piątek, 3 października 2014

1.10 - Przygotowania




Nigdy nie myślałam, że w takim kierunku pójdzie moje życie. Nigdy nie myślałam, że na świat padnie jakakolwiek zagłada, a tu co? Proszę, Ameryka to jedna wielka pustynia. Westchnęłam cicho. W moich oczach błyszczały łzy, których dzielnie nie wypuszczałam spod powiek. Gruby sznur ranił moje nadgarstki przy każdym pociągnięciu Andy`ego. Spojrzałam na swoje czarne trampki, tak bardzo zakurzone, że aż straciły swój dawny kolor. Wspomnienia szybowały wokół mnie, jakby chciały pokazać, ile straciłam w swoim życiu. 

Pamiętałam wszystko. Wszystkie dobre, ale i złe wspomnienia. Wracały do mnie, ciesząc i jednocześnie smucąc swoim widokiem. Uśmiechnęłam się nieco sztucznie, przeżywając je wszystkie po raz kolejny, doskonale wiedząc, że te chwile już nie wrócą. Nigdy nie będę szczęśliwa. Nigdy nie uda mi się wieść dobrego życia. Nigdy. Byłam skazana na wolę Proroka, mogłam jedynie modlić się o w miarę dobre traktowanie. Miałam miano jego niewolnicy, wypalił mi swój znak na skórze. Co w takiej sytuacji mogłam zrobić? Nic. Ucieczka działała, ale na jakiś dzień, jak teraz. Może powinnam się zabić? Nie, nie zostawię Ryana samego, nawet, jeśli zostaliśmy oddzieleni od siebie. 

Przysięga dobiła mnie już całkowicie. Andy Biersack przyrzekł, że jeśli wypełnię jego wolę, on ani nikt inny nie ruszy mojej rodziny. Dzięki tej Przysiędze moi rodacy byli... cóż, w miarę możliwości bezpieczni. Ale ja musiałam za to płacić. Co bym zrobiła, gdybym znowu mogłabym wybrać? Z pewnością, podjęłabym tę samą decyzję. Nie potrafiłam być samolubna względem Rebels Army. Nie mogłabym zawieść jedynych osób, na których mi zależało. Wtedy moja psychika rozleciałaby się do końca.

Zawsze w takich chwilach przypominałam sobie starego, dobrego Tamlena i jego niezwykłe historie. Tak właściwie, nie spotkałam go w obozie. Nie żył? A może zaszył się gdzieś samotnie? Dlaczego w takim razie nie odnalazł innych? 

Uwielbiałam go, jako człowieka i bajarza. Opowiadał naprawdę wiele historii i wszystkie mnie zachwycały. Dlaczego wracałam do jego tematu? Nigdy nie odkryłam tego własnego małego sekretu. Może z sentymentu? Och, tak, do tego staruszka miałam gigantyczny sentyment. 

Lubił opowiadać historię o pewnym samotniku. Bruce, tak go nazywali, chociaż do dzisiaj sekretem jest, czy tak właśnie miał na imię. Był bohaterem. Walczył na wojnie, w barwach wojska. To jeszcze czas broni, kiedy świat nie zmieniał się w wielką pustynię. Zachowywał się trochę jak Robin Hood, chociaż ja tak bym tego nie nazwała. Zabijał tych "złych", by podrzucić do szpitali potrzebne organy. Nieco obrzydliwe, szczególnie momenty, gdy pewnie musiał to wszystko wyciągać, ale... cel wybrał dobry. Chociaż policja uważała go wyłącznie za bezwzględnego mordercę. Często zostawiał po sobie swój znak na karteczkach lub ścianach. Biała maska, nieco przerażająca, w kształcie czaszki, to właśnie można było po nim znaleźć.

Na horyzoncie pojawił się tak znany mi budynek. Dreszcze przebiegły po moich plecach, potęgując przerażenie. Nie chciałam, by moje życie poszło w takim kierunku, czemu akurat mi musiało się to przytrafić? Westchnęłam pod nosem, odgarniając wierzchem dłoni rude włosy, które cisnęły mi się do oczu. Cóż, za niedługo nadejdzie czas na dopełnienie Przysięgi. 

- Rusz się - warknął Andy. 

Przyspieszyłam, chociaż nogi mi odpadały. Usłyszałam przyciszoną rozmowę tuż za mną. Czułam się jak w klatce, przede mną szedł Andy, tuż za mną Jinxx i Jake, a po bokach Ashley i Christian. Pułapka, z której nie miałam szans uciec. Gdybym próbowała, a na to nie byłam aż tak głupia. Westchnęłam cicho, czując ból nóg. Z wyczekiwaniem czekałam, aż będę mogła usiąść.

Zaczęłam śpiewać. W myślach, bo na nic innego bym się nie odważyła. W mojej głowie leciały słowa piosenki, którą tak dobrze znałam. Rodzice lubili mi ją nucić, nazywali to ich piosenką. Zawsze do niej tańczyli, a potem porywali w swoje ramiona mnie i Ryana. Uwielbiałam te momenty, nasze wspólne chwile, których nikt nie mógł nam zabrać.

