poniedziałek, 22 czerwca 2015

1.26 - Przyzwyczajenia




Nie tak to miało się skończyć. Miałam wrócić, miałam nikogo nie zastać, miałam... cholera jasna. Wzięłam głęboki wdech, jednak nie ruszyłam się ani o milimetr. Wzrok Proroka palił mnie swoim chłodem i nie wiedziałam, co robić. Zamarłam zupełnie, nie potrafiłam uciec, nie potrafiłam usiąść, nie potrafiłam nic powiedzieć. I aż nazbyt świadoma byłam śmiechu Svarta. Czy on na pewno miał zapewnić mi bezpieczeństwo? Ironia. 

- Gdzie. Byłaś. Leah? - wysyczał Andy przez zęby. 

Oblizałam spierzchnięte od wiatru wargi, odwlekając odpowiedź. Starałam się znaleźć coś, co mogłoby mi posłużyć za dobre kłamstwo, cokolwiek. Spuściłam wzrok, by potem podnieść go i obserwować wszystko, tylko nie Proroka. Myśl, Leah, nie wpadnij w żadne bagno. 

- Nigdzie - odpowiedziałam w końcu, aż nazbyt zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo było to głupie. 

Andy wstał gwałtownie, przewracając krzesło, na którym siedział, a ja drgnęłam ze strachu. Nie zwrócił na to większej uwagi, po prostu zaczął iść w moją stronę szybko i ciężko, jak gdyby nawet sposobem, którym chodził chciał pokazać swoją złość. Cofnęłam się o krok, jednak nie zdążyłam zrobić nic więcej, ponieważ ścisnął dłonią moje ramię, wpijając w skórę boleśnie swoje chude palce. Zagryzłam wargę z bólu, jednak nic nie powiedziałam, chyba przez to, że nie chciałam go prowokować.

- Gdzieś byłaś, do cholery? I nawet nie każ mi się powtarzać, Leah - warknął.

Przełknęłam ślinę, szukając w głowie czegoś, co mogłoby mi choć trochę pomóc. Dopiero teraz zauważyłam, że Svart już się nie śmiał. Dopiero teraz zauważyłam, że stał tuż obok mnie, zaciskając kościste palce w pięści z dziwnym wyrazem twarzy. Zmarszczyłam brwi, jednak nie zareagowałam, bo jak bym wytłumaczyła to Biersackowi?

- Uciekłaś do Buntowników? - zapytał, a ja pomyślałam, że to dobry pomysł, by tak właśnie skłamać. - Znalazłaś sobie tam kogoś?

Nagle zamarłam, ponieważ słowa, które wypowiedział, dotarły do mnie. On... on sugerował, że miałam kogoś na boku? Że... że go zdradzałam? Och, nie odważyłabym się, poza tym... nie mogłabym. Zbyt mocno go kochałam.

- Przysięgam, Leah, że jeśli...
- Co? N... nie! - zaprzeczyłam szybko, nim dokończył zdanie. - Nikogo sobie nie znalazłam, Andy. Nie lubię zdrad - podkreśliłam, chyba wysyłając mu tym samym niemy znak.

Cóż, naprawdę nie lubiłam zdrad i nie rozumiałam, dlaczego tyle ich było. Nie łatwiej było zakończyć pierwszy związek, by potem być z osobą, którą bardziej się kocha? "Pójście na dwa fronty", jak to mówią, to najgorsze, co można było zrobić, zawsze tak uważałam. Gdyby mi by się to kiedykolwiek przydarzyło... moje serce pękłoby na milion części.

- Więc gdzie byłaś, Leah? - zapytał ponownie, ściskając mnie za przedramię.

Tym razem syknęłam z bólu. Czułam, jak przyciskał mnie do siebie, na co dziecko w moim brzuchu zaczęło nieznośnie kopać. Chyba to poczuł, ponieważ zamrugał i spojrzał w dół, by po chwili odsunąć się o krok. Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i położyłam ją pod klatką piersiową w dziwnym, uspokajającym geście.

- Wyszłam na spacer. Wariuję już tutaj - odpowiedziałam.

Cóż, to wcale nie było kłamstwem. To znaczy, początkowo był to spacer, dopiero potem zamieniło się to w odkrywanie jaskiń, prawda? Andy nie musiał wiedzieć o tym małym szczególe. Odchrząknęłam mimowolnie, czując to cholerne drapanie w gardle. Nie zwracałam uwagi na nic innego niż jego oczy. Oczy trupa. Tak właśnie wyglądały.

- Cholera jasna, Leah! - krzyknął.

Kopnął mocno w krzesło, które przewróciło się z hukiem, a ja drgnęłam, kuląc się w sobie. Nie uderzy mnie, prawda? Nie zrobi tego, nie może... Nie może? Nagle zimne palce dotknęły mojego ramienia, co jeszcze bardziej mnie przestraszyło. Nigdy nie czułam takiego chłodu od czyjegoś ciała... Spojrzałam w lewo, napotykając czerwone oczy Svarta. Więc to jego dłoń.

