poniedziałek, 22 grudnia 2014

1.15 - Wielki powrót




Zamarłam, kiedy wypowiedział te trzy słowa. Jedno zdanie sprawiło, że nie wiedziałam, co zrobić. Moje dłonie zaczęły się pocić, a z twarzy odeszły wszelkie kolory. Oparłam dłonie na otwartej szufladzie, patrząc na niego. Nie wiedziałam, co zrobić, jak zareagować. 

Czy chciałam za niego wychodzić? Oczywiście, że nie. Miałam osiemnaście lat, ślub był ostatnią rzeczą, którą teraz chciałam zrobić. Nie chciałam wychodzić za mąż, a szczególnie za Andy`ego. Wydawało mi się, że był co najmniej naiwny, że się na to zgodzę. Chociaż to nie było takie proste. Bo co, jeśli nie miałam, jako tako, wyboru? Och, Boże. 

Kiedy miałam już coś odpowiedzieć, cokolwiek, Prorok nagle podszedł do mnie, przyciskając swój palec do moich rozchylonych ust. Poczułam jego rękę obejmującą mnie w talii, a drugą sięgnął do tylnej kieszeni. Moje serce biło zdecydowanie zbyt szybko, a nerwy zjadały mnie od środka. Nie wiedziałam, co zrobić. 

Wydawało mi się, że w tej ciszy Andy mógł usłyszeć krew płynącą zdecydowanie zbyt szybko w moich żyłach. Zagryzłam dolną wargę, nie przejmując się włosami, które leciały mi na twarz. Czułam, jakby mój żołądek się przewracał i zamieniał miejscem z sercem. Mój Boże. 

Wyciągnął coś z kieszeni. Spojrzałam na rzecz, którą trzymał w dłoni. Zaciągnęłam się powietrzem. Trzymał cholerne pudełko. Otwarte czarne wieczko ukazywało pierścionek. Pierdolony pierścionek. Był naprawdę... och. Srebrna obrączka idealnie pasował do czarnego małego diamencika. Nie był normalny, wyglądał jakby ten ciemny kamień był... uch, trzymany przez dłoń kościotrupa, cokolwiek. Intrygował mnie, ale odrobinę przerażał. Skąd wziął taki... wzór? Nie miałam pojęcia, co zrobić.

- Wyjdź za mnie - powtórzył.
- Ja... - zaczęłam, jednak nie wiedziałam, co powiedzieć dalej.

Nie. To się nie działo. Nie mogło. Boże, co miałam odpowiedzieć? Przecież nie chciałam za niego wychodzić, to za dużo. Miałam tę świadomość, że będzie to... następny krok w tym dziwnym układzie, który mieliśmy, ale nigdy nie chciałam, by to się wydarzyło. Byłam w ciąży, nosiłam pod sercem jego dziecko. Dziecko Proroka. A teraz mi się oświadczył. Stres właściwie mnie przygniatał, czułam się przez to coraz gorzej. 

Dawne wymioty zniknęły, jednak mój żołądek wywracał się na drugą stronę, nabawiając nowych. Poczułam jego dłoń tuż przy swojej. Splótł nasze palce razem, a ja już chyba bardziej zaskoczona być nie mogłam. Co zrobić w takiej sytuacji? Właściwie nie miałam żadnego prawa, by odrzucić te super romantyczne zaręczyny. Byłam jego, należałam do samego Proroka. Mógł ze mną zrobić, co tylko przyjdzie mu do głowy. 

- Nie zmuszaj mnie do tego - powiedziałam w końcu. 

Widziałam to na jego twarzy. Nie gniew, lecz... rozczarowanie. Nie miałam pojęcia, na co liczył. Że po prostu powiem "tak", weźmiemy ślub i urodzę mu gromadkę dzieci, a potem będziemy żyli długo i szczęśliwie? Cóż, niech mi wybaczy, że tak nie potrafię. Jego uścisk ani trochę nie zelżał, wręcz przeciwnie, jednak w żaden sposób tego nie skomentowałam, bo po co?

- Do niczego cię nie zmuszam, Leah - odpowiedział, po czym przełknął ślinę. 

Obserwowałam jego Jabłko Adama, jednak speszyłam się, kiedy zniżył twarz jeszcze bardziej, by spojrzeć mi w oczy. Źrenice były powiększone, prawie zasłaniając mroczny błękit tęczówek Andy`ego. Po chwili przeniósł wzrok na swoją rękę, którą praktycznie miażdżył moje biodro. 

