poniedziałek, 22 grudnia 2014

1.15 - Wielki powrót




Zamarłam, kiedy wypowiedział te trzy słowa. Jedno zdanie sprawiło, że nie wiedziałam, co zrobić. Moje dłonie zaczęły się pocić, a z twarzy odeszły wszelkie kolory. Oparłam dłonie na otwartej szufladzie, patrząc na niego. Nie wiedziałam, co zrobić, jak zareagować. 

Czy chciałam za niego wychodzić? Oczywiście, że nie. Miałam osiemnaście lat, ślub był ostatnią rzeczą, którą teraz chciałam zrobić. Nie chciałam wychodzić za mąż, a szczególnie za Andy`ego. Wydawało mi się, że był co najmniej naiwny, że się na to zgodzę. Chociaż to nie było takie proste. Bo co, jeśli nie miałam, jako tako, wyboru? Och, Boże. 

Kiedy miałam już coś odpowiedzieć, cokolwiek, Prorok nagle podszedł do mnie, przyciskając swój palec do moich rozchylonych ust. Poczułam jego rękę obejmującą mnie w talii, a drugą sięgnął do tylnej kieszeni. Moje serce biło zdecydowanie zbyt szybko, a nerwy zjadały mnie od środka. Nie wiedziałam, co zrobić. 

Wydawało mi się, że w tej ciszy Andy mógł usłyszeć krew płynącą zdecydowanie zbyt szybko w moich żyłach. Zagryzłam dolną wargę, nie przejmując się włosami, które leciały mi na twarz. Czułam, jakby mój żołądek się przewracał i zamieniał miejscem z sercem. Mój Boże. 

Wyciągnął coś z kieszeni. Spojrzałam na rzecz, którą trzymał w dłoni. Zaciągnęłam się powietrzem. Trzymał cholerne pudełko. Otwarte czarne wieczko ukazywało pierścionek. Pierdolony pierścionek. Był naprawdę... och. Srebrna obrączka idealnie pasował do czarnego małego diamencika. Nie był normalny, wyglądał jakby ten ciemny kamień był... uch, trzymany przez dłoń kościotrupa, cokolwiek. Intrygował mnie, ale odrobinę przerażał. Skąd wziął taki... wzór? Nie miałam pojęcia, co zrobić.

- Wyjdź za mnie - powtórzył.
- Ja... - zaczęłam, jednak nie wiedziałam, co powiedzieć dalej.

Nie. To się nie działo. Nie mogło. Boże, co miałam odpowiedzieć? Przecież nie chciałam za niego wychodzić, to za dużo. Miałam tę świadomość, że będzie to... następny krok w tym dziwnym układzie, który mieliśmy, ale nigdy nie chciałam, by to się wydarzyło. Byłam w ciąży, nosiłam pod sercem jego dziecko. Dziecko Proroka. A teraz mi się oświadczył. Stres właściwie mnie przygniatał, czułam się przez to coraz gorzej. 

Dawne wymioty zniknęły, jednak mój żołądek wywracał się na drugą stronę, nabawiając nowych. Poczułam jego dłoń tuż przy swojej. Splótł nasze palce razem, a ja już chyba bardziej zaskoczona być nie mogłam. Co zrobić w takiej sytuacji? Właściwie nie miałam żadnego prawa, by odrzucić te super romantyczne zaręczyny. Byłam jego, należałam do samego Proroka. Mógł ze mną zrobić, co tylko przyjdzie mu do głowy. 

- Nie zmuszaj mnie do tego - powiedziałam w końcu. 

Widziałam to na jego twarzy. Nie gniew, lecz... rozczarowanie. Nie miałam pojęcia, na co liczył. Że po prostu powiem "tak", weźmiemy ślub i urodzę mu gromadkę dzieci, a potem będziemy żyli długo i szczęśliwie? Cóż, niech mi wybaczy, że tak nie potrafię. Jego uścisk ani trochę nie zelżał, wręcz przeciwnie, jednak w żaden sposób tego nie skomentowałam, bo po co?

- Do niczego cię nie zmuszam, Leah - odpowiedział, po czym przełknął ślinę. 

Obserwowałam jego Jabłko Adama, jednak speszyłam się, kiedy zniżył twarz jeszcze bardziej, by spojrzeć mi w oczy. Źrenice były powiększone, prawie zasłaniając mroczny błękit tęczówek Andy`ego. Po chwili przeniósł wzrok na swoją rękę, którą praktycznie miażdżył moje biodro. 

- Ja po prostu proszę, żebyś za mnie wyszła - dodał cicho.

Smutek w jego głosie był tak bardzo wyczuwalny, że... cholera. Poczułam dziwne uczucie, zapewne wyrzuty sumienia. Było mi go szkoda, zrobił się taki smutny... ale... co mogłam zrobić? Dopiero zaciągnął mnie - właściwie siłą - do łóżka w imię dobra dla namiastki tego, co zostało z armii, a teraz tak po prostu chce, żebym za niego wyszła. Nawet o to nie poprosił, jak się wyraził, on mi to rozkazał. I wcale nie poczułam na to żadnego dziwnego uczucia. Ani trochę. 

- To ja cię proszę, Andy. Nie uważasz, że to, ugh, zły moment? - zapytałam zachrypniętym głosem. 
- To idealny moment, Leah - mruknął ze zmarszczonymi brwiami. - Za chwilę zacznie się wojna, a ja będę w niej głównym przewodnikiem. Ten moment może być jednym z ostatnich, Le. 

Teraz to ja zmarszczyłam brwi. 

- Chwila... jaka wojna? Przecież Jinxx widział tylko parę zjaw, nic wielkiego - powiedziałam, nie do końca znając powód swojej gadatliwości. 

Przetarł twarz wierzchem dłoni, a potem zamrugał parę razy, wyzbywając się resztek zmęczenia. Nagle zaczęło mnie zastanawiać, kiedy ostatnio spał? Byłam ślepa, nie dostrzegałam braku snu wymalowanego na twarzy Andy`ego. Naszła mnie idiotyczna myśl, jednak po przemyśleniu wcale nie wydała się aż tak zła. Musiałam dopilnować, by zasnął. Wiedziałam, że czegoś pilnował, w nocy. Zauważyłam to w jego oczach. 

- Też ich widziałem, Leah - wychrypiał w końcu. Wziął głęboki wdech, by kontynuować: - Nic nikomu nie mówiłem, a w szczególności tobie, oczywiście. - Oczywiście, powtórzyłam w myślach. Spychana na ostatni plan, bo przecież o niczym nie muszę wiedzieć, prawda? I on myślał, że przyjmę jego oświadczyny, och Boże. Nawet nic o nim samym nie wiedziałam! - Było ich... mnóstwo. Cała grupa. Wyprawiali jakieś... nie wiem, modły? Wiedziałem, że wzywali jego, to było oczywiste. Powstrzymałem ich, ale musiałem uciec, bo nawet mnie tak wiele cieni mogło pokonać. Wojna to tylko kwestia czasu, musiałem coś wymyślić. I wtedy ode mnie uciekłaś, doskonale wiedziałem, gdzie będziesz, obserwowaliśmy Rebels Army. Wymyśliłem Przysięgę, zawarłem w niej rzeczy, które były dla każdej ze stron ważne. Nie musiałem cię w żaden brutalny sposób zmuszać. - Krótko mówiąc, chodziło mu o coś w rodzaju gwałtu, super. - W taki sposób, przynajmniej na jakieś pięćdziesiąt procent, zagwarantowałem sobie męskiego dziedzica, który mógłby przejąć moje miejsce w Wild Ones. A teraz... cóż, teraz brakuje mi tylko ciebie, Leah. 

Nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć. Chyba po raz pierwszy tak bardzo się przede mną otworzył. To był... aż brakowało mi słów. I, cholera, co miało znaczyć to ostatnie zdanie, które wypowiedział? Oczywiście, że mnie, cóż, "nie miał", bo początkowo nie chciałam mu się "oddawać", ale teraz, gdy tyle mi, ugh, wytłumaczył?, mam ochotę słuchać go wieczność i dać wszystko, byle tylko nie przestał mówić. 

- Nawet cię nie znam, Andy. Nie wiem o tobie nic więcej niż to, co było mi potrzebne do obrony, gdy Wild Ones i Rebels Army toczyło własną wojnę. - Uświadomiłam sobie to właśnie w tej chwili. Przecież... - Nawet nie znam tak śmiesznej informacji jak twój ulubiony kolor. - To nawet źle brzmiało. 

Wcisnął mi pudełko z pierścionkiem w dłoń, własnymi rękami przecierając zmęczoną twarz. Już chciałam coś powiedzieć i nawet otwierałam usta, kiedy Prorok odezwał się ponownie:

- Dobrze, w porządku. Opowiem ci, co zechcesz, po prostu... nie wiem, powiedz "tak"?
- Ja... 

Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Bo co mogłam? "No jasne, że za ciebie wyjdę, przecież jesteś miłością mojego życia" trochę nie zgadzało się z ogólnymi danymi tego, co pomiędzy nami było. Chciałam dokończyć zaczęte zdanie, kiedy nagle... cóż, zasłonił moje usta ręką. Na początku nie rozumiałam, co się działo, ale potem... Potem usłyszałam śmiech. Okrutny, złośliwy śmiech. 

Andy przyłożył palec do swoich warg, zabierając rękę z moich. Stałam cicho, z wielkimi oczami, czując strach. Patrzyłam, jak powoli stawiał kroki w stronę okna, by móc przez nie wyjrzeć. Odwrócił się do mnie, a ja nie potrafiłam zrozumieć uczucia na jego twarzy. 

Nawet nie wiedziałam, kiedy zatrzasnęłam pudełko z pierścionkiem. I nawet nie zorientowałam się, że schowałam je do kieszeni skórzanej kurtki, którą dokładnie zapięłam złotym zamkiem. Zdolność myślenia wróciła dopiero wtedy, gdy do pokoju wbiegła reszta Wild Ones z równie mocno przerażonymi dziewczynami jak ja. Stanęli obok mnie, skutecznie unikając okna, przy którym był Andy i tylko wychylał się, by cokolwiek zobaczyć. Co się działo?

Ponure gwizdanie to jedyny dźwięk, który słyszałam. Był tak głośny, jak gdyby ktoś stał tuż przy mnie i nachylał się do mojego ucha, bym zwracała uwagę tylko na to. Moje serce tłukło niemiłosiernie, a ja popierałam mój mózg, który wręcz krzyczał do mnie o jakąkolwiek ucieczkę. Mimo wszystko, wiedziałam, że właśnie w tym cholernym pokoju byłam najbardziej bezpieczna. 

Spojrzałam na Andy`ego, który zaczął mnie obserwować. Machnął ręką w moją stronę, co znaczyło, że mam do niego podejść, więc przełknęłam ślinę i jakiekolwiek przerażenie, po czym ruszyłam do niego powoli, zatrzymując się naprzeciwko Proroka. Pociągnął mnie mocno, a ja nie do końca wiedziałam, czy mam jakoś się przed tym bronić. 

- Musimy tak wyjść - powiedział do wszystkich, obejmując mnie ramieniem. - Chyba oficjalnie możemy uznać, że  F.E.A.R.  wrócił. 

Zamarłam, jak chyba reszta dziewczyn. Nigdy nie spotkałam się z nim twarzą w twarz, ale doskonale pamiętałam zło, które sprowadził na świat. Karał za byle co, więził ludzi z Rebels Army, zabijał z nudów. Żyliśmy w strachu, nie mieliśmy pojęcia, kto i kiedy zostanie zabrany do jego siedziby. Dzieci znikały, a w szczególności nastolatki i młode kobiety. A z ich zaginięciem pojawiały się coraz to nowsze zjawy. Łatwo było połączyć te dwa fakty. 

- Rusz się, Leah. 

Przeniosłam wzrok na Andy`ego, który stał przede mną, patrząc na mnie przez ramię. Zauważyłam, że inni już wychodzili, jednak wcale nie chciałam iść. Nagle przypomniałam sobie o ciężarze w kieszeni skórzanej kurtki, na co zrobiłam się jeszcze bardziej niespokojna. 

- Ale... ale ja nie chcę - powiedziałam zupełnie jak mała dziewczynka.

Biersack westchnął, odwracając się w moją stronę. 

- Musimy tam iść, a nie zostawię cię samej, bo mogą to wykorzystać i cię stąd zabrać. 

Spuściłam wzrok na swoje buty, jednak już nie protestowałam, kiedy pociągnął mnie znowu. Odgarnęłam włosy z twarzy, nie patrząc na Sammi, która szła dwa kroki przede mną, jednak obserwowała mnie ze współczuciem, a ja nie rozumiałam, dlaczego. Dlatego po prostu ją ignorowałam. 

