłonie na jej brzuchu i opierając podbródek na ramieniu. 

- Jesteś beznadziejny w gotowaniu - powiedziała z uśmiechem. 
- Wiem o tym - mruknął, przewracając oczami. - Dlatego to ty będziesz gotowała naszemu dziecku. 

Poczuł, jak zamarła i przez chwilę zastanawiał się, co źle powiedział, ale wtedy równie szybko się rozluźniła i jakby nieco oparła plecami o jego klatkę piersiową. Pocałował ją w policzek, z uśmiechem dostrzegając robiącą się malinkę. Już kochał ten widok. 

- Tak - westchnęła. - Naszemu dziecku. 

Nie do końca wiedział, jak na to zareagować, ale nawet nie miał na to czasu, ponieważ Leah wyłączyła płytę i przesunęła patelnię, rozglądając się nieporadnie, zapewne za talerzami. Z dziwnym uczuciem puścił ją i przesunął się trochę w lewo, otwierając drugą dolną szufladę. Wyciągnął dwa talerze i postawił je na blacie. Potem pozwolił sobie na dokładne obserwowanie Le, która chyba nie zwracała na niego żadnej uwagi, zbyt zajęta nakładaniem jedzenia. 

Koszula Proroka, którą na sobie miała, zdawała się być nieco krótsza niż powinna przez wypukły brzuch, ale jeszcze bardziej się mu podobała, ponieważ... cóż, był mężczyzną i skoro widział więcej szczegółów jej nóg, to mógł się tylko cieszyć. Od czasu do czasu dostrzegał nawet jej koronkowe czarne majtki, które znowu pobudzały jego wyobraźnię. Powstrzymał się przed jakimkolwiek ruchem, powtarzając sobie, że nie może jej tak teraz męczyć, szczególnie, że jest w ciąży.

Wziął dwa talerze i postawił je na stole, a potem usiadł, patrząc uważnie na Leah. Okrążyła powoli blaty, przy których wcześniej siedziała i szła w stronę Andy'ego, trzymając w dłoni dwa widelce. Nawet o tym nie pomyślał.

- Leah - powiedział, kiedy chciała już usiąść.

Spojrzała na niego dużymi oczami, a on wyciągnął w jej stronę dłoń. Podała mu swoją, dając się pociągnąć w stronę Proroka. Usadził ją sobie na kolanach, bokiem do siebie, oplatając w talii jedną ręką. Uśmiechnął się do niej łobuzersko, kiedy skierowała na niego wzrok. Nie skomentowała tego w żaden sposób i po prostu zaczęła jeść swoją, znacznie mniejszą od jego, porcję. Siedzieli tak bez słowa, w przyjemnej ciszy, przez dziesięć minut, dopóki telefon Andy'ego zaczął dzwonić. Prorok westchnął i sięgnął po urządzenie leżące na stole. Spojrzał na ekran, na którym wyświetliło się, że dzwonił Christian. Zmarszczył brwi, jednak odebrał szybko, bo mogło się coś stać. Prawie na pewno się coś stało.

- Christian? - mruknął, dając znać, że może mówić.
- Musicie tu wrócić, mamy problem.

Rozłączył się bez słowa i spojrzał na Leah, która obserwowała go przez ten krótki czas rozmowy. Przechyliła twarz nieco na lewo w pytającym geście, a grzywka zasłoniła jedno oko dziewczyny, więc Andy odgarnął rude kosmyki, przy okazji gładząc twarz Le. Objęła jego rękę swoją, a on mimowolnie pomyślał o czymś, o czym na pewno teraz nie powinien.

- Coś się stało? - zapytała cicho.
- Musimy wracać - odpowiedział tylko.

Kiwnęła głową i wstała z jego kolan, biorąc do rąk talerze. Podeszła z nimi do zlewu i umyła dokładnie, a potem wytarła ręce w suchą szmatkę. Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny, a ona podała mu swoją, dając się pociągnąć na piętro domu. Skierowali się do sypialni, gdzie zaczęli zbierać swoje rzeczy. Andy otworzył szafę, znajdując jakąś bluzkę, którą ubrał, a potem obejrzał się za siebie na Leah, która... cholera. Dziewczyna właśnie ściągała z siebie koszulkę, by założyć stanik. Podszedł do niej w chwili, kiedy uporała się z zapięciem i nachylił się, żeby pocałować ją w szyję. Wypuściła z ust drżący oddech w wyrazie zaskoczenia, a gdy Andy położył swoje ręce na jej biodrach, zachichotała.

