wtorek, 4 sierpnia 2015

1.27 - Zima nadchodzi




- To nie jest dobry pomysł - powiedziałam, nachylając się w jego stronę. 

Prorok zmarszczył brwi, jak gdyby nie potrafił do końca zrozumieć słów, które wypowiedziałam. Broniłam się przed tym, czego ode mnie właśnie oczekiwał, ponieważ... to byłoby dla niego w pewnym sensie nagrodą. A ja nie chciałam nagradzać go za zamknięcie mnie w tym pokoju.

- Dlaczego? - zapytał.
- Ponieważ bóg wojny patrzy.

Na mojej twarzy pojawił się dziwny uśmiech. Cholernie długo czekałam, żeby to powiedzieć, naprawdę. Usłyszałam śmiech Svarta, który złapał się za brzuch, a ja starałam się nie myśleć, że przez ten grymas jego usta pękną czy coś takiego. 

- Leah - westchnął, przeciągając samogłoski. - Bądź poważna. 
- Jestem poważna, Andy - zapewniłam go. 

W końcu bóg wojny patrzył, prawda?

- Co z moim tatuażem? - zapytałam, zmieniając nagle temat. 

Kiedy spędzałam swoje dni w tym pokoju, przypomniała mi się tamta rozmowa, że na następny dzień będę miała tatuaż. Ale minęło trochę więcej dni niż jeden. Odsunęłam głowę od Andy'ego, ponieważ ostatnie, czego teraz chciałam, to tego, by jego zapach mną zawładnął. Uniosłam brew do góry, ponieważ musiałam odciągnąć myśli Proroka od tego głupiego (ale nie do końca) pomysły. 

- Leah, to nienajlepszy moment. Zima nadchodzi - westchnął.

Spojrzałam przez okno. I wiecie co? Cholera, jakby na potwierdzenie jego słów, zaczął sypać śnieg. Jak w amoku podeszłam do okna, opierając dłonie o parapet, a Andy dołączył do mnie już sekundę później, opierając się podobnie jak ja, stając tuż za mną. Może to i dziwnie zabrzmi, ale nigdy nie widziałam śniegu. Znałam go jedynie z opowieści i nielicznych zdjęć, które ocalały.

Odwróciłam się w stronę Andy'ego. Miał zmarszczone brwi, a ja wiedziałam, że ta pogoda go zmartwiła. Przeczesałam palcami czarne włosy, kiedy jedna myśl nagle mnie dopadła. Jak będzie wyglądało nasze dziecko? Cóż, to chyba niezbyt dobry moment na takie myśli.

- Muszę iść porozmawiać z resztą. Zostań tu.

Nie miałam zamiaru się stąd ruszać, szczerze powiedziawszy. Jak na razie. Usiadłam na parapecie, wpatrując się w biały puch spadający z nieba. Słońce zniknęło za chmurami, sprawiając, że świat pogrążył się w szarości. Andy wyszedł już z pokoju, a bóg wojny podszedł do mnie bliżej, aż w końcu pomiędzy nami był ledwie krok odstępu.

- Czy kiedyś widziałeś śnieg? - zapytałam, nawet na niego nie patrząc.

Kątem oka zobaczyłam ruch jego głowy.

- Kiedyś padał przez trzy miesiące, Barn. Świat tonął w bieli, zakrywając wszelkie rośliny i ślady walk. Kiedyś świat wyglądał inaczej.
- Musiało być naprawdę dobrze. Wtedy - westchnęłam.

Starałam się sobie to wszystko wyobrazić. Brak strachu, brak wszelkich wojen, brak nieporozumień. Tylko piękny, cichy pokój. Och, tak, to było to, do czego dążyłam. Chciałam zaznać spokoju. Chciałam żyć w spokojnym świecie. Chciałam wychowywać swoje dzieci w spokojnym domu. Ale nie mogłam mieć żadnej z tych rzeczy i to bolało najbardziej.

Tęskniłam za swoimi rodzicami. Za słowami pocieszenia mamy i uściskiem taty. Tęskniłam za naszym psem, którego mieliśmy dawno temu, kiedy byłam mała. Chciałam mieć psa. Chciałam mieć jakiekolwiek zwierzę. Może po prostu zejdę do tej cholernej piwnicy i złapię jakiegoś szczura? Szczury są fajne, lubię je. Dopóki nie roznoszą jakiś chorób i są przyjaźnie nastawione. Westchnęłam. Żadne zwierzę nie zastąpi mi człowieka. Potrzebowałam Andy'ego. Potrzebowałam przyjaciółki. Może to dobry pomysł? Może powinnam zaprzyjaźnić się z którąś z dziewczyn? Ale jak? Przecież ich nie widuję, jakby w ogóle. Po prostu, żyjemy obok, nie wchodząc sobie w drogę.