Trzymaliśmy się trochę na tyle, co dawało mi cząstkę wolności od tematu o powrocie  F.E.A.R.  i po prostu mogłam zagłębić się we własnych myślach. Już chciałam włożyć dłonie do kieszeni kurtki, kiedy wspomnienia sprzed dziesięciu minut ponownie mnie dopadły, dlatego zrezygnowałam z tego pomysłu. Poczułam, jak Andy splótł nasze palce razem i spojrzałam na niego ze zdziwieniem, jednak nie odwzajemnił tego, obserwując coraz bardziej powiększające się drzwi. Wzięłam głęboki wdech. 

A potem stałam na dworze. 

Schowałam się nieco za Andy`m, widząc imponujący szereg z  F.E.A.R.`em  na przodzie. Cienie obserwowały nas, a przynajmniej tak mi się zdawało. Ścisnęłam w pięści kamizelkę Proroka, czując, jak coś wcisnął mi w dłoń. Uniosłam ją nieco, oczywiście za plecami Biersacka, by móc to obejrzeć, a jednocześnie, żeby nikt inny tego nie zobaczył. Naszyjnik. Różaniec. Z gwiazdą otoczoną... czymś? Cóż, w każdym razie wiedziałam, że to ten ich znak. 

- Och, moi drodzy! Wild Ones zdecydowało się wyjść mi na spotkanie!

Dreszcze przebiegły po moich plecach, gdy usłyszałam jego głos. Miał w sobie pewną moc, ale i jakąś przerażającą nutę, której nie potrafiłam zrozumieć. Trzymałam się nadziei, że nigdy nie będę musiała stać praktycznie naprzeciw niego, ale... cóż.

- A to kto? Pamiętam was! - Wiedziałam, że mówił o dziewczynach, wiedziałam, bo i one teraz schowały się za swoimi... um, partnerami? - A ona? Nie znam cię, wyjdź do mnie! Nie jestem taki straszny, mała buntowniczko!

Spojrzałam zza ramienia Andy`ego, który trzymał rękę na moim ciele, dając znać, że mam zostać na swoim miejscu. Wcale nie miałam zamiaru się buntować, wręcz przeciwnie, dobrze mi było za jego plecami. Bezpiecznie. 

- Po co tu przyszedłeś? Nie dość ci porażek? - zapytał głośno Prorok. 

F.E.A.R.  zaśmiał się głucho.

- O jakich porażkach tu mowa? Bo ja żadnych nie pamiętam, a jedynie to, że zniknąłem na pewien czas, by wrócić silniejszy! 

Byłam przerażona, czułam, jak strach zjadał mnie od środka. Co za ironia. Odgarnęłam włosy, starając się zrobić to tak, by nie zwrócić na siebie jeszcze większej uwagi. Nie miałam pojęcia, do czego był teraz zdolny i wolałam się tego nie dowiadywać. Po prostu nie. 

- Jednak nie o tym chciałem... Przyszedłem po swoje własności. 
- Tu nie ma nic, co należałoby do ciebie - warknął Jake. 

F.E.A.R.  zaśmiał się po raz kolejny, kręcąc głową na boki.

- Mylisz się, drogi Jake`u. Wasze wspaniałe dziewczęta należą do mnie - powiedział z dziwnym uśmiechem. - Ach, tak, tę rudą również sobie wezmę, wydaje się naprawdę nienaruszona. Nie postarałeś się, Proroku! 

Na mojej twarzy wykwitło obrzydzenie, bo, cholera, o czym mógł mówić, jak nie o zwykłej prostytucji dla niego? Fuj. Poczułam zacieśniający się uścisk Andy`ego na moim przedramieniu. Nie wiedziałam, co zrobi, bo czego można się po nim spodziewać? 

- Nigdy jej nie dostaniesz! - krzyknął.

I wtedy po raz pierwszy zobaczyłam, jaką ma moc.




Od autorki: Andy tak bardzo tu rozczulający ;-; W ankiecie do ostatniej chwili wynik był pół na pół, aż się bałam, że się nie zdecydujecie xD W końcu jednak jednym głosem wygrał pomysł o płatnej zabójczyni, także... zapraszam na Painkiller! Na razie zamieściłam tam prolog i bohaterów, jednak za niedługo powinien pojawić się pierwszy rozdział. Kompletnie nie miałam weny na zakończenie rozdziału, także przepraszam ;-;

środa, 10 grudnia 2014

1.14 - Strach powraca




Czułam się wyczerpana. Ciąża dawała się we znaki, a rodzice Andy`ego... Cóż, bardzo ich polubiłam, jednak to, co powiedziała jego matka... Ślub? Na to się nie zgadzałam. Chciałam, by to wszystko się skończyło, miałam już dość. Nie potrzebowałam tyle stresów, dlaczego to wszystko spadło na mnie? Nie oczekiwałam zbyt wiele, chciałam po prostu spokojnie żyć ze wspaniałym mężczyzną i gromadką dzieci. Chciałam umrzeć ze świadomością, że moje życie było udane. Ale już teraz wiedziałam, że takie nie miało prawa być. Nie powinnam mieć takich myśli, jednak nie mogłam nic na to poradzić. Wojna nauczyła mnie depresji, niczego więcej. 

Wzięłam głęboki wdech, unikając spojrzenia Andy`ego. Obserwował mnie, stojąc jakieś cztery kroki dalej. Spuściłam wzrok, nie wiedząc, co zrobić. Przytłaczał swoją obecnością, na moich policzkach pojawiły się rumieńce, których tak bardzo nie lubiłam. Zrobiłam krok w prawo, a potem kolejny. Nim mogłam uciec, złapał mnie mocno za nadgarstek, przyciągając do siebie. Objął moją talię drugą ręką,

- Nie. Uciekaj - powiedział cicho, nachylając się nade mną.

Przełknęłam ślinę, patrząc prosto w jego oczy. Źrenice powiększyły się, jednak nadal mogłam dostrzec mroczną jasność niebieskiego koloru. Srebrny kolczyk w wardze Proroka odbił światło lampy stojącej obok mnie, błyszcząc dziwnie. Nie wiedziałam, co chciał zrobić, jednak wiedziałam, co chciałam zrobić ja. Miałam zamiar się narazić. I to poważnie, prawdopodobnie.

- Ja... chciałabym... ugh - wychrypiałam, nie do końca wiedząc, czemu to robię.
- Chcesz co? - zachęcił mnie z podejrzliwym błyskiem w oku.
- Chcę odwiedzić Ryana - dopowiedziałam.

Poczułam ból na biodrze, kiedy zacisnął na nim mocniej palce, wbijając je w skórę. I znowu będę miała siniaki, świetnie. Przyciągnął mnie jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, przyciskając swoje krocze do mojego podbrzusza. Cholera. Teraz cieszyłam się, że jestem tak niska.

- Po co? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.

Co? Po co chciałam odwiedzać brata? Cholera, widać, że jedynak.

- To mój brat - odparłam. - Chcę się z nim widywać.

Zaśmiał się gardłowo, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Obserwowałam jego bladą skórę szyi z dziwnym... Cholera, czy to było zafascynowanie? Nie. Patrzyłam na jego ledwo widoczny pieprzyk, nie wiedząc, co go tak rozbawiło. Bo co było takie zabawne w tym, że chciałam zobaczyć brata? Nic.

- Dlaczego miałbym ci na to pozwolić? - zapytał. Chwycił moją lewą rękę, przyciskając palce do znaku, który zapiekł odrobinę, dając o sobie znać. - Wiesz, że sama już tam nie uciekniesz, prawda? Nie pozwolę ci na to. - Och, niestety doskonale o tym wiedziałam. - Więc, dlaczego miałbym ci pozwolić? - powtórzył pytanie.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież chęć bycia z rodziną to... to coś naturalnego. Przełknęłam nagromadzoną ślinę, uciekając spojrzeniem od jego przenikliwych mrocznych oczu. Rozluźnił uścisk, jednak nie puścił mnie, nadal czekając na odpowiedź. Zarumieniłam się i nie wiedziałam, czy to przez złość, czy jakieś dziwne zawstydzenie. Pomocy.

- Bo cię o to proszę.

Uniósł brew do góry, kiedy wypowiedziałam te słowa. Ledwo przeszły mi przez gardło, bądź co bądź, ale miałam naprawdę dużą dumę. Nigdy nie lubiłam prosić czy przepraszać, a kiedy to już robiłam, byłam naprawdę zdesperowana.

- I co z tego, Le? - zadał kolejne pytanie.

Le? Prychnęłam w myślach, co on, do cholery, jeszcze wymyśli? Jego zdrobnienia mojego imienia były coraz gorsze. Od kiedy pamiętałam, nikt tak mnie nie nazywał. Spojrzałam na niego z dziwną miną. Zmarszczyłam czoło z politowaniem, nie mogąc nad tym zapanować.

Uśmiechnął się do mnie, kładąc dłoń na policzku. Zamarłam, nie wiedząc, jak się zachować. Ta... relacja stała się jeszcze cięższa po tamtej nocy i każdy kontakt z nim, cielesny lub chociażby wzrokowy, był dla mnie dziwny i niezręczny.

- Przekonaj mnie.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, jedynie zaciągnąć się powietrzem. Przycisnął swoje usta do moich, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, przygryzając ją. Poczułam jego palce na moich biodrach, kiedy przyciągnął mnie do siebie mocniej. Jęknęłam z bólu, co wykorzystał od razu, pogłębiając pocałunek. Oparł mnie o ścianę, zjeżdżając ustami na szyję.

Wyłączyłam myślenie, nie chciałam teraz tego wszystkiego analizować. Wiedziałam, że to był sposób na "przekonanie go", ale... podobało mi się. Bałam się, bałam się uczucia, które właśnie mi towarzyszyło. Nie dopuszczałam do siebie swoich własnych myśli.

Bo przecież nie mogłam go kochać.

Jęknęłam, czując jego dłoń na tyle swojego uda. Oplótł ją wokół własnego biodra, powracając do moich ust. Nie obchodziło mnie teraz nic. Nie obchodziło mnie to, że całowałam się z Prorokiem, nie obchodziło mnie to, że mi się podobało bardziej niż powinno. Dałam się ponieść chwili. Objęłam jego szyję, palcami ciągnąc czarne włosy Andy`ego.

Poczułam jego zimną dłoń na brzuchu. Drgnęłam przez niską temperaturę, wzdychając przez pocałunek. Ocknęłam się dopiero kiedy zaczął podwijać moją koszulkę. Przekręciłam głowę w lewo, przez co zaczął całować mój policzek, a potem szyję.

- Pozwól mi - wychrypiałam.

Westchnął, opierając czoło o moją szyję. Objął moją talię, oddychając nieco szybciej. Poczułam jego rzęsy na skórze, kiedy zamknął oczy. Nie wiedziałam, co zrobić, jak się zachować... Zamarłam, czując dziwny ból warg, które zapewne spierzchły.

- Pod jednym warunkiem - odparł.

Wyprostował się, patrząc na mnie przenikliwie. Spojrzałam na niego zachęcająco, doskonale wiedział, że zrobię wszystko, by móc się spotkać z Ryanem. Miałam nadzieję, że nie będzie to nic... cóż, zboczonego.

Widziałam, że już chciał coś powiedzieć, jednak coś nam przeszkodziło. Zmarszczyłam brwi, słysząc dziwny dźwięk. Jakaś... piosenka. Andy sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął... telefon? Skąd on go miał?

- Czego? - warknął z gniewem, jednak szybko złagodniał, patrząc na ścianę.

Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, marszcząc brwi. Spojrzał na mnie, poprawiając uchwyt dłoni na moim biodrze. Rozejrzał się wokoło, jak gdyby w każdym momencie mógł ktoś wyskoczyć zza ściany. Rozłączył się po chwili bez słowa. Stał minutę bez żadnej reakcji, a potem uderzył mocno pięścią w drzwi tuż obok mojej głowy.

Byłam, cóż, przerażona. Co się stało?

- Musimy wracać do siedziby. Teraz - powiedział tylko.

Świetnie, czyli to koniec rozmowy.


~ * ~


Nie nadążałam za tempem Andy`ego, prawie biegłam, byle go nie zgubić z pola widzenia. Gdyby nie znak i to wszystko, prawdopodobnie mogłabym uciec, a i tak by nie zauważył mojej nieobecności. Cóż, niestety nie było to takie proste. Na dodatek ciągnął mnie za dłoń, dlatego nie mogłam zwolnić.

- Andy - powiedziałam, już nie wiedząc, co zrobić. 