- Ja po prostu proszę, żebyś za mnie wyszła - dodał cicho.

Smutek w jego głosie był tak bardzo wyczuwalny, że... cholera. Poczułam dziwne uczucie, zapewne wyrzuty sumienia. Było mi go szkoda, zrobił się taki smutny... ale... co mogłam zrobić? Dopiero zaciągnął mnie - właściwie siłą - do łóżka w imię dobra dla namiastki tego, co zostało z armii, a teraz tak po prostu chce, żebym za niego wyszła. Nawet o to nie poprosił, jak się wyraził, on mi to rozkazał. I wcale nie poczułam na to żadnego dziwnego uczucia. Ani trochę. 

- To ja cię proszę, Andy. Nie uważasz, że to, ugh, zły moment? - zapytałam zachrypniętym głosem. 
- To idealny moment, Leah - mruknął ze zmarszczonymi brwiami. - Za chwilę zacznie się wojna, a ja będę w niej głównym przewodnikiem. Ten moment może być jednym z ostatnich, Le. 

Teraz to ja zmarszczyłam brwi. 

- Chwila... jaka wojna? Przecież Jinxx widział tylko parę zjaw, nic wielkiego - powiedziałam, nie do końca znając powód swojej gadatliwości. 

Przetarł twarz wierzchem dłoni, a potem zamrugał parę razy, wyzbywając się resztek zmęczenia. Nagle zaczęło mnie zastanawiać, kiedy ostatnio spał? Byłam ślepa, nie dostrzegałam braku snu wymalowanego na twarzy Andy`ego. Naszła mnie idiotyczna myśl, jednak po przemyśleniu wcale nie wydała się aż tak zła. Musiałam dopilnować, by zasnął. Wiedziałam, że czegoś pilnował, w nocy. Zauważyłam to w jego oczach. 

- Też ich widziałem, Leah - wychrypiał w końcu. Wziął głęboki wdech, by kontynuować: - Nic nikomu nie mówiłem, a w szczególności tobie, oczywiście. - Oczywiście, powtórzyłam w myślach. Spychana na ostatni plan, bo przecież o niczym nie muszę wiedzieć, prawda? I on myślał, że przyjmę jego oświadczyny, och Boże. Nawet nic o nim samym nie wiedziałam! - Było ich... mnóstwo. Cała grupa. Wyprawiali jakieś... nie wiem, modły? Wiedziałem, że wzywali jego, to było oczywiste. Powstrzymałem ich, ale musiałem uciec, bo nawet mnie tak wiele cieni mogło pokonać. Wojna to tylko kwestia czasu, musiałem coś wymyślić. I wtedy ode mnie uciekłaś, doskonale wiedziałem, gdzie będziesz, obserwowaliśmy Rebels Army. Wymyśliłem Przysięgę, zawarłem w niej rzeczy, które były dla każdej ze stron ważne. Nie musiałem cię w żaden brutalny sposób zmuszać. - Krótko mówiąc, chodziło mu o coś w rodzaju gwałtu, super. - W taki sposób, przynajmniej na jakieś pięćdziesiąt procent, zagwarantowałem sobie męskiego dziedzica, który mógłby przejąć moje miejsce w Wild Ones. A teraz... cóż, teraz brakuje mi tylko ciebie, Leah. 

Nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć. Chyba po raz pierwszy tak bardzo się przede mną otworzył. To był... aż brakowało mi słów. I, cholera, co miało znaczyć to ostatnie zdanie, które wypowiedział? Oczywiście, że mnie, cóż, "nie miał", bo początkowo nie chciałam mu się "oddawać", ale teraz, gdy tyle mi, ugh, wytłumaczył?, mam ochotę słuchać go wieczność i dać wszystko, byle tylko nie przestał mówić. 

- Nawet cię nie znam, Andy. Nie wiem o tobie nic więcej niż to, co było mi potrzebne do obrony, gdy Wild Ones i Rebels Army toczyło własną wojnę. - Uświadomiłam sobie to właśnie w tej chwili. Przecież... - Nawet nie znam tak śmiesznej informacji jak twój ulubiony kolor. - To nawet źle brzmiało. 

Wcisnął mi pudełko z pierścionkiem w dłoń, własnymi rękami przecierając zmęczoną twarz. Już chciałam coś powiedzieć i nawet otwierałam usta, kiedy Prorok odezwał się ponownie:

- Dobrze, w porządku. Opowiem ci, co zechcesz, po prostu... nie wiem, powiedz "tak"?
- Ja... 

Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Bo co mogłam? "No jasne, że za ciebie wyjdę, przecież jesteś miłością mojego życia" trochę nie zgadzało się z ogólnymi danymi tego, co pomiędzy nami było. Chciałam dokończyć zaczęte zdanie, kiedy nagle... cóż, zasłonił moje usta ręką. Na początku nie rozumiałam, co się działo, ale potem... Potem usłyszałam śmiech. Okrutny, złośliwy śmiech. 

Andy przyłożył palec do swoich warg, zabierając rękę z moich. Stałam cicho, z wielkimi oczami, czując strach. Patrzyłam, jak powoli stawiał kroki w stronę okna, by móc przez nie wyjrzeć. Odwrócił się do mnie, a ja nie potrafiłam zrozumieć uczucia na jego twarzy. 

Nawet nie wiedziałam, kiedy zatrzasnęłam pudełko z pierścionkiem. I nawet nie zorientowałam się, że schowałam je do kieszeni skórzanej kurtki, którą dokładnie zapięłam złotym zamkiem. Zdolność myślenia wróciła dopiero wtedy, gdy do pokoju wbiegła reszta Wild Ones z równie mocno przerażonymi dziewczynami jak ja. Stanęli obok mnie, skutecznie unikając okna, przy którym był Andy i tylko wychylał się, by cokolwiek zobaczyć. Co się działo?

Ponure gwizdanie to jedyny dźwięk, który słyszałam. Był tak głośny, jak gdyby ktoś stał tuż przy mnie i nachylał się do mojego ucha, bym zwracała uwagę tylko na to. Moje serce tłukło niemiłosiernie, a ja popierałam mój mózg, który wręcz krzyczał do mnie o jakąkolwiek ucieczkę. Mimo wszystko, wiedziałam, że właśnie w tym cholernym pokoju byłam najbardziej bezpieczna. 

Spojrzałam na Andy`ego, który zaczął mnie obserwować. Machnął ręką w moją stronę, co znaczyło, że mam do niego podejść, więc przełknęłam ślinę i jakiekolwiek przerażenie, po czym ruszyłam do niego powoli, zatrzymując się naprzeciwko Proroka. Pociągnął mnie mocno, a ja nie do końca wiedziałam, czy mam jakoś się przed tym bronić. 

- Musimy tak wyjść - powiedział do wszystkich, obejmując mnie ramieniem. - Chyba oficjalnie możemy uznać, że  F.E.A.R.  wrócił. 

Zamarłam, jak chyba reszta dziewczyn. Nigdy nie spotkałam się z nim twarzą w twarz, ale doskonale pamiętałam zło, które sprowadził na świat. Karał za byle co, więził ludzi z Rebels Army, zabijał z nudów. Żyliśmy w strachu, nie mieliśmy pojęcia, kto i kiedy zostanie zabrany do jego siedziby. Dzieci znikały, a w szczególności nastolatki i młode kobiety. A z ich zaginięciem pojawiały się coraz to nowsze zjawy. Łatwo było połączyć te dwa fakty. 

- Rusz się, Leah. 

Przeniosłam wzrok na Andy`ego, który stał przede mną, patrząc na mnie przez ramię. Zauważyłam, że inni już wychodzili, jednak wcale nie chciałam iść. Nagle przypomniałam sobie o ciężarze w kieszeni skórzanej kurtki, na co zrobiłam się jeszcze bardziej niespokojna. 

- Ale... ale ja nie chcę - powiedziałam zupełnie jak mała dziewczynka.

Biersack westchnął, odwracając się w moją stronę. 

- Musimy tam iść, a nie zostawię cię samej, bo mogą to wykorzystać i cię stąd zabrać. 

Spuściłam wzrok na swoje buty, jednak już nie protestowałam, kiedy pociągnął mnie znowu. Odgarnęłam włosy z twarzy, nie patrząc na Sammi, która szła dwa kroki przede mną, jednak obserwowała mnie ze współczuciem, a ja nie rozumiałam, dlaczego. Dlatego po prostu ją ignorowałam. 