Westchnęłam. Ryan ostatnio znikał na godziny i nie miałam z nim większego kontaktu. Nie wiedziałam, czy to z jego inicjatywy, czy Andy'ego, ale nie obchodziło mnie to. W końcu, nie obrażę się na niego za to, bo wtedy w ogóle nie będziemy mieli ze sobą wspólnego czasu.

Nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Zawsze klasyfikowałam swój świat na Buntowników i na mnie. Nigdy nie myślałam o sobie i o nich w tej samej liczbie, nawet nie znałam powodu tego dziwnego nawyku. Zwykle spędzałam czas w swoim towarzystwie i nikogo więcej, prawdopodobnie dlatego nie miałam tam wielu znajomych. Kiedy osoby w moim wieku spotykały się, ja wolałam posiedzieć we własnym kącie, marząc o niemożliwym. Naiwnie myślałam, że kiedyś będę szczęśliwa. Chociaż, jakby pomyśleć, mogło być gorzej. To znaczy, Andy czasami bywa naprawdę miły i uroczy, mimo, że zdarza się to raz na milion, a poza tym będę matką. Nigdy nie chciałam, by moje dziecko wychowywało się w takim świecie, świecie wojny, ale nie miałam wyboru. Przynajmniej będę miała kogoś do kochania, kogoś, kto w końcu będzie mnie potrzebował.

Otrząsnęłam się z rozmyślań, słysząc dziwny dźwięk. Hałas. Brzmiało trochę jak tłuczenie szkła, ale jakby dochodziło zza zamkniętych drzwi. Zmarszczyłam brwi i wstałam z parapetu, patrząc niezrozumiale na Svarta. Wyglądał, jakby nasłuchiwał, chociaż czasami wątpiłam, że posiadał coś takiego jak uszy. Nie wiem, dlaczego odnosiłam takie głupie wrażenie, po prostu zdarzało mi się chyba nie zwracać na to uwagi.

Drgnęłam, przestraszona, słysząc to znowu. Tym razem dźwięk był głośniejszy. Przerażenie objęło całe moje ciało. Co się działo? Czy ktoś jeszcze to usłyszał? Ogarnij się, Leah, powtarzałam w głowie. Nie mogę być przecież takim cykorem.

Trwałam w jednej pozycji, stojąc na środku pokoju i czekając. Na co? Sama nie wiedziałam. Svart wisiał nade mną, nawet nie poruszając swoimi długimi skrzydłami, a ja czułam ten cholerny strach. I nagle usłyszałam krzyk. Krótki, kobiecy krzyk. Czy to któraś dziewczyna od reszty Wild Ones? Dlaczego krzyczała?

Och, nie, nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Nie byłam aż tak głupia. W historiach Tamlena ciekawe osoby, sprawdzające podejrzane krzyki, zawsze ginęły. Po prostu zaczekam. Na co? Na pomoc. Może na Andy'ego, nie wiem.

Powinnam się schować? Ale przed czym? Ktoś tu wtargnął? Jeśli tak, to gdzie nasza wspaniała piątka? Słyszałam kroki. Ciche, ale jednocześnie niezwykle ciężkie. Szedł tu. Kto? Nie wiedziałam. Ale szedł. Może po mnie, a może nie. Chociaż z jakiego innego powodu zmierzałby do tego pokoju?

Drzwi się otworzyły, uderzając mocno o ścianę. Drgnęłam, jednak prawie natychmiast opanowałam się. Nie pokazuj przerażenia, Leah, powtarzałam w myślach.

- No, no, no, kogo my tu mamy?