W końcu spojrzał na mnie, a kiedy zobaczył na mojej twarzy czerwone rumieńce i lekką zadyszkę, zwolnił. Przeczesał dłonią czarne włosy, które były nieco dłuższe niż wtedy, gdy po raz pierwszy go widziałam. Odrzuciłam od siebie to wspomnienie, właśnie wtedy zginęli moi rodzice. Z jego polecenia...  Cholera.

- No dalej, Leah, już prawie jesteśmy.

Z westchnieniem przyspieszyłam tempa, widząc niedaleko piwnicę Wild Ones. Jakoś się to nazywało, nawet parę razy słyszałam tę nazwę, ale dla mnie to na zawsze pozostanie ich siedzibą, piwnicą. Spojrzałam na niebo, chmury wisiały nisko, zasłaniając jakiekolwiek promienie słoneczne. Nim się zorientowałam, byliśmy na głównych schodach, schodząc po nich - jak dla mnie - zbyt szybko. 

Skierowaliśmy się do jakiegoś pokoju po prawej stronie. Kiedy tylko do niego weszliśmy, zauważyłam innych z Wild Ones, oczywiście każdemu towarzyszyły ich... dziewczyny. Andy bez słowa usiadł na krześle przy stole, ciągnąc mnie za sobą, przez co zostałam zmuszona do zajęcia miejsca na jego kolanach. Zrobiłam to z cichym westchnieniem, nie chcąc tego na razie komentować. Wyczułam, że atmosfera nie była najlepsza, więc musiało się coś stać. Ale co?

Jinxx wstał powoli, a jego miejsce po chwili zajęła Sammi, która dotąd kręciła się wokół stołu, a mi się wydawało, że to przez nerwy. Drgnęłam, czując dziwny ból na udzie. Spojrzałam przez ramię na Andy`ego, który uśmiechał się do mnie łobuzersko. Mrugnął do mnie okiem, po czym objął mocniej, opierając podbródek na moim ramieniu. Uszczypnął mnie. On mnie... uszczypnął.

- Cholera, Jinxx, powiedz nam w końcu, co się dzieje! 

Spojrzałam na Ashley`a, który widocznie się niecierpliwił. Wydawało mi się, że jedynie Jinxx i Sammi byli uświadomieni o tym... o czymkolwiek. Westchnęłam, kiedy Purdy skierował na mnie swój wzrok, Przewróciłam oczami, a on uśmiechnął się do mnie. Ciekawiło mnie, co go tak bawiło, miałam nadzieję, że nie czytał w moich myślach. Cholera. 

Jinxx odwrócił się w naszą stronę z grobową miną. 

- F.E.A.R.  wrócił - powiedział tylko i nagle cisza stała się jeszcze cięższa. 
- Jak to; wrócił? 

Spojrzałam na Andy`ego, który zmarszczył brwi. Obserwował Jinxxa, któremu zadał pytanie. Zauważyłam, że niektóre dziewczyny zamarły, a potem zaczęły się wiercić, jak gdyby nie potrafiły poradzić sobie ze wspomnieniami. Ja też nie potrafiłam. Sekretem nie było, że  F.E.A.R.  wyrządził wiele złego Rebels Army, szczególnie kobietom. Ja, jako tako, nie miałam z nim tak "bliskiego" kontaktu, ale podejrzewałam, że partnerki reszty Wild Ones owszem. 

Andy przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej, jeśli w ogóle było to możliwe. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy poczułam jego usta na swojej szyi. Co on robił, do cholery? Umieścił dłoń na moim udzie, z powrotem opierając swój podbródek na ramieniu, które zaczęło dziwnie mrowić. Ani to łaskotało, ani swędziało... Nic jednak nie powiedziałam, nie chcąc go denerwować. Bóg wie, co mógłby zrobić w takim momencie. 

- Nie wiem, Andy, po prostu wrócił! Niedawno, razem z Sammi, widzieliśmy te jego zjawy. Nie walczyły, tylko uciekły, ale pewnie wrócą.

Poczułam, jak Prorok napiął mięśnie, kiedy to usłyszał. Nie tylko on był zdenerwowany, właściwie wszyscy mieli dziwne miny i nie wiedzieli, co zrobić z dłońmi. Nigdy nie spotkałam samego  F.E.A.R.,  ale jego wysłanników już tak, to nie byli mili goście. Właściwie, to jakieś dziwne zjawy, trudno, by byli przyjemni. Po moich plecach przeszły ciarki, kiedy coś mi się przypomniało. Rebels Army... Cholera, czy już wiedzieli?

Ciszę zagłuszyła dyskusja Wild Ones i ich partnerek, jedynie ja się w nią nie włączyłam. Odwróciłam głowę w stronę Andy`ego, patrząc na niego wyczekująco. W końcu spojrzał na mnie ze zdenerwowaniem, warcząc, jednak uspokoił się nim zadał mi pytanie:

- Dlaczego się na mnie patrzysz?

Wzięłam głęboki wdech. Raz kozie śmierć, prawda?

- Rebels Army może wam pomóc - powiedziałam cicho. 

Oczekiwałam, że parsknie śmiechem i zapyta, co mi przyszło do głowy, ale nic takiego się nie stało. Miał poważną minę, której w życiu u niego nie widziałam. Zmarszczyłam brwi, kiedy odgarnął włosy, które cisnęły mi się do oczu. 

- Na razie nie mają w czym pomagać, Le. Jeszcze nic nie jest wiadome. 
- Muszę im o tym powiedzieć - wychrypiałam z naciskiem. - Jeśli ich przekonam, mogą wam pomóc. 

Nie wiedziałam, czemu tak naciskałam. To znaczy, wiedziałam, chciałam, by mieli jakiekolwiek zapewnienie pomocy ze strony kogokolwiek, nawet od Wild Ones. Obserwowałam z odwagą jego jasne oczy, czekając na jakąś reakcję z jego strony. Obdarował mnie czymś na kształt uśmiechu, odgarniając ruchem głowy swoje włosy.

- Będziemy musieli tu zostać, nie wracamy do domu. 

Do domu, prychnęłam w myślach. Nie miałam domu od czasu, kiedy moi rodzice nie żyją. Westchnęłam, nie powinnam o tym myśleć, nie teraz. Przeniósł spojrzenie na resztę, którzy rozmawiali o tym, co powinni zrobić w razie ewentualnej wojny.

- Wstawaj - mruknął Andy w moją stronę. 

Wstałam, przez co oczy wszystkich skierowały się na mnie. Prorok również wstał. 

- Idziemy do pokoju, jest późno - powiedział. - Najlepiej będzie, jeśli porozmawiamy o tym jutro, na spokojnie. 

Pokiwali głowami, też się zbierając. Poczułam, jak Andy ciągnął mnie w stronę wyjścia. Podejrzewałam, że zaprowadzi mnie do pokoju, w którym... cóż. Westchnęłam pod nosem. W pierwszej chwili byłam załamana brakiem czegokolwiek na przebranie się, ale przypomniałam sobie, że coś na pewno musi tu być do ubrania. 

Nim się obejrzałam, byliśmy przed drzwiami. Prorok puścił mnie jako pierwszą, by móc zamknąć za nami wejście na klucz. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nic się tu nie zmieniło. Poczułam jego ręce na swoim brzuchu. Powstrzymałam westchnięcie, bo zdecydowanie za dużo mnie dotykał. 

- Chcę odwiedzić mojego brata. Chcę... muszę ich ostrzec - powiedziałam cicho. 

Zaczął całować mnie po karku, a potem szyi, mrucząc coś pod nosem. Wydawało mi się, że pozwalałam mu na to jedynie dlatego, że chciałam spotkać się z Ryanem. Wykorzystałam moment, kiedy rozluźnił uścisk, by podejść do szuflady w celu przeszukania jej. 

- Pójdziesz, ale pod jednym warunkiem. Właściwie dwoma - mruknął. 

Spojrzałam na niego z uniesioną brwią. 

- Pójdę tam z tobą - zaczął. 

Kiwnęłam głową na zgodę, czekając na ciąg dalszy. Podszedł do mnie, jednak zatrzymał się niedaleko łóżka. Oparł się o szafę tuż obok szuflad, które otwierałam, patrząc na niego cały czas. Wziął wdech, zaplatając ręce na piersi. 

- Wyjdź za mnie.




Od autorki: Dzień dobry, cześć i czołem! Tak sobie myślę, że Andy zrobił się dziwnie kochliwy, ups. No ale nic. Jak myślicie,  F.E.A.R.  powraca, czy to coś innego? Żart, nie jestem aż tak kreatywna, by wymyślić własną złą postać, yoł. Tak sobie myślę, że naszło mnie na Avengersów i nie wiem, co robić xD Znaczy, chciałabym coś o nich napisać, ale nie mam chyba jakiegoś pomysłu na to. A wy tam głosujcie w ankiecie, bo to się chwieje xD Tak sobie myślałam, że pomysł płatnej zabójczyni jest fajny, ale Piraci też, po prostu muszę dopracować fabułę xD No nieważne, ok xd Rozdział dość szybko, bo jestem chora i siedzę w domu. Co dostaliście na mikołajki? W sobotę jadę do chrzestnej i jej dwóch młodszych synów, także znowu zabawię się w niańkę xD Halo, ma ktoś Instagrama? Jeśli tak, podajcie nazwy xD Jak ktoś będzie chciał, mogę (ewentualnie xd) podać swojego.

niedziela, 30 listopada 2014

1.13 - Prorok




Siedział na łóżku, obserwując drewniane drzwi łazienki, za którymi dwadzieścia minut temu zniknęła Leah. Od razu po pytaniu jego matki udała się tam pod pretekstem mdłości, chociaż Andy doskonale wiedział, że to nie wina rosnącego w niej dziecka. Nerwy szalały we wnętrzu dziewczyny i zdawał sobie sprawę z tego, że to nie służyło ciąży. Musiał coś wymyślić, jednak jeszcze nie wiedział, jak może opanować jej... zawstydzenie i złość? Tak, to chyba odpowiednie słowa.

Chciał wstać z łóżka i pójść w stronę drzwi, otworzyć je mocnym pociągnięciem i wejść do łazienki, do Leah. Chciał wygarnąć jej to, że powinna bardziej dbać o nienarodzone dziecko, zbesztać za niezręczne wybiegnięcie z salonu, a potem... och, cholera, co on by zrobił potem! Otrząsnął się, nie mógł tak myśleć, nie teraz. Wypuścił drżące powietrze, próbując się choć trochę uspokoić.

Wstał z łóżka, po czym zaczął krążyć niespokojnie po pokoju. Ściągnął swoją skórzaną kamizelkę i rzucił ją na czarną pościel, poprawiając naszyjnik, który chyba chciał żyć własnym życiem. Powinien dać któryś z nich Leah, żeby jeszcze bardziej była jego. Przewrócił oczami na swoje myśli, czasami naprawdę traktował ją jak swoją własność, ale... nie potrafił inaczej. Potrzebował zapewnienia, że nigdy go nie zostawi i próbował osiągnąć to na każdy sposób, nawet grożąc jej, chociaż wiedział, że nie mógłby skrzywdzić dziewczyny jeszcze bardziej. Zaskoczyło go to trochę, bo, cóż, wcześniej nie miał takiego problemu i robił wszystko, co chciał, nie odczuwając kłucia sumienia.

Wyciągnął telefon z kieszeni, wynalazek, który teraz był rzadkością. On i reszta Wild Ones mieli je, bo pozwolili sobie na użycie magii, która wyjątkowo dobrze działała i nie musieli martwić się czymś takim jak ładowarka. Prawdopodobnie ani trochę to do nich nie pasowało, czy do tego, jaki teraz jest świat, jednak w Ameryce teraz nic nie było takie, jakie powinno.

Wyłączył wyświetlacz i schował telefon, kiedy nie zauważył żadnej nowej wiadomości. Pół godziny wcześniej dostał esemesa od Christiana, który nie omieszkał się poinformować jego i zapewne resztę Wild Ones dwoma wyrazami "Cassie zwymiotowała!". To nie była rzecz, o której chciał czytać, jednak jego entuzjazm był zrozumiany, bowiem Cassandra miała problem z jakimikolwiek objawami ciąży i Coma prawie przez to oszalał. Mimo to, naprawdę nie chciał znać takich szczegółów, jego obchodziła tylko Leah i jej ciąża.

Usłyszał ciche zamykanie drzwi, więc podniósł powoli wzrok, przełykając ślinę. Jedyne, na czym teraz mógł się skupić, to nagie nogi Leah, które przysłaniała jedynie czarna koszulka i złożone na pół spodnie, nieporadnie przyłożone do ud. Uniósł brew, w końcu zmuszając się na spojrzenie w oczy dziewczyny.

- Uch... ubrudziłam się - wychrypiała.