Trzymaliśmy się trochę na tyle, co dawało mi cząstkę wolności od tematu o powrocie  F.E.A.R.  i po prostu mogłam zagłębić się we własnych myślach. Już chciałam włożyć dłonie do kieszeni kurtki, kiedy wspomnienia sprzed dziesięciu minut ponownie mnie dopadły, dlatego zrezygnowałam z tego pomysłu. Poczułam, jak Andy splótł nasze palce razem i spojrzałam na niego ze zdziwieniem, jednak nie odwzajemnił tego, obserwując coraz bardziej powiększające się drzwi. Wzięłam głęboki wdech. 

A potem stałam na dworze. 

Schowałam się nieco za Andy`m, widząc imponujący szereg z  F.E.A.R.`em  na przodzie. Cienie obserwowały nas, a przynajmniej tak mi się zdawało. Ścisnęłam w pięści kamizelkę Proroka, czując, jak coś wcisnął mi w dłoń. Uniosłam ją nieco, oczywiście za plecami Biersacka, by móc to obejrzeć, a jednocześnie, żeby nikt inny tego nie zobaczył. Naszyjnik. Różaniec. Z gwiazdą otoczoną... czymś? Cóż, w każdym razie wiedziałam, że to ten ich znak. 

- Och, moi drodzy! Wild Ones zdecydowało się wyjść mi na spotkanie!

Dreszcze przebiegły po moich plecach, gdy usłyszałam jego głos. Miał w sobie pewną moc, ale i jakąś przerażającą nutę, której nie potrafiłam zrozumieć. Trzymałam się nadziei, że nigdy nie będę musiała stać praktycznie naprzeciw niego, ale... cóż.

- A to kto? Pamiętam was! - Wiedziałam, że mówił o dziewczynach, wiedziałam, bo i one teraz schowały się za swoimi... um, partnerami? - A ona? Nie znam cię, wyjdź do mnie! Nie jestem taki straszny, mała buntowniczko!

Spojrzałam zza ramienia Andy`ego, który trzymał rękę na moim ciele, dając znać, że mam zostać na swoim miejscu. Wcale nie miałam zamiaru się buntować, wręcz przeciwnie, dobrze mi było za jego plecami. Bezpiecznie. 

- Po co tu przyszedłeś? Nie dość ci porażek? - zapytał głośno Prorok. 

F.E.A.R.  zaśmiał się głucho.

- O jakich porażkach tu mowa? Bo ja żadnych nie pamiętam, a jedynie to, że zniknąłem na pewien czas, by wrócić silniejszy! 

Byłam przerażona, czułam, jak strach zjadał mnie od środka. Co za ironia. Odgarnęłam włosy, starając się zrobić to tak, by nie zwrócić na siebie jeszcze większej uwagi. Nie miałam pojęcia, do czego był teraz zdolny i wolałam się tego nie dowiadywać. Po prostu nie. 

- Jednak nie o tym chciałem... Przyszedłem po swoje własności. 
- Tu nie ma nic, co należałoby do ciebie - warknął Jake. 

F.E.A.R.  zaśmiał się po raz kolejny, kręcąc głową na boki.

- Mylisz się, drogi Jake`u. Wasze wspaniałe dziewczęta należą do mnie - powiedział z dziwnym uśmiechem. - Ach, tak, tę rudą również sobie wezmę, wydaje się naprawdę nienaruszona. Nie postarałeś się, Proroku! 

Na mojej twarzy wykwitło obrzydzenie, bo, cholera, o czym mógł mówić, jak nie o zwykłej prostytucji dla niego? Fuj. Poczułam zacieśniający się uścisk Andy`ego na moim przedramieniu. Nie wiedziałam, co zrobi, bo czego można się po nim spodziewać? 

- Nigdy jej nie dostaniesz! - krzyknął.

I wtedy po raz pierwszy zobaczyłam, jaką ma moc.




Od autorki: Andy tak bardzo tu rozczulający ;-; W ankiecie do ostatniej chwili wynik był pół na pół, aż się bałam, że się nie zdecydujecie xD W końcu jednak jednym głosem wygrał pomysł o płatnej zabójczyni, także... zapraszam na Painkiller! Na razie zamieściłam tam prolog i bohaterów, jednak za niedługo powinien pojawić się pierwszy rozdział. Kompletnie nie miałam weny na zakończenie rozdziału, także przepraszam ;-;

środa, 10 grudnia 2014

1.14 - Strach powraca




Czułam się wyczerpana. Ciąża dawała się we znaki, a rodzice Andy`ego... Cóż, bardzo ich polubiłam, jednak to, co powiedziała jego matka... Ślub? Na to się nie zgadzałam. Chciałam, by to wszystko się skończyło, miałam już dość. Nie potrzebowałam tyle stresów, dlaczego to wszystko spadło na mnie? Nie oczekiwałam zbyt wiele, chciałam po prostu spokojnie żyć ze wspaniałym mężczyzną i gromadką dzieci. Chciałam umrzeć ze świadomością, że moje życie było udane. Ale już teraz wiedziałam, że takie nie miało prawa być. Nie powinnam mieć takich myśli, jednak nie mogłam nic na to poradzić. Wojna nauczyła mnie depresji, niczego więcej. 