- Mam coś zrobić, Barn? - zapytał cicho.

Zaprzeczyłam ruchem głowy, będąc aż nadto świadoma szaleństwa, które przybrał na twarzy. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam się, czując ból pleców. Prorok rozbił szklankę o ścianę, niepokojąco blisko mnie, a potem to samo zrobił z kolejnym naczyniem. Przewrócił jeszcze jedno krzesło i dopiero wtedy oprzytomniałam.

- Przestań, Andy!

Chciałam do niego podejść, chciałam położyć dłoń na jego ramieniu. Ale nie zrobiłam tego, bałam się, że następny przedmiot, którym rzuci, wyląduje na mnie. A ja musiałam dbać o dziecko. Właśnie dlatego stałam pięć kroków od niego, nawet nie będąc zbyt odważną, by odgarnąć włosy zasłaniające moje oczy.

Zdziwiło mnie, kiedy oparł się dłońmi zwiniętymi w pięści o blat przy ścianie i zgarbił plecy, szybciej oddychając. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Svarta, którego wzrok aż nazbyt wwiercał się w moją duszę. Dopiero po długiej minucie zaczęłam iść małymi krokami w stronę Andy'ego, a kiedy stanęłam po prawej stronie Proroka, tym razem odważyłam się położyć dłoń na jego ramieniu. Poczułam, jak spiął mięśnie na mój dotyk, jednak prawie od razu rozluźnił je. Chciałam zobaczyć te trupie oczy, ale czarne włosy skutecznie zasłaniały profil twarzy, dlatego sięgnęłam, by je odgarnąć za ucho, chociaż trzymały się tam ledwie dwie sekundy.

Dopiero wtedy odepchnął się dłońmi od blatu i spojrzał na mnie, stając twarzą w twarz. Zamarłam, nie będąc pewna niczego, co mogłoby się zdarzyć. Ale nie uderzył mnie. Nie szarpnął. Nie nakrzyczał. Nawet nic nie powiedział. Po prostu odwrócił się na pięcie i wyszedł. Dopiero w progu kuchni spojrzał na mnie przez ramię i powiedział:

- Powinienem był cię zamknąć.


***


Od tamtej kłótni minęły dwa długie dni. Andy omijał mnie szerokim łukiem, nie widziałam go ani razu. Właściwie nikogo nie widziałam. Zamknął mnie. Zamknął mnie na klucz. W nocy, kiedy zasnęłam, był w sypialni, by sprawdzić, a potem zatrzasnął drzwi. Jedzenie dostawałam od Mii, dziewczyny, czy kimkolwiek była, Ashley'a. Wydawała się na bardzo wierną, nie rozmawiała ze mną, nawet, kiedy bardzo próbowałam ją zagadać. Nawet na mnie nie patrzyła. Po prostu, kiedy Ashley wpuszczał ją do pokoju, wchodziła, zostawiała jedzenie i ignorując wszystko wokół, wychodziła. Zachowywała się jak cholerny wierny pies i to zaniepokoiło mnie najbardziej. Czy inne dziewczyny też takie były? Czy tylko ja się buntowałam?

Tęskniłam za moimi beztroskimi dniami. Za czasami, kiedy nie byłam w ciąży, jeśli mogłam sobie teraz pozwolić na szczerość z samą sobą. Owszem, nagle odechciało mi się rodzić. Bo, proszę was, jak moje życie miałoby wyglądać? Raczej nie zanosiło się na to, że Prorok zainteresuje się mną w jakimś większym stopniu. To znaczy, nie chodziło o to, że byłam zimną suką, która myślała tylko osobie, ponieważ to nie tak. Byłam kobietą, która potrzebowała uwagi od swojego partnera. Szczególnie teraz, kiedy uważała się za grubą beczkę. A kłótnie przez moje głupie zachowanie były ostatnią rzeczą, której pragnęłam.

Och, tak, był przy mnie jeszcze Svart. Umarły bóg, z którym rozmowa to ostatnia rzecz, którą należy robić, spędzając dwa dni w odizolowaniu. Kimkolwiek był, wydawał się cholernie dziwny, jak i słowa, którymi mnie "obdarowywał", jak stwierdził już pierwszego dnia. Spojrzałam na zjawę - zaczęłam tak go nazywać, w końcu był czymś na kształt tego, prawda? - i obserwowałam, jak jadł czekoladę, którą dzisiaj dostałam na tacy. Miała typowo gorzki smak, a ja, mimo wielkiej miłości do czekolady, nie mogłam znieść tego, jak gryzło to moje gardło. Dlatego oddałam to Svartowi, którego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a oczy prawie wyskoczyły z oczodołów, tak bardzo je wybałuszył. Wisiał właśnie w powietrzu do góry nogami i jadł słodki przysmak, brudząc się na podbródku. Jak dziecko.