Obserwował ją, nie do końca wiedząc, co zrobić. Miał do niej podejść? Dać jej spokój? Podać jakieś spodnie? Ich relacja stała się jeszcze bardziej skomplikowana po wypełnieniu jej połowy Przysięgi, wydawało mu się, że Leah bała się go mocniej niż wcześniej, a on był zafascynowany nią bardziej niż powinien. I nie do końca wiedział, co z tym zrobić, po raz pierwszy czuł się przy niej nieporadny.

Mimo wszystko, podszedł do Leah. Powoli, jak gdyby dawał jej czas na ucieczkę. Ale nie poruszyła się. To przez strach? Czy może jednak podświadomie chciała, by do niej podszedł? Stanowiła taką wielką zagadkę, której od tak długiego czasu nie potrafił rozgryźć...

- I dlatego chodzisz przede mną bez spodni? - zapytał i zrobił to tylko dlatego, by ją zawstydzić.

Na bladych policzkach Leah zakwitły rumieńce. Spuściła spojrzenie z zakłopotaniem, a rude włosy skutecznie zasłoniły jej duże wyczerpane oczy. Uwielbiał patrzeć w tęczówki dziewczyny, jednak martwił go fakt, że nie dostrzega w nich żadnych błysków. Tylko raz je widział; kiedy przyszedł po nią do miejsca, gdzie zgromadziła się reszta Rebels Army. Śledził ją w małym lasku, gdy polowała. Spotkała swojego brata, a jej oczy zabłysły milionami iskierek, dało się tam znaleźć tak wiele miłości... Andy wiedział, że na niego nigdy nie będzie tak patrzyła.

- Ja... chciałam pójść po... po inne - wyjąkała, a on zaśmiał się.

Chwycił palcami podbródek Leah, sprawiając, że musiała na niego spojrzeć. Po dwóch sekundach uciekła swoim wzrokiem w bok, czując zawstydzenie. Bawiło go to, ale i bolał fakt, że tak bardzo się go bała. Przecież jej nie bił, nie gwałcił, więc dlaczego odczuwała taki strach?

- To nic, czego nie widziałem, Leah.

Powiedział to z humorem, jednak dziewczyna zawstydziła się jeszcze bardziej, o ile to możliwe, i cofnęła krok do tyłu. Jego ręka ponownie zawisła przy ciele, co zauważył dopiero po paru sekundach, jej reakcja zaskoczyła go, chociaż nie wiedział, czemu.

- Pójdę lepiej się już... ubrać - wychrypiała.

Pokręcił przecząco głową, wypuszczając nagromadzone powietrze.

- Nie możesz tak przede mną cały czas uciekać.

Nagle jej twarz wykrzywił grymas złości. Oczy zrobiły się ciemniejsze, a policzki bladsze, usta zacisnęła w wąską linię. Położyła spodnie na szafce obok, nawet nie patrząc, czy trafiła. Ze zdziwieniem spostrzegł, że nic nieznaczące słowa mogły ją tak rozzłościć. Mimowolnie pogratulował sobie w duszy, że wywołał w niej inne emocje niż zawstydzenie, chociaż wolałby uśmiech aniżeli gniew.

- A ty nie możesz tak mną pomiatać - powiedziała przez zaciśnięte zęby.

Założył ręce na pierś, unosząc brew do góry w geście zaciekawienia. Powstrzymał śmiech, który cisnął mu się na usta, kiedy wyobraził sobie, jak muszą wyglądać. Ona, całkowicie pochłonięta gniewem, bez spodni, on, rozbawiony, bez bluzki, której dzisiaj nawet w ogóle nie założył.

Westchnął, jak gdyby znudziła go już ta cisza, a potem postąpił krok naprzód, przez co Leah cofnęła się mimowolnie. Potem zrobił kolejny, a ona znowu się cofnęła, aż w końcu opierała się o zimną ścianę, będąc w pułapce, którą tworzył on sam. Oparł dłonie obok głowy dziewczyny, uśmiechając się pod nosem.

- Wcale tobą nie pomiatam - odparł, mimowolnie odgarniając rudy kosmyk z twarzy Leah.
- Wykorzystujesz mnie na każdy sposób, by wyszło na twoje - zarzuciła mu ponownie.

Uniósł brew, zagryzając dolną wargę. To akurat było prawdą, choć nie całą.

- Nawiązujesz do Przysięgi? - zapytał, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi, wiedział, że trafił. - Och, nie udawaj, że ci się nie podobało, Leah.

Sapnęła, wypuszczając drżące powietrze. Wściekłość i zaskoczenie wymalowało się w jej brązowych oczach, a Prorok obserwował to z zadowoleniem. Uwielbiał to, kiedy okazywała jakiekolwiek emocje, naprawdę nie lubił jej wiecznie zawstydzonego obycia.

- S... słucham? - powiedziała, zupełnie zbita z tropu.
- Nie udawaj, że nie rozumiesz, Leah. Dobrze wiem, że doskonale pamiętasz każdy szczegół z tamtej nocy. Pamiętasz, jak ścisnąłem twoje udo? - zapytał. Chwycił jej nogę, prawie w tym samym miejscu, co wtedy, ciągnąc na swoje biodra. - Pamiętasz, jak robiłem ci malinki? - zapytał ponownie, widząc, jak powoli przełyka ślinę. Przybliżył usta do jej szyi, a kiedy nie ruszyła się ani o milimetr, zagryzł mocno skórę, świadomie robiąc jej ślad. - Pamiętasz siniaki po moich palcach? Wydaje mi się, że jeszcze je masz, może sprawdzę? - mruknął z kpiną, jeszcze mocniej przyciskając dłoń do jej nagiego uda.

Przybliżył usta do warg Leah, czując drżący oddech dziewczyny na swojej twarzy.

- Nie próbuj mi wmawiać, że ci się nie podobało.

Jemu się podobało. Cholera, odtwarzał tamtą noc w głowie przez cały tydzień. Zapamiętywał każdy szczegół i przypominał go sobie znowu, pragnąc, by to się powtórzyło. Starał się nie okazywać, że jego oddech przyspieszył na kolejne wspomnienia.

- Tamtej nocy stałaś się moja.

Wiedział, że nie mogła zaprzeczyć. W pewnym momencie po prostu czuł, że mu zaufała i oddała się, jakkolwiek to brzmiało. Odgarnął włosy z twarzy Leah, która była zbyt zamroczona słowami Andy`ego, by to zauważyć.

Lubił ją nazywać swoją. I wiedział, że mimowolnie jej też się to podobało. Oblizał wargi językiem, nie do końca wiedząc, co zrobić. Chciał ją pocałować, ale czuł też, że Leah jest obecnie na granicy szaleństwa i nie wiedział, jak na to zareaguje. Mimo wszystko pochylił się jeszcze bardziej, stykając ich wargi ze sobą.

Położył rękę na jej biodrze, drugą zostawiając na udzie dziewczyny, mocniej złączając ich usta. Przejechał językiem po dolnej wardze Leah, a ona rozwarła je, wpuszczając go do środka. Przycisnął drobne ciało do ściany, nie do końca panując nad swoimi odruchami.

Wplotła palce w czarne włosy Andy`ego, ciągnąc za nie. Zdawał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie za chwilę pożałuje tego, na co sobie pozwala i spoliczkuje go lub coś podobnego i potem ucieknie, a on znowu na to jej pozwoli.

Wiedział to wszystko, ale nie chciał, by tak się stało.


~ * ~


- Andy, będziemy się zbierać do siebie!

Zamrugał, kiedy usłyszał głos swojej matki. Opuścił pięść, na której opierał podbródek, gdy pozwolił sobie odpłynąć w zamyślenia. Mogło się to wydać nieco dziwne, ale myślał nad tym, jak nazwać dziecko. Oczywiście, nie obmyślał tylko dla chłopca, bo wiedział, że taka sama szansa jest na to, że może mieć córkę.

Westchnął, wstając z kanapy. Ruszył na korytarz, gdzie stali jego rodzice już w pełni ubrani, a tuż obok nich Leah, która unikała go po tym, co jej powiedział w sypialni. Tuż po pocałunku uciekła do innego pokoju i zamknęła się na klucz.

- Następnym razem odwiedzimy was na ślubie, prawda? - zagruchała matka Andy`ego.

Przewrócił oczami, jednak uściskał matkę, a potem ojca. Chwilę potem wyszli, a właściwie Michael wyszedł, ciągnąc za rękę swoją żonę, która dawała "niezbędne rady na temat ciąży" Leah. Prorok zamknął drzwi na klucz, po czym spojrzał na dziewczynę.

- Może powinniśmy dokończyć naszą rozmowę?




Od autorki: Siema! Rozdział krótki, bo nie wiedziałam, co w niego upchnąć. Dzieje się dużo, jakby na to nie spojrzeć. Przepraszam za błędy, rozdział niesprawdzany. Mam do was pytanie. Chciałam zrobić bloga, o Andy`m, no i mam dwa pomysły. Pierwszy, to przerobiony przeze mnie dawno temu, ale nadal świeży. Główna bohaterka to płatna zabójczyni, no i dostaje zlecenie zabicia Andy`ego, ale najpierw musi mu odebrać wszystko i tak dalej. Drugi, to głównie na podstawie Piratów z Karaibów, Andy to syn Sparrowa, a główna bohaterka (chyba) Barbossy. Tu zaczyna się moje pytanie - którą historię byście woleli? Zrobię ankietę i tam możecie zaznaczać swoje odpowiedzi. 

środa, 26 listopada 2014

1.12 - Radosna wiadomość




Na wyniki nie trzeba było długo czekać, bo tylko tydzień. Lub aż, głównie dla Proroka. Zaczęłam wymiotować dosłownie wszystkim, co tylko zjadłam. Martwiło mnie to, ponieważ bywałam coraz częściej wyczerpana. Andy właściwie skakał z radości, kiedy to się zaczęło. Nieoficjalnie byłam w ciąży. 

Nie wszystkie miałyśmy jej oznaki, Cassie i Suzanne nadal nie wykazywały żadnych śladów po... cóż, jednak mówili, że to tylko kwestia czasu. Ustalili, że muszą sprowadzić kogoś w rodzaju lekarza, by sprawdził, czy na pewno wszystkie jesteśmy w ciąży, co mnie trochę przerażało, bo, do cholery, czego miałam się po nim spodziewać?

I zrobili to. Sammi wraz z Jinxxem wyszła z jednego z pokoi, gdzie przyjmował mężczyzna. Teraz był czas właśnie na mnie. Andy wstał, ciągnąc mnie za rękę do pomieszczenia w piwnicy Wild Ones. Ruszyłam za nim powoli, czując kolejne mdłości. Zamknął drzwi, a ja spojrzałam na lekarza, którego nazywali najlepszym. Cóż, nie do końca wiedziałam, jakie miał sposoby.

- Witaj, droga panienko! - powiedział, myjąc ręce pod kranem. 

Niekontrolowanie pomyślałam, że mył je przez coś, co mogło być... obrzydliwe. Po moich plecach przeszły dreszcze, kiedy o tym pomyślałam. Mimowolnie spojrzałam na Andy`ego, który usiadł na krześle obok jakiejś kanapy. 

- Połóż się, panienko - dodał mężczyzna. 

Westchnęłam cicho, jednak podeszłam do kanapy i położyłam się na niej, oddychając ciężej niż powinnam. Spojrzałam na mężczyznę, analizując jego wygląd wzrokiem. Wyglądał na nieco starszego, jego brązowe włosy przenikała siwizna, a zielonkawe oczy nie świeciły młodzieńczym blaskiem. Miał na sobie biały fartuch, typowy dla lekarza. 

- Podwiń bluzkę, muszę cię prześwietlić. 

Powstrzymałam dreszcze obrzydzenia na myśl, że jakikolwiek mężczyzna dotknie moją skórę. Nadal nie otrząsnęłam się po ostatnich... przygodach. Podciągnęłam bluzkę do linii stanika, przez co chłód ogarnął moją skórę. Mężczyzna podszedł do mnie, uśmiechając się dziwnie.

- Ach, tak, zapomniałem się przedstawić, panienko. Nazywam się Conrad Mailar, jestem doktorem, jak mogłaś się już zorientować - powiedział, trąc dłoń o dłoń. Spojrzał na Andy`ego, co zrobiłam i ja. Prorok obserwował każdy jego ruch, gotowy do... cóż, czegokolwiek tam gotów mógł być. - Teraz po prostu prześwietlę twój brzuch za pomocą magii. Nic strasznego.

Cholera, jaka znowu magia? Pokiwałam głową, widząc, że Andy nie zareagował na to w żaden negatywny sposób. Wzięłam głęboki wdech, kiedy umieścił dłonie nad moim brzuchem. Zamknął oczy, zaczynając szeptać słowa, które nie brzmiały na ten sam język, po jakim mówił wcześniej.