Wzięłam głęboki wdech, unikając spojrzenia Andy`ego. Obserwował mnie, stojąc jakieś cztery kroki dalej. Spuściłam wzrok, nie wiedząc, co zrobić. Przytłaczał swoją obecnością, na moich policzkach pojawiły się rumieńce, których tak bardzo nie lubiłam. Zrobiłam krok w prawo, a potem kolejny. Nim mogłam uciec, złapał mnie mocno za nadgarstek, przyciągając do siebie. Objął moją talię drugą ręką,

- Nie. Uciekaj - powiedział cicho, nachylając się nade mną.

Przełknęłam ślinę, patrząc prosto w jego oczy. Źrenice powiększyły się, jednak nadal mogłam dostrzec mroczną jasność niebieskiego koloru. Srebrny kolczyk w wardze Proroka odbił światło lampy stojącej obok mnie, błyszcząc dziwnie. Nie wiedziałam, co chciał zrobić, jednak wiedziałam, co chciałam zrobić ja. Miałam zamiar się narazić. I to poważnie, prawdopodobnie.

- Ja... chciałabym... ugh - wychrypiałam, nie do końca wiedząc, czemu to robię.
- Chcesz co? - zachęcił mnie z podejrzliwym błyskiem w oku.
- Chcę odwiedzić Ryana - dopowiedziałam.

Poczułam ból na biodrze, kiedy zacisnął na nim mocniej palce, wbijając je w skórę. I znowu będę miała siniaki, świetnie. Przyciągnął mnie jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, przyciskając swoje krocze do mojego podbrzusza. Cholera. Teraz cieszyłam się, że jestem tak niska.

- Po co? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.

Co? Po co chciałam odwiedzać brata? Cholera, widać, że jedynak.

- To mój brat - odparłam. - Chcę się z nim widywać.

Zaśmiał się gardłowo, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Obserwowałam jego bladą skórę szyi z dziwnym... Cholera, czy to było zafascynowanie? Nie. Patrzyłam na jego ledwo widoczny pieprzyk, nie wiedząc, co go tak rozbawiło. Bo co było takie zabawne w tym, że chciałam zobaczyć brata? Nic.

- Dlaczego miałbym ci na to pozwolić? - zapytał. Chwycił moją lewą rękę, przyciskając palce do znaku, który zapiekł odrobinę, dając o sobie znać. - Wiesz, że sama już tam nie uciekniesz, prawda? Nie pozwolę ci na to. - Och, niestety doskonale o tym wiedziałam. - Więc, dlaczego miałbym ci pozwolić? - powtórzył pytanie.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież chęć bycia z rodziną to... to coś naturalnego. Przełknęłam nagromadzoną ślinę, uciekając spojrzeniem od jego przenikliwych mrocznych oczu. Rozluźnił uścisk, jednak nie puścił mnie, nadal czekając na odpowiedź. Zarumieniłam się i nie wiedziałam, czy to przez złość, czy jakieś dziwne zawstydzenie. Pomocy.

- Bo cię o to proszę.

Uniósł brew do góry, kiedy wypowiedziałam te słowa. Ledwo przeszły mi przez gardło, bądź co bądź, ale miałam naprawdę dużą dumę. Nigdy nie lubiłam prosić czy przepraszać, a kiedy to już robiłam, byłam naprawdę zdesperowana.

- I co z tego, Le? - zadał kolejne pytanie.

Le? Prychnęłam w myślach, co on, do cholery, jeszcze wymyśli? Jego zdrobnienia mojego imienia były coraz gorsze. Od kiedy pamiętałam, nikt tak mnie nie nazywał. Spojrzałam na niego z dziwną miną. Zmarszczyłam czoło z politowaniem, nie mogąc nad tym zapanować.