Westchnęłam cicho, kiedy znajomy chłód ogarnął moje ciało. Andy pociągnął mnie korytarzem w prawo, gdzie na naszej drodze pojawiły się drzwi. Otworzył je, wpychając mnie do środka. Potknęłam się, jednak udało mi się utrzymać równowagę. Spojrzałam przez ramię, obserwując Jinxxa, który wchodził tuż za mną.

- Spędzisz tu trochę czasu, Jinxx będzie cię pilnował. I nie uciekniesz, zamknę was na klucz.

Przewróciłam oczami, zirytowana słowami Proroka. Nie byłam jakimś dzieckiem, które trzeba cały czas pilnować, bo może sobie jeszcze coś zrobić. Westchnęłam po raz setny, patrząc podejrzliwie na Mystica. Wydawał mi się zagrożeniem, w końcu władał ogniem i czym tam jeszcze mógł, prawda? Miałam powody do strachu. Klęknęłam, siadając na piętach, w milczeniu obserwując drzwi. Nie obchodziło mnie to, że wyglądałam jak jakaś pieprzona niewolnica, nie było tu żadnych krzeseł ani nic podobnego, dlatego zajęłam miejsce na podłodze. Zimnej, brudnej, obleśnej ziemi. Powstrzymałam dreszcze obrzydzenia na tę myśl. Boże, za co?

- Wiesz, że nie musisz się mnie bać, prawda?

Spojrzałam na Jeremy`ego ze zmarszczonymi brwiami. Skąd wiedział? Aż tak było to po mnie widać? Wzięłam głęboki wdech, kiwając głową. Zmieniłam pozycję, siadając po turecku przez przychodzący ból pięt. Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie, odgarniając niesforne włosy, które cisnęły mu się do oczu.

- Jesteś cicha, czy po prostu nie chcesz ze mną rozmawiać?

Nie chcę z tobą rozmawiać.

- Raczej cicha.

Uniósł zainteresowany brew, jak gdyby nigdy nie słyszał nic ciekawszego. Powstrzymałam nawyk przewracaniem oczami, nadal nie do końca wiedząc, na jakim stoję gruncie. Wolałam nie ryzykować, nie chciałam sprawdzać, jak silne były jego moce. Stanowczo nie chciałam.

- Za niedługo pójdziesz do malowania - mruknął, jakby od niechcenia.
- Um... co? - zapytałam nieprzytomnie.

Zaśmiał się cicho, kręcąc na boki głową. Podrapał się po kolanie, a jego skórzane spodnie wydały nieprzyjemny pisk, przez co dreszcze przebiegły po moich plecach, jednak je zignorowałam. Patrzyłam na Jinxxa niezrozumiale, ignorując wspomnienie, kiedy wypalano mi znak, a on w tym pomagał. No, prawie ignorując.

- Pomalują cię. Na biało. Narysują ci kreskę na twarzy, taką, jaką czasami ma Andy. Albo coś takiego, nie jestem pewny. Myślę, że będziesz w tym naprawdę dobrze wyglądać.

Och, jasne, w porządku, makijaż to taka ważna rzecz! Przewróciłam oczami, już tego nie powstrzymując. Boże, czasami nie potrafiłam zrozumieć ich dziwnych zwyczajów. Po prostu nie. Po co mi jakiś makijaż podczas... podczas... no! Nawet nie miałam pojęcia jak to nazwać, świetnie.

- Jak się nazywa twoja... ugh, dziewczyna? - zapytałam, odrobinę zmieniając kierunek tego tematu.
- Sammi - powiedział z uśmiechem.

Może to miłość? Czy takie uczucia są u nich, jakby to powiedzieć... możliwe? Wzruszyłam sama do siebie ramionami, prawdopodobnie nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie, trudno, jakoś to przeżyję. Może faktycznie ją kocha, a ona jego. Może to szczęśliwy związek i za niedługo nie zrobią nic na siłę w przeciwieństwie do mnie? Ugh, powinnam przestać.

- Długo jesteście... razem?
- Z pół roku.

Kiwnęłam niezręcznie głową, gratulując w myślach tej całej Sammi za wytrwałość. Chociaż pewnie nie miała większego wyboru, jak ja. Chociaż, co mnie to obchodzi? Może będę mogła z nią porozmawiać? Zaprzyjaźnić się? Albo z innymi, to możliwe? Kto wie, czy nam nie zabronią?

- Andy nie jest taki zły - powiedział po chwili ciszy.

Ale że w łóżku, czy jak?

- Słucham? - mruknęłam.
- Polubisz go, jak tylko cię do siebie dopuści. Tak naprawdę jest... cóż, ośmielę się powiedzieć, że czuły.

Taa, jasne, już w to wierzę.

- Och, tak, to świetnie - odparłam z sarkazmem.

Jinxx przewrócił oczami, uśmiechając się. Miał dziwny uśmiech. Taki... miły? Możliwe. Ale posiadał w sobie też to coś, czego można się bać. Jego oczy... ten błysk w nich w jakiś sposób sugerował związek z ogniem. Albo ja to sobie ubzdurałam, to też możliwe.