- I jak? - zapytał Andy, wyraźnie zniecierpliwiony.

Lekarz stał jeszcze tak przez chwilę i w końcu otworzył oczy, a ręce opuścił wzdłuż ciała. Odwrócił się do mnie plecami, podchodząc do ciemnobrązowego biurka. Zaczął coś pisać na kartce papieru w szybkim tempie, nie odzywając się, przez co Prorok wstał z krzesła i podszedł do mężczyzny, uderzając pięścią w blat.

- Pytam, co widziałeś - powtórzył, pochylając się nad biurkiem.
- Spokojnie, Proroku, bez nerwów - odparł doktor, patrząc na bruneta. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku, dziewczyna jest w ciąży, na płeć musicie zaczekać.

Och, Boże. Miałam nadzieję, że powie "nie, ona nie może zajść w ciążę", czy coś takiego. Przeżyłabym to, tak myślę. Cóż, to byłoby chyba lepsze niż noszenie w sobie dziecka Proroka. Wszystko, tylko nie to. Dlaczego na to się zgodziłam? No tak, moja... rodzina.

- Jak to, na płeć musimy poczekać? - zapytał, a jego oczy stały się ciemniejsze.
- Jeśli nie chcesz, Proroku, by płód został uszkodzony, trzeba poczekać. Chyba nie chcesz, by twój dziedzic był, cóż, pełny nieuleczalnych chorób, prawda? - westchnął mężczyzna, patrząc kpiąco na Biersacka.

Andy warknął coś pod nosem, po czym podszedł do mnie. Szarpnął za przedramię, przez co najpierw usiadłam, a potem wstałam, dzięki czemu bluzka powróciła na swoje dawne miejsce. Zaczął mnie ciągnąć do drzwi, jednak wlekłam się, nie do końca wiedząc, czy to wszystko. Jeśli już byłam w ciąży, miałam zamiar dbać o dziecko najlepiej jak tylko potrafiłam i porady tego udawanego lekarza zdecydowanie mogły pomóc.

- Myślę, że to wszystko, panienko. Pamiętaj, by o siebie dbać, dobrze się odżywiać i staraj się nie nosić nic ciężkiego. Do następnej wizyty! - zdążył powiedzieć, nim Andy trzasnął drzwiami.

Westchnęłam cicho, mijając po drodze Ashley`a i Mię. Purdy zaśmiał się, kiedy tylko nas zobaczył, prawdopodobnie odczytał myśli i (niespodzianka!) prawdopodobnie były one moje. Przewróciłam oczami, a on to po mnie powtórzył z wielkim uśmiechem. Nie zdążyłam nic więcej zrobić, bo Andy skręcił w prawo i straciłam z pola widzenia dwójkę.

Nim się zorientowałam, wyszliśmy na słońce. Zasłoniłam ręką oczy przez nagłe naturalne światło, którego nie widziałam przez prawie półtorej tygodnia. Prorok przyspieszył jeszcze bardziej, o ile w ogóle to możliwe, więc ruszyłam właściwie biegiem, nie mogąc mu dorównać swoim krótszym krokiem. Starałam się zignorować szybszy oddech, który pojawił się po zaledwie pięciu minutach, bo, cholera, jakim cudem potrafił chodzić sprintem?

Pociągnęłam za swoje ramię, dzięki czemu Biersack stanął na chwilę, patrząc na mnie. Wzięłam głęboki wdech, błogosławiąc fakt, że nie musiałam robić nic więcej niż ten mały gest. Przetarłam drugą dłonią miejsce po jego mocnym uścisku, kiedy odczułam ból w tamtym miejscu. Przewrócił oczami i chwycił mnie ponownie, tym razem nieco łagodniej, po czym ruszył znowu w dalszą drogę.

Po krótkiej chwili zauważyłam na horyzoncie zarys piętrowego domu. Westchnęłam pod nosem, kiedy przyspieszył, widocznie chcąc już zamknąć się w czterech ścianach pokoju. Zastanawiałam się, co się teraz stanie? Czy znowu będzie mnie przywiązywał do czego tylko można? Z drugiej strony, pozwolił mi iść normalnie, bez żadnych sznurów ani niczego podobnego. Cóż...

Poczułam trawę pod płaskimi podeszwami czarnych trampek, co mimowolnie wywołało u mnie uśmiech. To było naprawdę rzadkie w ostatnich czasach, znaleźć można tu jedynie piasek i suchą glebę. Wszelka roślinność występuje jedynie w wyjątkowych miejscach, które nie zostały jeszcze doszczętnie zniszczone przez walki różnego typami broni.

Andy otworzył drzwi, po czym wpuścił mnie pierwszą do środka. Weszłam, nie ukrywając zdziwienia, od kiedy był takim, cóż, dżentelmenem? Od razu ruszyłam do kuchni, czując głód. Wiedziałam, że i tak zaraz to dosłownie zwrócę, jednak musiałam jeść, chociażby w taki sposób. Miałam nadzieję, że za niedługo się to skończy, bo byłam tym już cholernie zmęczona. Niby mi już przechodziło, jednak nadal nie potrafiłam przyjąć jakiejś większej ilości jedzenia bez wymiotowania. Nienawidziłam tego, że akurat ja musiałam to tak przechodzić, reszta dziewczyn miała nudności przez dwa, trzy, ewentualnie cztery dni, a u mnie trwało to już długi tydzień.

Wyciągnęłam sok z lodówki, a potem jeszcze herbatniki, które znalazłam w górnej szafce. Wzięłam parę, po czym zapiłam to piciem. Zauważyłam Andy`ego, który oparł się o framugę wejścia do kuchni, patrząc na mnie. Zaplótł ręce na klatce piersiowej, dokładnie obserwując moje powolne ruchy.

- Wolałbym chłopca.

Spojrzałam na niego dziwnie, nie do końca od razu kojarząc to, o co mu chodziło. Dopiero po chwili doszłam do wniosku, że nawiązał do mojej ciąży, przez co w mojej głowie zrodziło się jedno pytanie; dlaczego akurat chłopiec?

- Dlaczego? - zapytałam cicho.

Przez chwilę nie byłam pewna, czy mnie usłyszał, jednak kiedy tylko na niego spojrzałam, zauważyłam błysk w oku i rozbawiony wyraz twarzy. Odepchnął się nogą od framugi, powoli do mnie podchodząc. Oparłam się o szafki, starając się od niego uciec, jednak wiedziałam, że to i tak nie miało większego sensu. Stanął przede mną, zamykając w klatce, którą sam był. Mój oddech przyspieszył, jednak starałam się go uspokoić, by nic nie zauważył. Cóż, niestety.

- Chłopiec jako pierwsze dziecko to błogosławieństwo, tak mówią.

Gdybym była odważniejsza, przewróciłabym oczami. Jednak nie zrobiłam tego, czując, że dosłownie przyrosłam do ziemi, nie mogąc się ruszyć. Andy zaśmiał się, a mi wydawało się, że to przez moje zdenerwowanie. Cóż, nie byłam przyzwyczajona do takiego bliskiego kontaktu z nim, pomimo tamtego... czasu.

- Więc co, jeśli to dziewczynka? - mruknęłam, chyba nie do końca chcąc znać odpowiedź.

Pochylił twarz jeszcze bardziej, przez co bardzo dobrze mogłam poczuć na twarzy jego niezwykle zimny i spokojny oddech. Zagryzłam wargę, ignorując rude kosmyki włosów, które cisnęły mi się do oczu. Andy odgarnął je własną dłonią, jak gdyby czytał mi w myślach.

- Wtedy będziesz musiała zajść w ciążę ponownie - powiedział, na co wzięłam głęboki wdech. Spodziewałam się takiej odpowiedzi, jednak... - Chociaż niewiele to zmieni, nie chcę mieć tylko jednego dziecka, bycie jedynakiem to przekleństwo.

Och, nie, nie, nie. Dlaczego miałabym mu urodzić kolejne dziecko? Przecież nie chcę mieć z nim nic wspólnego! Nie chcę, prawda? Westchnęłam w myślach ze zirytowaniem, wyganiając szybko z głowy ten dziwny pomysł.

- I myślisz, że ja na to się zgodzę? - zaprotestowałam cicho.

Zaśmiał się, odrzucając głowę do tyłu. Obserwowałam jego Jabłko Adama, nie do końca wiedząc, czy uwielbiałam ten ruch, czy nienawidziłam przez liczne widoki podrzynania gardła. Po plecach przeszły dreszcze na to wspomnienie. Ugh, to był najgorszy moment bycia w armii.

- Oczywiście, że tak. Jeśli chcesz, by nic nie stało się tej garstce twoich ludzi, zrobisz to.
- Co? - wychrypiałam. - Obiecałeś, złożyłeś Przysięgę, że nic im nie zrobisz.

Pokręcił głową na boki, rozbawiony.

- Słodka Leah, obiecałem, że ja ani nikt z Wild Ones nic im nie zrobi, a także żaden z moich ludzi, jednak nie było mowy o zleceniu wybicia ich.

Gdybym mogła, cofnęłabym się z przerażeniem. Ta rozmowa, a raczej jej cząstka, wymykała się spod kontroli, obojga z nas. Przełknęłam nerwowo ślinę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Pochylił się nade mną jeszcze bardziej, na co przerażenie dosięgnęło mnie na tyle, ile tylko mogło.

I nagle czyjś wesoły głos przerwał tę straszną chwilę.

- Andy, Leah, w końcu wróciliście! Och, tak wspaniale razem wyglądacie!

Spojrzałam w stronę wejścia do kuchni, gdzie stała matka Proroka. Och, jak świetnie, nadal tu byli. Andy uśmiechnął się i oplótł szybko moje biodra dłońmi, jak gdybyśmy stali tu tylko i wyłącznie po to, by się poprzytulać i wymienić czułymi słowami. Przycisnął mnie do siebie mocniej, na co zareagowałam nieco gwałtowniej niż powinnam.

- Puść mnie, muszę... do łazienki - wychrypiałam.

Odskoczył ode mnie, kiedy tylko to usłyszał. Zakryłam dłonią usta i pobiegłam w stronę łazienki, mijając matkę Andy`ego w przejściu. Zdążyłam zauważyć jej nierozumiejące spojrzenie, nim wpadłam do pomieszczenia, by pochylić się nad toaletą i zwrócić to, co dopiero zjadłam. Oparłam dłonie o muszlę i nawet nie zwróciłam uwagi na czyjś dotyk, który zebrał moje rude włosy tak, by nie wpadały mi pod... cóż, usta.

Kiedy mogłam odetchnąć, spuściłam wodę i wstałam chwiejnie. Podeszłam do umywalki z pomocą obcych rąk, a gdy tylko spojrzałam w lustro, miałam już pewność, że to Andy. Zaczesał palcami moje włosy do tyłu, dzięki czemu mogłam przemyć usta, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia i, zakładałam, zapachu.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z pewnego amoku, w który wpadłam, kiedy po prostu gapiłam się na lustrzane odbicie Andy`ego. Nie trwało to długo, bo Prorok ruszył w stronę wejścia i otworzył je, natrafiając na zmartwione spojrzenie własnej matki. Suzanne spoglądała na mnie, wyraźnie zaskoczona moją bladą twarzą.

- Co się stało, dziecko? - zapytała, a ja nie do końca wiedziałam, do kogo mówiła.

Andy westchnął, jednak odpowiedział jej:

- Idź do ojca w salonie, zaraz ci wszystko wyjaśnimy - odparł, przeczesując włosy.

Kobieta kiwnęła głową i niechętnie poszła do dużego pokoju, zostawiając nas samych. Mimowolnie spojrzałam na swoją bluzkę, z dziwną ulgą dostrzegając, że miała długi rękawek, dlatego zasłaniała znamię, o którym, szczerze powiedziawszy, zdążyłam zapomnieć. Nie doskwierało mi w żaden sposób i podejrzewałam, że to głównie przez dziecko, w końcu Andy władał bólem, który pochodził z tego diabelstwa i prawdopodobnie nie chciał narażać swojego potomka. Cóż, dobre i to.

- Chodź, Leah, musimy im powiedzieć  - powiedział w moją stronę, a mnie zdziwił jego miły ton.

Kiwnęłam głową, ostatni raz przeczesując włosy palcami. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam tuż za Prorokiem, który przed wejściem do salonu złapał mnie zaborczo za rękę. Weszliśmy, zobaczyłam rodziców Andy`ego, którzy siedzieli na kanapie. Suzanne uśmiechnęła się słabo, a jej mąż, Michael, oparł luzacko ramię na oparciu.

- Wszystko z tobą już dobrze, drogie dziecko? Powiedz, zatrułaś się czymś?