Uśmiechnął się do mnie, kładąc dłoń na policzku. Zamarłam, nie wiedząc, jak się zachować. Ta... relacja stała się jeszcze cięższa po tamtej nocy i każdy kontakt z nim, cielesny lub chociażby wzrokowy, był dla mnie dziwny i niezręczny.

- Przekonaj mnie.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, jedynie zaciągnąć się powietrzem. Przycisnął swoje usta do moich, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, przygryzając ją. Poczułam jego palce na moich biodrach, kiedy przyciągnął mnie do siebie mocniej. Jęknęłam z bólu, co wykorzystał od razu, pogłębiając pocałunek. Oparł mnie o ścianę, zjeżdżając ustami na szyję.

Wyłączyłam myślenie, nie chciałam teraz tego wszystkiego analizować. Wiedziałam, że to był sposób na "przekonanie go", ale... podobało mi się. Bałam się, bałam się uczucia, które właśnie mi towarzyszyło. Nie dopuszczałam do siebie swoich własnych myśli.

Bo przecież nie mogłam go kochać.

Jęknęłam, czując jego dłoń na tyle swojego uda. Oplótł ją wokół własnego biodra, powracając do moich ust. Nie obchodziło mnie teraz nic. Nie obchodziło mnie to, że całowałam się z Prorokiem, nie obchodziło mnie to, że mi się podobało bardziej niż powinno. Dałam się ponieść chwili. Objęłam jego szyję, palcami ciągnąc czarne włosy Andy`ego.

Poczułam jego zimną dłoń na brzuchu. Drgnęłam przez niską temperaturę, wzdychając przez pocałunek. Ocknęłam się dopiero kiedy zaczął podwijać moją koszulkę. Przekręciłam głowę w lewo, przez co zaczął całować mój policzek, a potem szyję.

- Pozwól mi - wychrypiałam.

Westchnął, opierając czoło o moją szyję. Objął moją talię, oddychając nieco szybciej. Poczułam jego rzęsy na skórze, kiedy zamknął oczy. Nie wiedziałam, co zrobić, jak się zachować... Zamarłam, czując dziwny ból warg, które zapewne spierzchły.

- Pod jednym warunkiem - odparł.

Wyprostował się, patrząc na mnie przenikliwie. Spojrzałam na niego zachęcająco, doskonale wiedział, że zrobię wszystko, by móc się spotkać z Ryanem. Miałam nadzieję, że nie będzie to nic... cóż, zboczonego.

Widziałam, że już chciał coś powiedzieć, jednak coś nam przeszkodziło. Zmarszczyłam brwi, słysząc dziwny dźwięk. Jakaś... piosenka. Andy sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął... telefon? Skąd on go miał?

- Czego? - warknął z gniewem, jednak szybko złagodniał, patrząc na ścianę.

Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, marszcząc brwi. Spojrzał na mnie, poprawiając uchwyt dłoni na moim biodrze. Rozejrzał się wokoło, jak gdyby w każdym momencie mógł ktoś wyskoczyć zza ściany. Rozłączył się po chwili bez słowa. Stał minutę bez żadnej reakcji, a potem uderzył mocno pięścią w drzwi tuż obok mojej głowy.

Byłam, cóż, przerażona. Co się stało?

- Musimy wracać do siedziby. Teraz - powiedział tylko.

Świetnie, czyli to koniec rozmowy.


~ * ~


Nie nadążałam za tempem Andy`ego, prawie biegłam, byle go nie zgubić z pola widzenia. Gdyby nie znak i to wszystko, prawdopodobnie mogłabym uciec, a i tak by nie zauważył mojej nieobecności. Cóż, niestety nie było to takie proste. Na dodatek ciągnął mnie za dłoń, dlatego nie mogłam zwolnić.

- Andy - powiedziałam, już nie wiedząc, co zrobić. 

W końcu spojrzał na mnie, a kiedy zobaczył na mojej twarzy czerwone rumieńce i lekką zadyszkę, zwolnił. Przeczesał dłonią czarne włosy, które były nieco dłuższe niż wtedy, gdy po raz pierwszy go widziałam. Odrzuciłam od siebie to wspomnienie, właśnie wtedy zginęli moi rodzice. Z jego polecenia...  Cholera.

- No dalej, Leah, już prawie jesteśmy.

Z westchnieniem przyspieszyłam tempa, widząc niedaleko piwnicę Wild Ones. Jakoś się to nazywało, nawet parę razy słyszałam tę nazwę, ale dla mnie to na zawsze pozostanie ich siedzibą, piwnicą. Spojrzałam na niebo, chmury wisiały nisko, zasłaniając jakiekolwiek promienie słoneczne. Nim się zorientowałam, byliśmy na głównych schodach, schodząc po nich - jak dla mnie - zbyt szybko. 