Wstrzymałam oddech. Do pokoju wszedł mężczyzna, wiedziałam kim był. Miał dziwną fryzurę, to było moją pierwszą myślą. Czarne włosy, na niesamowicie dużej ilości czegoś w stylu żelu, zaczesał do góry i jednocześnie do tyłu, chyba nie potrafiłam tego inaczej wytłumaczyć. Patrzył na mnie brązowymi oczami, a ja mimowolnie zwróciłam uwagę na jego skórę. Blada, lecz nie tak bardzo jak Andy'ego. Był ubrany w długą szatę, a na głowę narzucił kaptur. Tkanina wyglądała w świetle jak jedwab, ale na pewno nim nie była. Chyba. Chyba nim nie była. Jego usta były czarne, a kiedy uśmiechnął się kpiąco, zobaczyłam zęby, które wyglądały... na zgniłe. Miał czerwone wory pod oczami. To chyba najbardziej mnie... zaniepokoiło. Szal przerzucony przez jego ramię został ozdobiony złotą nitką, która tworzyła wzór. Jeśli miałabym to opisać, nazwałabym to literą "T" z dodatkową kreską w czymś, co przypominało słońce.

Przede mną, we własnej osobie, stał F.E.A.R.

- To ty należysz do naszego drogiego Proroka, prawda? Och - zacmokał, kręcąc głową na boki. - Powinien cię bardziej pilnować, kochana.

Zacisnęłam zęby i pięści, robiąc to prawie nieświadomie. Nic nie odpowiedziałam. Bo co miałam mu powiedzieć? Żeby się zamknął? Żeby mnie zostawił w spokoju? Tylko bym się ośmieszyła.

- Nie odezwiesz się? Jaka szkoda!
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam w końcu.

Jakby nie patrzeć, po coś tu przyszedł, prawda?

- Ciebie. Ciebie i twojego dziecka - odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.
- Dlaczego?

Znowu zacmokał. Znienawidziłam go za ten nawyk.

- Nie rozumiesz? - widziałam w jego twarzy, że robił się niecierpliwy. - Chcę twojego dziecka, moja droga, bo to zniszczy Proroka. Potrzebuje dziedzica, prawda? Cóż, ciekawe, co zrobi, kiedy jego dziedzic przestanie istnieć.

Przeraziłam się. Krew buzowała w moich żyłach, adrenalina skakała w ciele. Źrenice powiększyły się, zmarszczyłam brwi. O mój Boże. Czy on chciał zabić moje dziecko? Moje kochane dziecko, które nosiłam pod sercem? Nie, nie mogę na to pozwolić.

- Ale później ci to wytłumaczę - powiedział z teatralnym westchnieniem. - Brać ją.

Cienie wyskoczyły na mnie znikąd. Zdążyłam jeszcze krzyknąć:

- Bóg wojny patrzy! - Miałam nadzieję, że to zrozumie i w jakiś sposób znajdzie Andy'ego. Tylko na to mogłam liczyć.

Potem już była tylko ciemność.


***


Svart obserwował całą sytuację. Cienie trzymały nieprzytomną Leah, by potem zniknąć z nią w ciemności pokoju. Zmarszczył swoje chude brwi, słysząc w głowie ostatnie słowa Barn, które wykrzyczała, nim ją czymś ogłuszyli. Coś mu podpowiadało, że kierowała to do niego. Był jej bogiem wojny, jej zjawą, nad którą potrafiła panować. Jego intuicja była z nią połączona i zwyczajnie zaczynał rozumieć, o co jej chodziło.

Ale co on mógł? Był bogiem wojny, widzą go tylko ci, którzy dotkną jego magicznej róży. Jak więc miał komukolwiek przekazać wiadomość, gdzie zabrali jego Valgt? Pomysł pojawił się w głowie Svarta niemal natychmiast. Teraz jedynie musiał znaleźć Proroka. Ale gdzie on był? Skoro pozwolił na uprowadzenie Leah, musiało się coś dziać. I nagle sobie uświadomił. Cienie! Zapewne zaatakowały, by F.E.A.R. mógł działać. 

Svart wyszedł przez otwarte drzwi, mijając martwą kobietę, która leżała na ziemi. Zauważył, że jej usta były zaszyte czarną nicią. Nad nią klęczała płacząca szatynka. W dziwnym odruchu pomyślał, że to Cassie. Zapewne umysł Leah mu to podpowiedział. Ale ona nagle zniknęła, została wciągnięta w cień. Więc nie tylko porwali jego Barn, lecz także inne dziewczyny. 

Coś mu tu nie pasowało. Gdyby F.E.A.R. chciałby zabić dziedziców Wild Ones, po prostu zabiłby każdą z ich partnerek. Potrzebował ich do czegoś, je i dzieci. Dlaczego? Po co? Tyle pytań. 