Spojrzałam na matkę Andy`ego, kręcąc przecząco głową, jednak nie odezwałam się pozostawiając to Biersackowi. Uśmiechnął się, nie do końca wiedziałam, czy sztucznie, a potem objął mnie ramieniem w pasie, przyciągając do siebie. Powstrzymałam westchnienie, przełykając ból, który mi sprawił.

- Leah jest w ciąży - powiedział po prostu.

Przewróciłabym oczami, gdyby nikt na mnie nie patrzył. Podejrzewałam, że poinformuje ich bardziej... cóż, delikatniej, oficjalniej... Cokolwiek. Ale on po prostu to powiedział, jak gdybym zrobiła to zupełnie z własnej i nieprzymusowej woli.

- Och, to cudownie, Andy!

Suzanne wstała szybko, a ja podejrzewałam, że od tego tempa mogła mieć zawroty głowy. Podeszła do nas prędko, obejmując ramionami. Zaśmiała się wesoło, przymykając oczy. Michael wstał, podchodząc do naszej trójki, ściskając rękę Andy`ego, kiedy już jego żona go puściła.

- To takie cudowne - powtórzyła ze śmiechem. - Który to tydzień? Znacie już płeć i imię?
- Um... to dopiero pierwszy tydzień - mruknęłam, kiedy Andy nie kwapił się z odpowiedzią.
- Więc płeć poznacie dopiero za miesiąc lub dwa, och, nie!

Kiwnęłam nieprzytomnie głową, potwierdzając jej słowa, chociaż nie miałam o tym wszystkim pojęcia, w mojej armii takie wizyty na temat ciąży wyglądały nieco inaczej. Wiedziałam, czego się spodziewać i kiedy, jednak w takiej sytuacji...

Nagle zamarłam, słysząc pytanie Suzanne.

- Więc, kiedy ślub?




Od autorki: Siema, pisałam to podczas oglądania Piratów z Karaibów (to chyba najlepszy film życia, tak tylko mówię). Przepraszam za wszelkie błędy i marną końcówkę, a także ogólną nudę, którą powiewa ten rozdział. Moje bilety właśnie przyszły, więc skaczę ze szczęścia ogólnie, no. Kto też jedzie? Kto chce się spotkać? Zastanawiam się, czy następnego rozdziału nie zrobić z perspektywy Andy`ego, co wy na to?

czwartek, 13 listopada 2014

1.11 - Zmartwienia i delikatność




Strach. Wiele razy się bałam i to z różnych powodów. Grożono mi, torturowano, próbowano zabić, zgwałcić czy pobić i, to dziwne, ale rozumiałam. Trwała wojna, a na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Właśnie tak tłumaczyłam sobie własną decyzję. Wybrałam mniejsze zło, by uchronić pozostałych przy życiu bliskich, a może i nawet następne pokolenia. Doskonale wiedziałam, że życie, jakie znam, zniknie, ale nie miałam właściwie wyboru. Musiałam stać się nagle odpowiedzialna za tych, którzy uciekli przed śmiercią z rąk Wild Ones. Mogłam nawet być z siebie dumna, chociaż nie byłam. Żadnej chwały w Przysiędze nie ma i właściwie nigdy nie było. Uznawana była za zło samo w sobie, pochodziła od mrocznych stron, powstała za czasów  F.E.A.R.  Ale co mogłam zrobić? Nic. 

Nie wiedziałam, gdzie dokładnie byłam. Owszem, Andy stał pod drzwiami, kiedy starałam się pójść na tych wysokich szpilach do nich, lecz zniknął, nim tam stanęłam, zostawiając instrukcję jednej ze służek. Wszystkie trzy poprowadziły mnie do jakiegoś pomieszczenia, gdzie z zaskoczeniem spostrzegłam cztery inne dziewczyny. Każda była inna na swój sposób. Siedziały, zupełnie jak ja, całe ogarnięte strachem i zdenerwowaniem, nie do końca reagując na słowa. 

Poznałam je. Albo ich imiona. Suzanne, była, hm, dziewczyną od Jake`a. Sammi, oczywiście od Jinxxa. Mia od Ashley`a. A także Cassie od Christiana. Każda miała suknię podobną do mojej, długą, z koronką i podszewką na piersiach, zawiązanym gorsetem, a nawet nieco obcisłą, jedynie kolorystycznie się różniły. Moja była czarna z szarymi szczegółami, co mnie w sumie nie zaskoczyło. Każda miała jakiś szczegół z makijażu, który zwykli nosić ich... partnerzy. 

Nie do końca wiedziałam, czemu siedziałyśmy tam i czekałyśmy jak idiotki. Nie dość, że się tak... hm, poświęcałyśmy, to jeszcze musiałyśmy czekać w tej niezręcznej ciszy, całe zdenerwowane i przestraszone, w tych dziwnych sukniach i wysokich szpilkach, które i tak nie mają wielkiego znaczenia, bo prawdopodobnie po chwili wylądują niedbale na ziemi. Och, fu. 

To dziwne, ale kojarzyłam je. Każdą z nich. I nawet podejrzewałam, skąd. Kiedy miałam dziesięć lat, paręnaście dziewczynek z Rebels Army zostały porwane. Wtedy podejrzewano, że to zasługa zjaw  F.E.A.R.,  ale nigdy tego do końca nie udowodniono. Zaginionych nigdy nie odnaleziono. Może to były one? Pamiętałam podobne twarze, ale też nie miałam pewności, że to właśnie one. W końcu minęło tyle lat...

Było mi zimno, marzłam, serce i dusza umierały. Moje przerażenie wzrosło jeszcze bardziej, kiedy ktoś nacisnął na klamkę i otworzył drzwi. Do środka weszły służki, tym razem pięć. Podeszły do nas, każda wybrała sobie jedną, by chwycić nas za nadgarstki i pociągnąć mocno, przez co prawie się potknęłam. 

Szłyśmy jakimś ciemnym korytarzem, jednak nie wyglądał na nic, co znajdowało się w piwnicy. Weszłyśmy po krętych schodach na górę, co mnie nieco zdziwiło - tu były jakieś piętra? Pojawiło się światło, normalne światło na suficie. Cholera, gdzie one nas prowadziły?

Pojawił się jakiś korytarz z pięcioma drzwiami. Każda z nas stanęła przed odpowiednim wejściem, a służki zapukały w drewno, znikając od razu. Przełknęłam ślinę patrząc dookoła. To mogłaby być chwila na ucieczkę, gdyby nie ta pieprzona Przysięga.

Drzwi otworzyły się, a ja zamarłam. Andy uśmiechnął się z satysfakcją, mierząc mnie palącym spojrzeniem, a potem wciągnął za rękę do pokoju. Wstrzymałam oddech, kiedy zamknął nas na klucz. Cholera, nie miałam jak uciec. Nie, żebym mogła uciec.

Rozejrzałam się, bo czemu nie? Pokój był czarny i nie zdziwiło mnie to. Czarne podwójne łóżko, czarne nocne stoliki, czarny dywan, czarna szafa, czarne biurko, czarne krzesło. Ale lampa była szara, miła odmiana. Spojrzałam na Andy`ego, który stanął dokładnie przede mną. Jego ubrania też nie miały jakiś szalonych kolorów. Czarna koszula z guzikami odsłaniała jego tatuaż z ważką na klatce piersiowej, a czarne spodnie podtrzymywał pasek. W porządku, prezentował się naprawdę... wow.

Powinnam się uspokoić. Powinnam? Nerwy mnie zjadały i to chyba dosłownie. Westchnęłam cicho, odgarniając rudy kosmyk włosów. Co mam teraz zrobić? Jego wzrok mnie, cóż, pożerał i nie czułam się z tym dobrze.

- Leah? - mruknął, więc podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. - Teraz cię rozbiorę.
- Och - wyrwało mi się.

Podszedł do mnie, odwracając plecami do siebie. Odgarnął moje włosy z pleców, opuszkami palców dotykając nagiej skóry na karku, przez co mimowolnie poczułam dreszcze. Odpiął powoli zamek, a moje serce przyspieszyło, gnając boleśnie. Zimny oddech Andy`ego otulił mój policzek, kiedy staliśmy znowu twarzą w twarz. Chwycił zimne dłonie w swoje własne, umieszczając je na pierwszym guziku jego koszuli. Przełknęłam nerwowo ślinę, spełniając jego niemy rozkaz i rozpinając powoli ubranie. Z każdym kolejnym guzikiem pokazywały się kolejne tatuaże Andy`ego, które po raz pierwszy mogłam bez skrępowania (no, prawie) obserwować.

Czułam się źle. Byłam zrozpaczona, rozsypywałam się, coraz bardziej przy każdym kolejnym ruchu. Andy pociągnął za sznurki dziwnego i zdecydowanie zbyt niewygodnego gorsetu, sprawiając, że nagle lepiej mi się oddychało. Jednak nie na długo.

Suknia opadła na moje stopy. Andy zsunął z ramion swoją koszulę, rzucając gdzieś za siebie. Odpiął pasek spodni, ściągając z nóg skórzany materiał. A ja po prostu stałam, patrząc prosto w jego oczy z czerwoną zawstydzoną twarzą. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, a ja zapłonęłam rumieńcami jeszcze bardziej, kiedy zmierzył całą mnie spojrzeniem.

Byłam naga.

Cóż, on też, jednak nie czuł się z tym tak źle jak ja. Zdecydowanie. Uśmiechał się zwycięsko i w jakimś stopniu złowieszczo, stał prosto i dumnie, w najmniejszym geście nie był zażenowany. W przeciwieństwie do mnie. Ja nie potrafiłam się ruszyć, dosłownie. Po prostu przywarłam do ziemi.

- Powinnaś wyjść z tej sukni, Leah - mruknął, wyciągając w moją stronę dłoń.

Kiedy nie podałam mu swojej ręki, westchnął i wziął ją sobie sam, ściskając mocno. Pociągnął mnie silnie do siebie, a ja wpadłam w jego ramiona. Moje oczy powiększyły się, kiedy... cóż, poczułam go.

Zaśmiał się na widok mojej twarzy, a potem poszedł w stronę łóżka, ciągnąc mnie za sobą. Spojrzał na mnie z uśmieszkiem, a ja przełknęłam ślinę. Przybliżył się tak bardzo, że stykaliśmy się wargami, lecz nic więcej.

- Rozluźnij się, Leah, potrafię wyczuć twój strach w powietrzu - powiedział cicho, gładząc mój policzek. Jak miałam się nie bać? - Nie zrobię ci krzywdy, Leah, po prostu musisz mi zaufać. Choć raz.

Wzięłam głęboki wdech, wydychając je wprost w jego rozchylone usta. Łatwo mu było mówić, to nie on miał za chwilę oddać swoje, cóż, dziewictwo na rzecz jakiejś cholernej Przysięgi i dziwnego wypełnienia jego celu życiowego. Więc jak miałam zaufać właśnie jemu? Cholera.

Mimo wszystko, próbowałam się rozluźnić. Nawet powstrzymałam spięcie wszystkich swoich mięśni, kiedy objął mnie, kładąc swoje zimne dłonie na moich plecach. Poczułam pod plecami chłód czarnej pościeli i miękkość poduszki pod głową. Andy pochylił się nade mną, podpierając na rękach.

Zacisnęłam powieki, kiedy poczułam jego usta na swoich. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a ja mimowolnie uchyliłam je, pozwalając mu na głębszy pocałunek. Nie trwał on długo, ledwie parę sekund, lecz to wystarczyło, bym poczuła dziwne uczucie w brzuchu. Andy zaczął całować moją szyję, jednak zrezygnował z tego i zaczął robić mi malinki. Próbowałam najpierw temu zapobiec, jednak spojrzał na mnie groźnie, a jego wzrok zamroził mnie po raz kolejny. Cóż, może i dosłownie?

- Oddychaj, Leah, przecież cię nie duszę - mruknął, próbując zażartować.

Uśmiechnęłam się, starając rozluźnić spięte mięśnie. To nie było proste, nerwy zjadały mnie od środka, bałam się, że zaraz nie dam rady i ucieknę, w jakikolwiek sposób, chociaż miałam na to marne szanse.

- Teraz może zaboleć - szepnął do mojego ucha, gryząc jego płatek.

Poczułam mocne ukłucie w środku. Przeklęłam, kiedy cholerne łzy popłynęły po policzkach. Andy oparł czoło o moje prawe ramię, nie ruszając się, bym mogła się dostosować i przyzwyczaić. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie, dłonią ścierając łzy z bladej twarzy.

- Już w porządku? - zapytał.