- Potrafisz walczyć, prawda? - zapytał.

Kiwnęłam głową, starając się nadążyć za jego tokiem rozumowania. Skąd takie nagłe zmiany tematu? Przewróciłam oczami, wnioskując, że próbowanie zrozumieć go, to tylko droga bez końca. Wyprostowałam nogi, kiedy zaczęły mnie boleć z siedzenia w jednej pozycji.

- Ciekawi mnie sposób walki Buntowników. Nauczysz mnie tego?
- Nie - odpowiedziałam natychmiast.

Miałam go uczyć naszych technik, by znał każdy krok Rebels Army w walce?

Nie jestem aż tak głupia, w porządku?

- Ach, boisz się, że to w jakiś sposób nam pomoże. Dobrze, więc nie - westchnął teatralnie.

Gdzie ten Andy? Ja pierdolę.

- Idą służki - powiedział.
- C... co? Jakie służki?
- Przygotują cię. Rozumiesz, makijaż, strój i tak dalej... No, wstawaj, Wybranko.

Wstałam, przewracając oczami na to, jak mnie nazwał. Boże, niech to całe piekło na Ziemi się skończy, mam już tego serdecznie dość. Westchnęłam tysięczny raz dzisiaj, otrzepując tył czarnych spodni. Wolałam nie wiedzieć, jak bardzo są brudne z tej dziwnej podłogi. Doprawdy, siedziba w piwnicy "odziedziczona" po  F.E.A.R.  to wcale nie taki cudowny pomysł.

- Nie narzekaj na naszą podłogę, słodka, jest całkiem w porządku, mogłaś po prostu na niej nie siedzieć.

Och, nie. Drzwi otworzyły się, a w progu ujrzałam Andy`ego w towarzystwie Ashley`a. Stał oparty o próg, podśmiewając się ze mnie pod nosem. Co z nim nie tak? Westchnęłam, ponownie strzepując brud ze spodni, tak na wszelki wypadek.

-  No dalej, wychodzimy! - rzucił entuzjastycznie Ashley.

Wyszłam z pomieszczenia ślimaczym tempem na korytarz, gdzie od razu przechwyciły mnie - dosłownie - trzy kobiety. Z zaszytymi ustami. Świetnie, zero stresu, cholera. Spojrzałam na Proroka, wmawiając sobie, że to wcale nie te służki. Oczywiście, nadzieja matką głupich.

- Przygotują cię, Lia, idź z nimi.

Lia? Słyszałam naprawdę wiele zdrobnień i przekręceń mojego imienia, ale... Lia? Co to ma być? To znaczy, halo, to imię, zupełnie inne. Teraz tak będzie mnie nazywał? Och, Boże, weźcie mnie stąd, proszę. Gdziekolwiek.

Poczułam kobiecą dłoń na ramieniu i dopiero wtedy zorientowałam się, że idę. Szłam wraz z trzema służkami jakimś ciemnym korytarzem niedługo. Weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia, łazienki. Zaczęły mnie rozbierać, jednak dałam im znak, że sama sobie poradzę. Wskazały wannę, więc niezręcznie zdjęłam bieliznę i weszłam szybko do gorącej wody, by móc zakryć wszystkie swoje miejsca intymne.


Nie wiedziałam, ile spędziłam tam czasu, ale służki dokładnie obserwowały każdy mój ruch, nie spuszczały z oka nawet wtedy, kiedy się ubierałam, co było dosyć niezręczne. Miałam na sobie jakąś dziwną czarną suknię, która wręcz idealnie pasowała do mojego podłego humoru nasilającego się z minuty na minutę. Zrobiły mi makijaż, identyczny, jak mówił Jeremy. A to mnie trochę przerażało.

Pukanie do drzwi przerwało moje ponure myśli. Spojrzałam w stronę służki, która uchyliła je nieco, tak, by nikt mnie nie zobaczył. Chyba taki był jej zamiar. Czułam się jak przed ślubem. Albo jakąś dziwną wersją własnego pogrzebu. Boże.

- Jest już gotowa? - Głos Andy`ego dotarł do mnie z końca pokoju.

Niecierpliwił się, jak zawsze.

Służka kiwnęła głową, a wtedy następna mnie popchnęła, przez co zrobiłam chwiejny krok. Odgarnęłam rudy kosmyk włosów cisnący się do oczu. Cóż, Przysięga zaraz zacznie się spełniać.




Od autorki: Z serii; Dragonfly i dzikie pomysły - co powiecie na nowe (tak, tak, hejty lecą) opowiadanie o Andy`m, jako... dum, dum, dum, synu Batmana? Owh, czytałby ktoś? Wy zboczuchy, chcieliście wydać naszą małą Leah na pastwę złego Proroka, pf, biada wam, nie ma tu sceny +18, ups. Żebyście bardziej czekali, chyba, jeszcze nie wiem. Ogólnie, to trochę nie szedł mi ten rozdział, zatrzymałam się na rozmowie z Jinxxem, ojć. Jak wrażenia? Szaleję, bo nowe odcinki Kości wyszły, yeah.