Rozwinął swoje skrzydła i uniósł się bliżej sufitu, dzięki czemu przyspieszył swoje tempo. Leciał ciemnymi korytarzami, w końcu wylatując na wolną przestrzeń. Odleciał mimowolnie kawałek do tyłu, kiedy Niszczyciel uderzył pięścią w ziemię, tworząc coś na kształt wielkiego wiatru. Svart wzbił się wyżej w powietrze, patrząc z lotu ptaka na walczących. Zobaczył martwe ciała Cieni i sporo ich naliczył, co podsunęło mu pomysł. Nadal jednak krążył nad ludźmi. Naliczył kilkanaście walczących z Czarnego Legionu - armii Wild Ones i pięciu władców, którzy krążyli po polu bitwy, dobijając ostatnie Cienie. Svart musiał się pospieszyć. Pomyślał, że jeśli braknie mu ciał czarnych wrogów, użyje martwych ludzi z Legionu. 

Wirował nad ziemią, układając Cienie w napis, jednocześnie pilnując Proroka. Musiał tu być tak długo, aż Svart ułoży całe zdanie z trupów, ponieważ nigdy nie uda mu się go tam zaciągnąć, jeśli gdzieś pójdzie.

Spojrzał z góry, dumny, na swoje dzieło. Użył jedynie dwóch ciał martwych osób z Czarnego Legionu, więc pogratulował sobie w myślach. Potem podleciał do Proroka, stając przed nim. Co teraz? Ach, tak, już pamiętał. 

Musiał użyć całej swojej siły woli, by wytrącić broń z ręki Proroka. Kiedy ostrze wylądowało na ziemi, brunet zmarszczył brwi, mrucząc pod nosem "co do cholery?". Schylił się po sztylet, a kiedy się wyprostował, Svart znowu sprawił, że wyleciał z jego dłoni. Dopiero za drugim razem mężczyzna rozejrzał się dookoła, szukając sprawcy tej dziwnej rzeczy.

- Kto tu jest? - zapytał. 

Svart nie miał, jak mu odpowiedzieć, więc chwycił sztylet w swoje długie ręce, trzymając go jedynie palcem wskazującym i kciukiem, daleko od siebie, jak gdyby z obrzydzeniem. Pomachał nim przed twarzą Proroka, a potem zrobił krok w tył. Zrozumiał. 

Bóg wojny robił duże kroki swoimi długimi nogami, nadal idąc twarzą do mężczyzny. Prorok podążał za nim, powoli, z nieufnością, lecz tyle mu wystarczyło. Svart, prawie z ulgą, rzucił sztylet na ziemię, niedaleko pierwszego ciała ułożonego w literę, zaczynającą całe zdanie. Brunet rozejrzał się ze zmarszczonymi brwiami i parę sekund zajęło mu zrozumienie tego niewidocznego gestu. Przyjrzał się ułożonym ciałom, a kiedy zrozumiał, na co patrzy, zawołał resztę Wild Ones. 

- Co jest, stary? - zapytał Ash, podchodząc do Andy'ego.
- Spójrzcie - mruknął, nie odrywając wzroku od ciał ułożonych w literę "W".
- Co to jest, do diabła? - zadał pytanie kolejny z nich, Jinxx. 

Zaczęli krążyć przy ciałach, czytając kolejne litery. Svart czekał cierpliwie, nadal trwając przy sztylecie w towarzystwie niczego nieświadomych Wild Ones: Christiana, Jake'a i Ashley'a. Po długiej minucie wrócił do nich Andy i Jeremy z bladymi twarzami. To wystarczyło dla Svarta, wiedział, że zrozumieli wiadomość. 

- No i o co w tym chodzi? - pytanie Asha przecięło grobową ciszę. 

Svart uznał go za największego luzaka i już go nie lubił.

- To napis - powiedział Andy. Jego głos był niski i ochrypły, jakby dodając powagi sytuacji jeszcze bardziej. - "Wasze partnerki porwał F.E.A.R.". - Cisza rozległa się na dłuższy czas, aż w końcu Prorok zapytał w przestrzeń: - Kim jesteś?