Kiwnęłam z wahaniem głową, ból przechodził, jednak nie całkiem. Poruszył się, na co poczułam kolejne ukłucie, jednak tym razem lżejsze i mniej bolesne. Łzy przestały płynąć, więc Andy ponowił ruch. Znowu i znowu. Ugryzł skórę na moim ramieniu, nie puszczając przez parę sekund, tłumiąc swój własny jęk.

Czułam się dziwnie, nie potrafiłam tego nazwać. Odczuwałam pewną przyjemność, w końcu to pewien czynnik tego, co właśnie robiliśmy, prawda? Z drugiej strony, dopadło mnie obrzydzenie. Brzydziłam się siebie, dlaczego się na to zgodziłam? Akurat na to? Było tyle innych wyjść... było?

Poczułam skurcz w podbrzuszu, a z ust wyrwał mi się jęk. Andy poruszył się mocniej, wbijając palce w moje udo, podciągając je na swoje biodro. Ściskał je, zmieniając na drugiej ręce siłę, opierając się na łokciu.

Przymknął oczy, wolną dłonią, w miarę możliwości, pociągnął moją rękę do swoich czarnych włosów. Zaplotłam palce pomiędzy ciemne kosmyki, drapiąc długimi paznokciami skórę głowy. Andy jęknął znowu, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że podobał mi się ten dźwięk. Co się ze mną działo?

- Leah, cholera, dojdź, zrób to... nie wytrzymam długo - wychrypiał.

Spojrzał na mnie swoimi bladoniebieskimi oczami, nieco przymglonymi. Potem zagryzł skórę na mojej szyi, tworząc kolejną malinkę. Puścił udo, które ściskał, a ja zostawiłam tam swoją nogę, dochodząc do wniosku, że podobało mi się to, w jaki sposób pasowała do tamtego miejsca.

Jęknęłam niespodziewanie na dziwne uczucie. Andy sięgnął ręką do miejsca, w którym byliśmy złączeni, by podrażnić moje wrażliwe miejsce swoimi chudymi palcami. Ścisnęłam wolną dłonią czarną kołdrę, na której leżałam, czując nadchodzącą przyjemność. Przycisnął palce do mojej skóry, pocierając ją.

- No dalej, Leah, dojdź dla mnie - wydyszał.
- Och, Boże - powiedziałam na wydechu.

Nie powinno mi się podobać, to było złe. Jednak... cholera, to stawało się silniejsze ode mnie. Skurcz ścisnął moje podbrzusze, na co poczułam chwilę spełnienia. Andy westchnął z rozkoszą, dochodząc we mnie, obdarzając mnie dziwacznym ciepłem. Zamknęłam oczy, przyciskając mocniej do niego nogę, kiedy całował moją twarz powoli.

Gdybym go kochała... nie potrzebowałabym nic więcej, miałabym wtedy wszystko. Ale nie kochałam Andy`ego. Nie kochałam, prawda? To byłoby naprawdę złe i pokręcone. Dlaczego miałabym go kochać, za co? Nawet nie był żadną dobrą postacią w tej cholernej życiowej grze. Nie miał serca... nie miał? A może właśnie teraz mi je okazywał? Składając delikatne pocałunki na mojej twarzy... Cholera, nie powinnam o tym myśleć.

Schował twarz w zagłębieniu szyi, otulając się rudymi włosami, które zdecydowanie musiałam umyć. Westchnął błogo, a ja poczułam na skórze jego uśmiech. Leżał na mnie, ale nie przeszkadzało mi to, w pewnym sensie... Wstyd znowu do mnie powrócił, chciałam się zakryć, jednak nie miałam jak. Cholera.

- Zimno ci? - zapytał prosto w moje ucho, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że zadrżałam.
- Um... tak - wychrypiałam, chociaż wcale zimno mi nie było.

Wyszedł ze mnie, na co skrzywiłam się, po czym zszedł z mojego ciała, kładąc się tuż obok. Zakopałam się pod pościel, jednak szorstki i zimny materiał sprawił tylko, że poczułam jeszcze większy dyskomfort. Andy spojrzał na mnie i powiedział, jak gdyby czytał w moich myślach:

- W najwyższej szufladzie znajdziesz bieliznę, możesz też ubrać moją koszulę.

Wstałam niezręcznie i pomknęłam do szuflady, wyciągając jakąś czarną bieliznę. Prychnęłam w myślach, oczywiście, że była tam tylko czarna, w końcu to cholerny Prorok, prawda? Założyłam ją na siebie, czując palący wzrok jasnych oczu Andy`ego na sobie. Spojrzałam na ziemię, odnajdując spojrzeniem (czarną, tak tylko przypominam) koszulę. Zapięłam prawie wszystkie guziki, oprócz ostatniego na samej górze, po czym powoli wróciłam do łóżka, nie patrząc na Biersacka, który, wręcz przeciwnie, wypalał we mnie dziurę.

- No dalej, Leah, połóż się albo ta koszula znowu znajdzie się na ziemi.

Dopiero po dłuższym momencie zrozumiałam sens jego słów. Wkopałam się pod kołdrę, otulając nią całe ciało. Andy objął mnie ręką w pasie, wtulił twarz w szyję i oplótł moje nogi własnymi. Zamarłam na chwilę, jednak rozluźniłam się, czując jego palce gładzące skórę na udzie, za co skarciłam się, nie powinnam tak reagować na Proroka.

Jego oddech unormował się już po pół godzinie, jednak ja leżałam tak jeszcze długo, nie potrafiąc zasnąć przez zbyt wiele myśli. Nie potrafiłam się ich długo wyzbyć, chociaż bardzo chciałam. Co miałam zrobić? Czułam się zniszczona.


~ * ~


Nie chciałam otwierać oczu. Marzyłam tylko o tym, by leżeć wiecznie. I spać, umierać, cokolwiek. Przesunęłam trochę rękę z czoła, kręcąc się niewygodnie, kiedy nagle zamarłam. Poczułam na sobie ciepło czyjegoś ciała. Przeklęłam w myślach. Podniosłam powieki, przekręcając głowę, by móc zobaczyć czarne włosy Andy`ego. Leżał na mnie, prawie przygniatając. Czułam jego palce na swoim udzie, a chłód ogarnął tamte miejsce prawie od razu mimo kołdry. Wzięłam głęboki wdech, by móc się uspokoić, jednak nie pomogło mi to; poczułam jeszcze więcej jego zapachu.

Nagle poruszył się, a ja zamarłam jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle możliwe. Mruknął coś pod nosem, a po chwili poczułam jego uśmiech na szyi. Przejechał palcami po moim boku, przez co pojawiła się gęsia skórka. Podniósł głowę, patrząc na mnie, jednak nie obserwowałam jego jasnych oczu, byłam zbyt zajęta uciekaniem przed nim własnym spojrzeniem.

- Możesz ze mnie wstać? - mruknęłam, by po chwili odchrząknąć przez poranną chrypę.
- Dlaczego miałbym to zrobić? Jest mi naprawdę wygodnie - odparł z uśmieszkiem.

Przewróciłam oczami, starając się wyszarpnąć z jego mocnego uścisku. Przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej, przymykając powieki i wzdychając cicho. Pokręciłam się jeszcze trochę, jednak okazało się to zupełnie bezsensu. Po prostu nie miał zamiaru mnie puścić.

- Och, puść mnie - powtórzyłam. - Muszę iść do łazienki - dodałam.

Z dziwnym mrukiem puścił mnie, a ja wstałam szybko, poprawiając koszulę, która podwinęła się nieco. Ruszyłam do łazienkowych drzwi, które były niedaleko szafy. Weszłam szybko do pomieszczenia, zamykając się na klucz. Westchnęłam cicho, wręcz z ulgą, opierając się o ścianę tuż obok umywalki. Po naprawdę długiej chwili odepchnęłam się nogą i podeszłam do prysznica, włączając ciepłą wodę. Odpięłam guziki koszuli i powiesiłam ją na kaloryferze. Potem zrzuciłam z siebie bieliznę i weszłam pod strumień.

Umyłam się szybko, nie zwracając uwagi na wspomnienia ze wczorajszej nocy ani nawet na siniaki z jego palców czy też mocno widocznych malinek na szyi i ramionach. Starałam się jednocześnie spowolnić samą siebie, by nie musieć wychodzić z powrotem do niego.

Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica, sięgając po ręcznik, który okręciłam wokół własnego ciała. Wytarłam się, po czym założyłam poprzednią bieliznę i czarną koszulę. Przeczesałam mokre włosy dłonią, wzięłam głęboki wdech i przekręciłam klucz w drzwiach.

- Cholera, Leah, załóż coś na siebie, bo oszaleję.

Zarumieniłam się, rozglądając wstydliwie po sypialni. Co miałam na siebie założyć? Wczorajszą suknię? Cholera, nie, była taka niewygodna... Andy podszedł do mnie, wciskając do rąk czarne szorty, po czym wyminął mnie, by wejść do łazienki. Zamknął drzwi, jednak ze zdziwieniem zauważyłam, że nie przekręcił klucza w zamku. Chyba oczekiwał, że do niego pójdę. Prychnęłam na tę niedorzeczną myśl. Założyłam spodenki, a potem usiadłam na łóżku, przymykając oczy.

Siedziałam tak długo, bo ocknęłam się dopiero, kiedy woda z prysznica przestała lecieć. Przeczesałam włosy ponownie dłonią, zauważając, że nadal były mokre i nijak mogłam sobie z tym problemem poradzić. Nie znalazłam nawet szczotki, by rozczesać ten jeden wielki kołtun na głowie.

Andy wyszedł z łazienki, więc spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Więc co teraz? - zapytałam cicho, na co uśmiechnął się swoim sposobem.
- Teraz czekamy na dziedzica.

No tak. Jak mogłam zapomnieć?




Od autorki: Witam ponownie! Tak, tak, scena, na którą tyle czekaliście. Wydaje mi się, że spaliłam ją na całej linii i w ogóle nie wiem, czemu dodaję ten rozdział, ale... cholera, trudno opisać to, kiedy bohaterka jest do tego zmuszona, ale nie na taką skalę, by nazwać to, cóż, gwałtem. Dlatego nie obwiniajcie  mnie o to, bo skąd mam wiedzieć, co ona, do cholery, tam czuje i tak dalej. Pomyślałam sobie, by może machnąć jakiś rozdział z perspektywy Andy`ego? Taki, ot, luźny pomysł, co o tym myślicie? Słyszeliście nowe piosenki i ogólnie całą płytę BVB? Ktoś jedzie na ich koncert w marcu? Ja na 99%, ogólnie to muszę tylko bilety kupić, no ja się jaram, ok. Do następnego!

piątek, 3 października 2014

1.10 - Przygotowania




Nigdy nie myślałam, że w takim kierunku pójdzie moje życie. Nigdy nie myślałam, że na świat padnie jakakolwiek zagłada, a tu co? Proszę, Ameryka to jedna wielka pustynia. Westchnęłam cicho. W moich oczach błyszczały łzy, których dzielnie nie wypuszczałam spod powiek. Gruby sznur ranił moje nadgarstki przy każdym pociągnięciu Andy`ego. Spojrzałam na swoje czarne trampki, tak bardzo zakurzone, że aż straciły swój dawny kolor. Wspomnienia szybowały wokół mnie, jakby chciały pokazać, ile straciłam w swoim życiu. 

Pamiętałam wszystko. Wszystkie dobre, ale i złe wspomnienia. Wracały do mnie, ciesząc i jednocześnie smucąc swoim widokiem. Uśmiechnęłam się nieco sztucznie, przeżywając je wszystkie po raz kolejny, doskonale wiedząc, że te chwile już nie wrócą. Nigdy nie będę szczęśliwa. Nigdy nie uda mi się wieść dobrego życia. Nigdy. Byłam skazana na wolę Proroka, mogłam jedynie modlić się o w miarę dobre traktowanie. Miałam miano jego niewolnicy, wypalił mi swój znak na skórze. Co w takiej sytuacji mogłam zrobić? Nic. Ucieczka działała, ale na jakiś dzień, jak teraz. Może powinnam się zabić? Nie, nie zostawię Ryana samego, nawet, jeśli zostaliśmy oddzieleni od siebie. 

Przysięga dobiła mnie już całkowicie. Andy Biersack przyrzekł, że jeśli wypełnię jego wolę, on ani nikt inny nie ruszy mojej rodziny. Dzięki tej Przysiędze moi rodacy byli... cóż, w miarę możliwości bezpieczni. Ale ja musiałam za to płacić. Co bym zrobiła, gdybym znowu mogłabym wybrać? Z pewnością, podjęłabym tę samą decyzję. Nie potrafiłam być samolubna względem Rebels Army. Nie mogłabym zawieść jedynych osób, na których mi zależało. Wtedy moja psychika rozleciałaby się do końca.