- Masz zimne ręce - powiedziała, tłumacząc swój śmiech.

Przewrócił oczami, przysuwając ją do siebie jeszcze bardziej, dotykając ustami skóry na szyi, gdzie dało się zauważyć nabierającą koloru malinkę. Zauważył, że rozglądała się po pokoju, a kiedy zrozumiał, czego szukała, cicho poprosił:

- Zostań w mojej bluzce.
- Och. Okej - odparła, sięgając po koszulkę, którą wcześniej położyła na komodzie.

Uśmiechnął się i w końcu puścił ją, by pozwolić jej się do końca ubrać. Naciągnęła na siebie materiał i sięgnęła po kurtkę, również ją na siebie narzucając. Potem odwróciła się twarzą do Proroka, a on zaplótł ich palce razem. Czekała ich długa droga.


~ * ~


Dotarli na miejsce w niecałe pół godziny, aczkolwiek to i tak dużo. Leah jeszcze bardziej zwolniła swoje tempo przez ciążę i Andy nawet nie pokazywał zdenerwowania. Na dworze było zimniej niż przypuszczał, dlatego chciał, by jego mały rudzielec szybko znalazł się w środku. Powstrzymał odruch przewrócenia oczami na to, jak nazwał ją w myślach, ale to chyba przyszło do niego naturalnie. Nie chciał zbytnio nad tym myśleć, więc po prostu pospieszył do wejścia, narzucając szybkie tempo również Leah. Wpuścił ją pierwszą przez drzwi do siedziby Wild Ones i ruszył korytarzem w dół, trzymając dziewczynę za rękę, by nie zgubiła się w tej ciemności. 

Skręcił w prawo i otworzył drzwi do pomieszczenia, w którym zwykle Wild Ones spotykali się i rozmawiali na tematy zagrażające im. Obstawiał, że tutaj wszyscy będą, skoro pojawił się jakiś problem i nie mylił się. Wszedł do środka, wpuszczając Leah przodem. Obok Jake'a zauważył Suze, która stała z dłońmi splecionymi na brzuchu. Płaskim brzuchu. To po raz kolejny uświadomiło Proroka, jak źle mogło być z ciążą jego partnerki. Lub raczej jak dziwnie.

- Suze, zaprowadź Leah do pokoju z resztą dziewczyn i zaczekajcie tam na nas, dobrze? - mruknął Jake od razu po ich wejściu.
- Ale...  - zająknęła się dziewczyna z rudymi włosami.

Andy spojrzał na swoją towarzyszkę, która przestała mówić i dała się spokojnie wyprowadzić z pomieszczenia. Prorok ruszył na swoje krzesło przy stole, obserwując nerwowo chodzącego po pomieszczeniu Jake'a. Żałobnik ostatnio bywał poddenerwowany i każdy z nich mógł to zauważyć, jednak nikt nie znał powodu.

- Jake - mruknął Andy, kiedy cisza ciągnęła się, a słowa nie nadchodziły.

Brunet odwrócił się i spojrzał na Proroka, który zauważył, że oczy przyjaciela były nieco rozbiegane i szalone. Co takiego musiało się stać, że tak działało na zwykle opanowanego Jake'a? Andy poprawił się na krześle, które teraz przestawało być takie wygodne jak zawsze. Czekał na jakiekolwiek słowa od Żałobnika i  w końcu rozbrzmiały te, których nie chciał usłyszeć:

- Zima nadchodzi.