Svart był dumny z siebie. Zrozumieli jego napis, chociaż nie patrzyli na niego z lotu ptaka. Najbardziej napracował się nad kropkami w nazwie "F.E.A.R.". Musiał oderwać głowy Cieniom i mimo jego dużej siły, nawet się natrudził. Czuł się jak głupi szczeniak, który czekał na pochwałę za zsikanie się pod drzewem. 

Uniósł sztylet, pokazując im, gdzie jest. Kątem dużego oka zauważył zdziwienie na twarzach reszty Wild Ones. Potem podszedł parę kroków do ciał i rzucił sztylet obok. Zaczął ciągnąć ciała trochę dalej, układając je w nowe zdanie. Zajęło mu to chwilę, jednak nie tak długą, jak wcześniej. 

"Bogiem wojny", głosił napis. 

- Chcę cię widzieć. Jak mam cię zobaczyć, boże wojny? - zapytał Andy, patrząc w puste powietrze.

Svart westchnął, jednak zaczął ciągnąć kolejne ciała, by znowu ułożyć z nich zdanie. Teraz żałował, że gleba była tak twarda, że nie mógł na niej nic napisać swoim długim pazurem. Zaoszczędziłby czas i siły. 

"Idź za sztyletem", ułożył zdanie. Cierpliwie czekał, aż Prorok przeczyta napis ułożony z martwych ciał i kiedy powtarzał je reszcie, dopiero wtedy Svart wziął na nowo sztylet z czarną rękojeścią. Andy spojrzał w jego stronę i powiedział jeszcze do reszty:

- Zaczekajcie tu, wrócę jak najszybciej. 

Svart szedł, robiąc duże kroki i śmiał się głośno, widząc marne próby Andy'ego, by nadążyć za latającym sztyletem. Kiedy bóg wojny ocenił, że za bardzo się oddalił, zatrzymał się, czekając na Proroka. W końcu minęli duży głaz, który kształtem nieco przypominał profil ptaka, więc od tamtego momentu Svart mógł iść właściwie z zamkniętymi oczami. Znał to miejsce na pamięć, w końcu spędził tam około siedemdziesiąt lat. 

W jaskini trzymał się Proroka bardzo blisko, czasem zdarzyło się nawet, że Andy przeniknął przez niego swoją ręką czy ramieniem. Svart wiedział, że gdyby dalej szedł swoim tempem, zgubiłby go w tych ciemnościach, a nie o to mu chodziło. Niebieska róża wyrosła przed nimi prawie niespodziewanie, chociaż bóg wojny wiedział, że właśnie tam ją znajdzie. Zatrzymał się, więc Prorok zrobił to samo. Svart przewrócił oczami i wskazał ostrzem sztyletu różę, a potem dłoń mężczyzny. Zrozumiał za pierwszym razem, więc podszedł do rośliny i dotknął jej błękitne płatki. Lecz nic się nie stało. 

Svart westchnął teatralnie i podszedł do Proroka, wskazując ostrzem najpierw kolce, a potem krew na róży. Andy posłusznie ukuł się i skropił roślinę czerwoną cieczą. A potem nagle zamarł i bóg wojny zrozumiał. Zobaczył go. 

- W końcu, Spook¹. Nareszcie możesz mnie zobaczyć. 




¹ Spook - zjawa. 
Od autorki: Trochę się spóźniłam z rozdziałem. Na początku nie wiedziałam, jak zacząć, potem miałam masę lekarzy. Dopiero dzisiaj dokończyłam i jestem dumna, szczególnie z momentu Svarta. Nigdy nie mieszałam w jednym rozdziale punktów widzenia, ale jakoś tak sobie zaplanowałam i nie potrafiłam tego zmienić. Ew, czasami się nie rozumiem. Nie wiedziałam, jakie dać zdjęcie, więc zdecydowałam się na Andy'ego, haha. Co myślicie o tym rozdziale? Coś się dzieje, w końcu, tak myślę. Co sądzicie o nowych piosenkach BMTH? Mimo, że mają lżejsze brzmienie, mi się nadal tak samo podoba, no. Ślub Oliego i Hannah musiał być naprawdę uroczy, aw. Jak wam mijają wakacje? Przeraża mnie, że już 4 sierpnia, po prostu, wtf, gdzie moje wolne? Jakby pomyśleć, za niedługo do szkoły. Przepraszam za błędy, następny rozdział za 25 komentarzy. Btw. niebawem napiszę coś o nowym blogu, na który większość zagłosowała. Stay calm!