Zawsze w takich chwilach przypominałam sobie starego, dobrego Tamlena i jego niezwykłe historie. Tak właściwie, nie spotkałam go w obozie. Nie żył? A może zaszył się gdzieś samotnie? Dlaczego w takim razie nie odnalazł innych? 

Uwielbiałam go, jako człowieka i bajarza. Opowiadał naprawdę wiele historii i wszystkie mnie zachwycały. Dlaczego wracałam do jego tematu? Nigdy nie odkryłam tego własnego małego sekretu. Może z sentymentu? Och, tak, do tego staruszka miałam gigantyczny sentyment. 

Lubił opowiadać historię o pewnym samotniku. Bruce, tak go nazywali, chociaż do dzisiaj sekretem jest, czy tak właśnie miał na imię. Był bohaterem. Walczył na wojnie, w barwach wojska. To jeszcze czas broni, kiedy świat nie zmieniał się w wielką pustynię. Zachowywał się trochę jak Robin Hood, chociaż ja tak bym tego nie nazwała. Zabijał tych "złych", by podrzucić do szpitali potrzebne organy. Nieco obrzydliwe, szczególnie momenty, gdy pewnie musiał to wszystko wyciągać, ale... cel wybrał dobry. Chociaż policja uważała go wyłącznie za bezwzględnego mordercę. Często zostawiał po sobie swój znak na karteczkach lub ścianach. Biała maska, nieco przerażająca, w kształcie czaszki, to właśnie można było po nim znaleźć.

Na horyzoncie pojawił się tak znany mi budynek. Dreszcze przebiegły po moich plecach, potęgując przerażenie. Nie chciałam, by moje życie poszło w takim kierunku, czemu akurat mi musiało się to przytrafić? Westchnęłam pod nosem, odgarniając wierzchem dłoni rude włosy, które cisnęły mi się do oczu. Cóż, za niedługo nadejdzie czas na dopełnienie Przysięgi. 

- Rusz się - warknął Andy. 

Przyspieszyłam, chociaż nogi mi odpadały. Usłyszałam przyciszoną rozmowę tuż za mną. Czułam się jak w klatce, przede mną szedł Andy, tuż za mną Jinxx i Jake, a po bokach Ashley i Christian. Pułapka, z której nie miałam szans uciec. Gdybym próbowała, a na to nie byłam aż tak głupia. Westchnęłam cicho, czując ból nóg. Z wyczekiwaniem czekałam, aż będę mogła usiąść.

Zaczęłam śpiewać. W myślach, bo na nic innego bym się nie odważyła. W mojej głowie leciały słowa piosenki, którą tak dobrze znałam. Rodzice lubili mi ją nucić, nazywali to ich piosenką. Zawsze do niej tańczyli, a potem porywali w swoje ramiona mnie i Ryana. Uwielbiałam te momenty, nasze wspólne chwile, których nikt nie mógł nam zabrać.

Westchnęłam cicho, kiedy znajomy chłód ogarnął moje ciało. Andy pociągnął mnie korytarzem w prawo, gdzie na naszej drodze pojawiły się drzwi. Otworzył je, wpychając mnie do środka. Potknęłam się, jednak udało mi się utrzymać równowagę. Spojrzałam przez ramię, obserwując Jinxxa, który wchodził tuż za mną.

- Spędzisz tu trochę czasu, Jinxx będzie cię pilnował. I nie uciekniesz, zamknę was na klucz.

Przewróciłam oczami, zirytowana słowami Proroka. Nie byłam jakimś dzieckiem, które trzeba cały czas pilnować, bo może sobie jeszcze coś zrobić. Westchnęłam po raz setny, patrząc podejrzliwie na Mystica. Wydawał mi się zagrożeniem, w końcu władał ogniem i czym tam jeszcze mógł, prawda? Miałam powody do strachu. Klęknęłam, siadając na piętach, w milczeniu obserwując drzwi. Nie obchodziło mnie to, że wyglądałam jak jakaś pieprzona niewolnica, nie było tu żadnych krzeseł ani nic podobnego, dlatego zajęłam miejsce na podłodze. Zimnej, brudnej, obleśnej ziemi. Powstrzymałam dreszcze obrzydzenia na tę myśl. Boże, za co?

- Wiesz, że nie musisz się mnie bać, prawda?

Spojrzałam na Jeremy`ego ze zmarszczonymi brwiami. Skąd wiedział? Aż tak było to po mnie widać? Wzięłam głęboki wdech, kiwając głową. Zmieniłam pozycję, siadając po turecku przez przychodzący ból pięt. Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie, odgarniając niesforne włosy, które cisnęły mu się do oczu.

- Jesteś cicha, czy po prostu nie chcesz ze mną rozmawiać?

Nie chcę z tobą rozmawiać.

- Raczej cicha.

Uniósł zainteresowany brew, jak gdyby nigdy nie słyszał nic ciekawszego. Powstrzymałam nawyk przewracaniem oczami, nadal nie do końca wiedząc, na jakim stoję gruncie. Wolałam nie ryzykować, nie chciałam sprawdzać, jak silne były jego moce. Stanowczo nie chciałam.

- Za niedługo pójdziesz do malowania - mruknął, jakby od niechcenia.
- Um... co? - zapytałam nieprzytomnie.

Zaśmiał się cicho, kręcąc na boki głową. Podrapał się po kolanie, a jego skórzane spodnie wydały nieprzyjemny pisk, przez co dreszcze przebiegły po moich plecach, jednak je zignorowałam. Patrzyłam na Jinxxa niezrozumiale, ignorując wspomnienie, kiedy wypalano mi znak, a on w tym pomagał. No, prawie ignorując.

- Pomalują cię. Na biało. Narysują ci kreskę na twarzy, taką, jaką czasami ma Andy. Albo coś takiego, nie jestem pewny. Myślę, że będziesz w tym naprawdę dobrze wyglądać.

Och, jasne, w porządku, makijaż to taka ważna rzecz! Przewróciłam oczami, już tego nie powstrzymując. Boże, czasami nie potrafiłam zrozumieć ich dziwnych zwyczajów. Po prostu nie. Po co mi jakiś makijaż podczas... podczas... no! Nawet nie miałam pojęcia jak to nazwać, świetnie.

- Jak się nazywa twoja... ugh, dziewczyna? - zapytałam, odrobinę zmieniając kierunek tego tematu.
- Sammi - powiedział z uśmiechem.

Może to miłość? Czy takie uczucia są u nich, jakby to powiedzieć... możliwe? Wzruszyłam sama do siebie ramionami, prawdopodobnie nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie, trudno, jakoś to przeżyję. Może faktycznie ją kocha, a ona jego. Może to szczęśliwy związek i za niedługo nie zrobią nic na siłę w przeciwieństwie do mnie? Ugh, powinnam przestać.

- Długo jesteście... razem?
- Z pół roku.

Kiwnęłam niezręcznie głową, gratulując w myślach tej całej Sammi za wytrwałość. Chociaż pewnie nie miała większego wyboru, jak ja. Chociaż, co mnie to obchodzi? Może będę mogła z nią porozmawiać? Zaprzyjaźnić się? Albo z innymi, to możliwe? Kto wie, czy nam nie zabronią?

- Andy nie jest taki zły - powiedział po chwili ciszy.

Ale że w łóżku, czy jak?

- Słucham? - mruknęłam.
- Polubisz go, jak tylko cię do siebie dopuści. Tak naprawdę jest... cóż, ośmielę się powiedzieć, że czuły.

Taa, jasne, już w to wierzę.

- Och, tak, to świetnie - odparłam z sarkazmem.

Jinxx przewrócił oczami, uśmiechając się. Miał dziwny uśmiech. Taki... miły? Możliwe. Ale posiadał w sobie też to coś, czego można się bać. Jego oczy... ten błysk w nich w jakiś sposób sugerował związek z ogniem. Albo ja to sobie ubzdurałam, to też możliwe.

- Potrafisz walczyć, prawda? - zapytał.

Kiwnęłam głową, starając się nadążyć za jego tokiem rozumowania. Skąd takie nagłe zmiany tematu? Przewróciłam oczami, wnioskując, że próbowanie zrozumieć go, to tylko droga bez końca. Wyprostowałam nogi, kiedy zaczęły mnie boleć z siedzenia w jednej pozycji.

- Ciekawi mnie sposób walki Buntowników. Nauczysz mnie tego?
- Nie - odpowiedziałam natychmiast.

Miałam go uczyć naszych technik, by znał każdy krok Rebels Army w walce?

Nie jestem aż tak głupia, w porządku?

- Ach, boisz się, że to w jakiś sposób nam pomoże. Dobrze, więc nie - westchnął teatralnie.

Gdzie ten Andy? Ja pierdolę.

- Idą służki - powiedział.
- C... co? Jakie służki?
- Przygotują cię. Rozumiesz, makijaż, strój i tak dalej... No, wstawaj, Wybranko.

Wstałam, przewracając oczami na to, jak mnie nazwał. Boże, niech to całe piekło na Ziemi się skończy, mam już tego serdecznie dość. Westchnęłam tysięczny raz dzisiaj, otrzepując tył czarnych spodni. Wolałam nie wiedzieć, jak bardzo są brudne z tej dziwnej podłogi. Doprawdy, siedziba w piwnicy "odziedziczona" po  F.E.A.R.  to wcale nie taki cudowny pomysł.

- Nie narzekaj na naszą podłogę, słodka, jest całkiem w porządku, mogłaś po prostu na niej nie siedzieć.

Och, nie. Drzwi otworzyły się, a w progu ujrzałam Andy`ego w towarzystwie Ashley`a. Stał oparty o próg, podśmiewając się ze mnie pod nosem. Co z nim nie tak? Westchnęłam, ponownie strzepując brud ze spodni, tak na wszelki wypadek.

-  No dalej, wychodzimy! - rzucił entuzjastycznie Ashley.

Wyszłam z pomieszczenia ślimaczym tempem na korytarz, gdzie od razu przechwyciły mnie - dosłownie - trzy kobiety. Z zaszytymi ustami. Świetnie, zero stresu, cholera. Spojrzałam na Proroka, wmawiając sobie, że to wcale nie te służki. Oczywiście, nadzieja matką głupich.

- Przygotują cię, Lia, idź z nimi.

Lia? Słyszałam naprawdę wiele zdrobnień i przekręceń mojego imienia, ale... Lia? Co to ma być? To znaczy, halo, to imię, zupełnie inne. Teraz tak będzie mnie nazywał? Och, Boże, weźcie mnie stąd, proszę. Gdziekolwiek.

Poczułam kobiecą dłoń na ramieniu i dopiero wtedy zorientowałam się, że idę. Szłam wraz z trzema służkami jakimś ciemnym korytarzem niedługo. Weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia, łazienki. Zaczęły mnie rozbierać, jednak dałam im znak, że sama sobie poradzę. Wskazały wannę, więc niezręcznie zdjęłam bieliznę i weszłam szybko do gorącej wody, by móc zakryć wszystkie swoje miejsca intymne.


Nie wiedziałam, ile spędziłam tam czasu, ale służki dokładnie obserwowały każdy mój ruch, nie spuszczały z oka nawet wtedy, kiedy się ubierałam, co było dosyć niezręczne. Miałam na sobie jakąś dziwną czarną suknię, która wręcz idealnie pasowała do mojego podłego humoru nasilającego się z minuty na minutę. Zrobiły mi makijaż, identyczny, jak mówił Jeremy. A to mnie trochę przerażało.

Pukanie do drzwi przerwało moje ponure myśli. Spojrzałam w stronę służki, która uchyliła je nieco, tak, by nikt mnie nie zobaczył. Chyba taki był jej zamiar. Czułam się jak przed ślubem. Albo jakąś dziwną wersją własnego pogrzebu. Boże.

- Jest już gotowa? - Głos Andy`ego dotarł do mnie z końca pokoju.

Niecierpliwił się, jak zawsze.

Służka kiwnęła głową, a wtedy następna mnie popchnęła, przez co zrobiłam chwiejny krok. Odgarnęłam rudy kosmyk włosów cisnący się do oczu. Cóż, Przysięga zaraz zacznie się spełniać.




Od autorki: Z serii; Dragonfly i dzikie pomysły - co powiecie na nowe (tak, tak, hejty lecą) opowiadanie o Andy`m, jako... dum, dum, dum, synu Batmana? Owh, czytałby ktoś? Wy zboczuchy, chcieliście wydać naszą małą Leah na pastwę złego Proroka, pf, biada wam, nie ma tu sceny +18, ups. Żebyście bardziej czekali, chyba, jeszcze nie wiem. Ogólnie, to trochę nie szedł mi ten rozdział, zatrzymałam się na rozmowie z Jinxxem, ojć. Jak wrażenia? Szaleję, bo nowe odcinki Kości wyszły, yeah.