Skierowaliśmy się do jakiegoś pokoju po prawej stronie. Kiedy tylko do niego weszliśmy, zauważyłam innych z Wild Ones, oczywiście każdemu towarzyszyły ich... dziewczyny. Andy bez słowa usiadł na krześle przy stole, ciągnąc mnie za sobą, przez co zostałam zmuszona do zajęcia miejsca na jego kolanach. Zrobiłam to z cichym westchnieniem, nie chcąc tego na razie komentować. Wyczułam, że atmosfera nie była najlepsza, więc musiało się coś stać. Ale co?

Jinxx wstał powoli, a jego miejsce po chwili zajęła Sammi, która dotąd kręciła się wokół stołu, a mi się wydawało, że to przez nerwy. Drgnęłam, czując dziwny ból na udzie. Spojrzałam przez ramię na Andy`ego, który uśmiechał się do mnie łobuzersko. Mrugnął do mnie okiem, po czym objął mocniej, opierając podbródek na moim ramieniu. Uszczypnął mnie. On mnie... uszczypnął.

- Cholera, Jinxx, powiedz nam w końcu, co się dzieje! 

Spojrzałam na Ashley`a, który widocznie się niecierpliwił. Wydawało mi się, że jedynie Jinxx i Sammi byli uświadomieni o tym... o czymkolwiek. Westchnęłam, kiedy Purdy skierował na mnie swój wzrok, Przewróciłam oczami, a on uśmiechnął się do mnie. Ciekawiło mnie, co go tak bawiło, miałam nadzieję, że nie czytał w moich myślach. Cholera. 

Jinxx odwrócił się w naszą stronę z grobową miną. 

- F.E.A.R.  wrócił - powiedział tylko i nagle cisza stała się jeszcze cięższa. 
- Jak to; wrócił? 

Spojrzałam na Andy`ego, który zmarszczył brwi. Obserwował Jinxxa, któremu zadał pytanie. Zauważyłam, że niektóre dziewczyny zamarły, a potem zaczęły się wiercić, jak gdyby nie potrafiły poradzić sobie ze wspomnieniami. Ja też nie potrafiłam. Sekretem nie było, że  F.E.A.R.  wyrządził wiele złego Rebels Army, szczególnie kobietom. Ja, jako tako, nie miałam z nim tak "bliskiego" kontaktu, ale podejrzewałam, że partnerki reszty Wild Ones owszem. 

Andy przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej, jeśli w ogóle było to możliwe. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy poczułam jego usta na swojej szyi. Co on robił, do cholery? Umieścił dłoń na moim udzie, z powrotem opierając swój podbródek na ramieniu, które zaczęło dziwnie mrowić. Ani to łaskotało, ani swędziało... Nic jednak nie powiedziałam, nie chcąc go denerwować. Bóg wie, co mógłby zrobić w takim momencie. 

- Nie wiem, Andy, po prostu wrócił! Niedawno, razem z Sammi, widzieliśmy te jego zjawy. Nie walczyły, tylko uciekły, ale pewnie wrócą.

Poczułam, jak Prorok napiął mięśnie, kiedy to usłyszał. Nie tylko on był zdenerwowany, właściwie wszyscy mieli dziwne miny i nie wiedzieli, co zrobić z dłońmi. Nigdy nie spotkałam samego  F.E.A.R.,  ale jego wysłanników już tak, to nie byli mili goście. Właściwie, to jakieś dziwne zjawy, trudno, by byli przyjemni. Po moich plecach przeszły ciarki, kiedy coś mi się przypomniało. Rebels Army... Cholera, czy już wiedzieli?

Ciszę zagłuszyła dyskusja Wild Ones i ich partnerek, jedynie ja się w nią nie włączyłam. Odwróciłam głowę w stronę Andy`ego, patrząc na niego wyczekująco. W końcu spojrzał na mnie ze zdenerwowaniem, warcząc, jednak uspokoił się nim zadał mi pytanie:

- Dlaczego się na mnie patrzysz?

Wzięłam głęboki wdech. Raz kozie śmierć, prawda?

- Rebels Army może wam pomóc - powiedziałam cicho. 