~ * ~


Szedł szybkim krokiem do swojego pokoju, nie mijając po drodze żywej duszy. Po długiej, prawie godzinnej dyskusji wypadł z pomieszczenia ich obrad i pomknął korytarzem, mówiąc wcześniej, że musi parę rzeczy sprawdzić. Nadchodząca zima była problemem, może nie brzmiała na nic strasznego, ale, cholera, taka właśnie była. Po pierwsze; to Prorok panował nad pogodą i fakt, że nic nie wiedział o nadciągającym śniegu wydawał się naprawdę podejrzany. Oczywiście, że natura sama wytwarzała codzienne słońce czy pochmurne chmury, ale on zawsze wiedział co i jak, lecz nie tym razem. I to już źle wróżyło. Kolejnym problemem był fakt, że ostatnia zima trwała trzy lata i to aż cud, że ktokolwiek ją przetrwał. Ludzie z armii Wild Ones i Rebels Army byli przyzwyczajeni do wiecznego upalnego słońca i nikt nie miał wcześniej czasu na jakiekolwiek przygotowania. A zima oznaczała też prawdziwą władzę F.E.A.R.'a. 

Zamknął za sobą drzwi z hukiem, zauważając strach na twarzy Leah przez ten niespodziewany dźwięk. Nie wiedział, co tu robiła, ponieważ miała siedzieć z resztą dziewczyn w jakimś neutralnym pokoju, ale plany chyba się nieco zmieniły. Mimo wszystko nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi i podszedł do komody, jednym ruchem zrzucając z niej wszystko. Powstrzymał grymas na twarzy, kiedy zauważył, że szklany wazon, który chyba mocniej przycisnął, pękł jeszcze pod jego dotykiem i teraz miał dwie duże części szkła wbite w dłoń. Przeklął głośno i już chciał demolować dalej, kiedy delikatny uścisk na nadgarstku krwawiącej ręki powstrzymał go. Podniósł wzrok na Leah, przełykając nagromadzoną ślinę. Patrzyła na niego nieco przestraszona, jednak nie cofnęła się ani o krok.

- Musimy ci wyciągnąć to szkło, Andy - mruknęła cicho. 

Nie zareagował, kiedy pociągnęła go za zdrową rękę do łazienki. Usiadł na krawędzi wanny, obserwując dziewczynę, która krzątała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu apteczki. Patrzył na jej brzuch i nawet uśmiechnął się kącikiem ust. Koszulka Proroka, którą Leah miała na sobie z tyłu była dłuższa, natomiast z przodu ledwo co zasłaniała jej brzuch. Wypuścił z płuc drżące powietrze; był strasznie niecierpliwy i już chciał, by jego... jego syn pojawił się na świecie. Chyba nadal nie potrafił uwierzyć w istnienie swojego dziecka. 

Zmarszczył brwi, kiedy pierwszy odłamek szkła znalazł się poza jego ręką. Leah pochylała się nad nim w miarę możliwości i przykładała wacik do rany nasączony wodą kranową. Myślał, że to bardziej zaboli, ale chyba jeszcze tak do końca nie reagował na wszystko, co go otaczało. Westchnął, ostatnio stanowczo zbyt wiele się działo. Cholera, parę godzin temu był jeszcze martwy! Nadal po tym wszystkim nie czuł się zbyt dobrze i o co chodziło z tym Pocałunkiem Śmierci tak naprawdę? Nic nie rozumiał.

- Andy - usłyszał. Spojrzał na Leah, która właśnie skończyła zawiązywać bandaż na jego dłoni i teraz patrzyła na Proroka. - Co się dzieje?

Nie odpowiedział. Po prostu obserwował ją ze zmarszczonymi brwiami. W końcu wstał z niewygodnej wanny i ruszył do sypialni, mijając Leah. Skierował się w stronę łóżka, na którym usiadł z cichym westchnieniem. Nie miał pojęcia, co zrobić z tymi wszystkimi problemami. F.E.A.R. powrócił i jak na razie stoczyli ze sobą jedną bitwę, ale Prorok doskonale wiedział, że za niedługo zmieni się to wszystko w cholerną wojnę. A teraz jeszcze pojawia się zima, która prawdopodobnie nie wzięła się z natury ani tym bardziej od niego.

Zamarł. Jego źrenice rozszerzyły się, a on sam usiadł, zamierając w jednej pozycji. Widoczność zamazywała się i znikała powoli, aż w końcu widział tylko białą pustkę. Gdzieś w tle słyszał zaniepokojony głos Leah, ale nawet nie potrafił jej odpowiedzieć. Jego oddech przyspieszył, tak samo jak bicie serca.