Oczekiwałam, że parsknie śmiechem i zapyta, co mi przyszło do głowy, ale nic takiego się nie stało. Miał poważną minę, której w życiu u niego nie widziałam. Zmarszczyłam brwi, kiedy odgarnął włosy, które cisnęły mi się do oczu. 

- Na razie nie mają w czym pomagać, Le. Jeszcze nic nie jest wiadome. 
- Muszę im o tym powiedzieć - wychrypiałam z naciskiem. - Jeśli ich przekonam, mogą wam pomóc. 

Nie wiedziałam, czemu tak naciskałam. To znaczy, wiedziałam, chciałam, by mieli jakiekolwiek zapewnienie pomocy ze strony kogokolwiek, nawet od Wild Ones. Obserwowałam z odwagą jego jasne oczy, czekając na jakąś reakcję z jego strony. Obdarował mnie czymś na kształt uśmiechu, odgarniając ruchem głowy swoje włosy.

- Będziemy musieli tu zostać, nie wracamy do domu. 

Do domu, prychnęłam w myślach. Nie miałam domu od czasu, kiedy moi rodzice nie żyją. Westchnęłam, nie powinnam o tym myśleć, nie teraz. Przeniósł spojrzenie na resztę, którzy rozmawiali o tym, co powinni zrobić w razie ewentualnej wojny.

- Wstawaj - mruknął Andy w moją stronę. 

Wstałam, przez co oczy wszystkich skierowały się na mnie. Prorok również wstał. 

- Idziemy do pokoju, jest późno - powiedział. - Najlepiej będzie, jeśli porozmawiamy o tym jutro, na spokojnie. 

Pokiwali głowami, też się zbierając. Poczułam, jak Andy ciągnął mnie w stronę wyjścia. Podejrzewałam, że zaprowadzi mnie do pokoju, w którym... cóż. Westchnęłam pod nosem. W pierwszej chwili byłam załamana brakiem czegokolwiek na przebranie się, ale przypomniałam sobie, że coś na pewno musi tu być do ubrania. 

Nim się obejrzałam, byliśmy przed drzwiami. Prorok puścił mnie jako pierwszą, by móc zamknąć za nami wejście na klucz. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nic się tu nie zmieniło. Poczułam jego ręce na swoim brzuchu. Powstrzymałam westchnięcie, bo zdecydowanie za dużo mnie dotykał. 

- Chcę odwiedzić mojego brata. Chcę... muszę ich ostrzec - powiedziałam cicho. 

Zaczął całować mnie po karku, a potem szyi, mrucząc coś pod nosem. Wydawało mi się, że pozwalałam mu na to jedynie dlatego, że chciałam spotkać się z Ryanem. Wykorzystałam moment, kiedy rozluźnił uścisk, by podejść do szuflady w celu przeszukania jej. 

- Pójdziesz, ale pod jednym warunkiem. Właściwie dwoma - mruknął. 

Spojrzałam na niego z uniesioną brwią. 

- Pójdę tam z tobą - zaczął. 

Kiwnęłam głową na zgodę, czekając na ciąg dalszy. Podszedł do mnie, jednak zatrzymał się niedaleko łóżka. Oparł się o szafę tuż obok szuflad, które otwierałam, patrząc na niego cały czas. Wziął wdech, zaplatając ręce na piersi. 

- Wyjdź za mnie.




Od autorki: Dzień dobry, cześć i czołem! Tak sobie myślę, że Andy zrobił się dziwnie kochliwy, ups. No ale nic. Jak myślicie,  F.E.A.R.  powraca, czy to coś innego? Żart, nie jestem aż tak kreatywna, by wymyślić własną złą postać, yoł. Tak sobie myślę, że naszło mnie na Avengersów i nie wiem, co robić xD Znaczy, chciałabym coś o nich napisać, ale nie mam chyba jakiegoś pomysłu na to. A wy tam głosujcie w ankiecie, bo to się chwieje xD Tak sobie myślałam, że pomysł płatnej zabójczyni jest fajny, ale Piraci też, po prostu muszę dopracować fabułę xD No nieważne, ok xd Rozdział dość szybko, bo jestem chora i siedzę w domu. Co dostaliście na mikołajki? W sobotę jadę do chrzestnej i jej dwóch młodszych synów, także znowu zabawię się w niańkę xD Halo, ma ktoś Instagrama? Jeśli tak, podajcie nazwy xD Jak ktoś będzie chciał, mogę (ewentualnie xd) podać swojego.