Co się właśnie z nim działo? Przełknął ślinę i rozejrzał się wokoło. Biała pustka robiła się coraz bardziej czarna, a dziwne mrowienie w ciele towarzyszyło Prorokowi i jego niepokoju. A potem usłyszał niski i tajemniczy głos:

- Proroku naznaczony Pocałunkiem Śmierci, odzyskaj swą moc, która nadała ci taki tytuł!

Gorące powietrze uderzyło w niego z całej siły, aż zrobił krok w tył, by nie stracić równowagi. Rozejrzał się wokoło, jednak nikogo nie dostrzegł. Był tylko on, nikt więcej. Wykonał pełen obrót w miejscu, szukając czegokolwiek znajomego. Nie znalazł.

- Kim jesteś? - krzyknął w nicość.

Nie oczekiwał żadnej odpowiedzi, jednak pojawiła się już dwie sekundy później:

- To ja obdarzyłem cię Pocałunkiem, który sprawił, że ożyłeś, drogi Proroku.

Śmierć, pomyślał mimowolnie. Rozmawiał ze Śmiercią. Dlaczego? Nigdy mu się to nie przydarzyło. Czy to wina tego Pocałunku? Czy to właśnie ta dziwna moc sprawiła, że teraz będzie przenosił się w tak wielką nicość?

- Twa rodzinna moc Proroków zniknęła z rodu dawno temu, lecz oddam ci ją, ponieważ pomoże ci w walce z odwiecznym wrogiem i w obronie twej partnerki - usłyszał. - Lecz posłuchaj mnie teraz, Proroku! Musisz ją bronić za wszelką cenę, szczególnie, kiedy pod sercem nosi twego dziedzica!
- Wiem o tym - powiedział mimowolnie w nicość.
- Jej moc jest potężna, jednak jak na razie nie potrafi się nią posługiwać. Musisz pozwolić Strażnikowi Ciemności na nauczenie jej poskromienia mocy.
- Nie pozwolę mu znowu zabrać Leah! - krzyknął, a jego zdenerwowanie znacznie urosło.
- Więc nie pozwalaj. On musi ją po prostu nauczyć opanowania, może to robić gdziekolwiek - rozbrzmiał głos, a Andy oczami wyobraźni widział, jak postać Śmierci przewraca oczami na jego szczeniackie odzywki. - Odzyskasz moc Proroka i swe wizje, a teraz powróć do swego ciała!

I wszystko zniknęło. Andy znowu widział swoją sypialnię i Leah, która siedziała obok niego z zatroskaną miną. Dopiero po minucie dotarło do niego, że dziewczyna gładziła jego twarz swoją małą dłonią. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i jęknął przez dziwnego rodzaju ból w brzuchu, kiedy chciał się poprawić na łóżku.

- Gdzie odpłynąłeś, Andy? - zapytała go zatroskana.
- Jest w porządku, Le, to wszystko przez to, że właściwie zmartwychwstałem. Miałem pewnego rodzaju wizję, to nic wielkiego.
- W... wizję? - zająknęła się.
- Taa, no wiesz, przez ten cały "Pocałunek Śmierci" - nakreślił w powietrzu cudzysłowie. - Chyba Śmierć do mnie mówiła, nie wiem. Odzyskam moc Proroka, Leah.
- Co? - jęknęła. - O Boże.

Zaśmiał się i objął jej chude ciało, uważając na widoczny brzuch. Położył się na łóżku, a dziewczyna zrobiła to samo, w miarę możliwości przytulając się do klatki piersiowej Proroka. Usłyszał, jak westchnęła błogo i zganił sam siebie w myślach w momencie, kiedy wypowiedział cztery słowa:

- Czeka nas wojna, Leah.




Od autorki: Halo, co jest nie tak? Dlaczego tak mało komentarzy? Zanudzam was? Mam zakończyć bloga? Mogę zrobić to w każdej chwili, naprawdę. Tylko jedno słowo. Jeśli ktoś chce, zapraszam na Broken Bones. Kocham to zdjęcie Andy'ego, mam depresję pokoncertową, przepraszam za błędy.