Bezsenność dopadła mnie znowu. Nie spałam, chociaż dochodziła czwarta nad ranem. Martwiło mnie to, ponieważ nie dbałam jedynie o siebie, ale też o dziecko rosnące we mnie. Jednak, mimo wielkich chęci, sen nie nadchodził ani przedwczoraj, ani wczoraj, ani dzisiaj. To były trudne noce i jedynie obecność Svarta i rozmowy z nim dawały mi jakiegoś rodzaju ulgę. Chociaż nadal czułam się w jego towarzystwie nieco dziwnie.

- Powiedz mi... Leah - westchnął teatralnie, nadal wisząc w powietrzu do góry nogami. Przez te dwa dni wybłagałam, by chociaż czasami mówił mi po imieniu, co robił, jednak w taki sposób, jakby wypluwał je jak najgorsze przekleństwo. Cholerny bożek. - O co chodzi z Prorokiem? Jest dosyć zaborczy, nie uważasz?
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - mruknęłam, właściwie kopiując jego początek wypowiedzi.
- Nie potrafię zrozumieć, dlaczego nadal przy nim trwasz.

Zmarszczyłam brwi, ponieważ - no właśnie - dlaczego? Usiadłam na łóżku przez ból pleców, który towarzyszył podczas spaceru po pokoju, a potem spojrzałam na Svarta. Obrócił się w powietrzu i był teraz tak, jakby leżał na niewidocznym materacu, na brzuchu, podbródek podpierając na dłoniach, a nogi zaplatając w kostkach. Srebrny papier czekolady lśnił w jego uścisku, prowokując mdłe światło lampki nocnej.

- Jest ojcem mojego dziecka - powiedziałam, wzruszając ramionami. - Poza tym... kocham go.

Svart westchnął i przewrócił teatralnie oczami. Właściwie wszystko robił teatralnie. I wyolbrzymiał każdą możliwą rzecz. Był naprawdę dziwną zjawą, ale na swój sposób dało się go lubić. Ja go polubiłam, chociaż minęły jakieś trzy dni. Tak plus minus.

- Och, ludzie są naprawdę skomplikowani, Valgt.

Uśmiechnęłam się do niego smutno, jednak nic nie odpowiedziałam, słysząc nagle przekręcany klucz w zamku. Zamarłam, jednak otrząsnęłam się szybko i wstałam z łóżka, mając nadzieję, że to nikt, kogo powinnam się bać. Zagryzłam wargę, czując, jak bardzo ostatnio ją pogryzłam, jednak to wydawało się już nawykiem.

- Myślałem, że śpisz.

Czułam się tak, jakbym wróciła do ostatniego czasu, kiedy Andy zamknął mnie w pokoju. Wtedy też przyszedł w środku nocy, mówiąc dokładnie te same słowa z identycznym wyrazem twarzy. Wzruszyłam ramionami, nawet na niego nie patrząc. Chociaż zdążyłam zauważyć podkrążone oczy i jeszcze mocniej zapadnięte policzki. Czy on też miał problem ze snem?

- Nie potrafię zasnąć od paru dni - mruknęłam. - Po co tu przyszedłeś?
- Leah... - westchnął.

Palcami przeczesał swoje włosy. Och, ja chciałam to zrobić. Miał je już takie długie, sięgały mu za ucho, ale nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Nadal wyglądał tak, jak lubiłam. Oblizałam wyschnięte wargi, zaplatając ręce na piersi. Moje serce kuło boleśnie na jego widok. Wyglądał zmarnowanie. Czy on też przeżywał naszą dwudniową rozłąkę? Tak bardzo chciałam w to wierzyć. Tak bardzo chciałam, by wyciągnął do mnie swoje ramiona, by mnie przytulił, by mnie pocałował... Cholerna nadzieja.

- Powiedz mi, dlaczego wtedy wyszłaś.

Wzruszyłam ramionami. Okej.

- Coś mnie wzywało, więc szłam za tym, by znaleźć swojego własnego czuwającego nade mną boga.
- Bądź poważna, Leah - warknął, zamykając za sobą drzwi.
- Jestem poważna, Andy - powiedziałam. Chrypka w moim głosie pokazywała, że już zbyt wiele czasu nie rozmawiałam. - Po prostu przestań być śmieszny i skończ z zamykaniem mnie na klucz. To nie jest ani trochę zabawne.

Podszedł do mnie. Gwałtownie, właściwie bez ostrzeżenia. Popchnął mnie na ścianę, ściskając rękę, a znak zapiekł z mocą, która dawno się nie pokazywała. Przełknęłam ślinę, zaciskając powieki i przekręcając głowę na bok. Jego nos przejechał po moim policzku, zaciągając się powietrzem.

- Chyba zapominasz, że jesteś moja, Leah. Mogę robić z tobą, co tylko zechcę. Będę cię karał, jeśli tego zapragnę, będę cię pieprzył, jeśli to będzie moją potrzebą, a ty będziesz potulna, ponieważ nie chcesz ryzykować. Ponieważ jestem złym człowiekiem i ty to wiesz, kochanie.

To słowo, którym mnie określił, już nie brzmiało tak ładnie, jak kiedyś. Wzięłam drżący oddech, widząc za postacią Andy'ego czuwającego Svarta. Prorok oparł swoją rękę na moim biodrze, wciskając ją pod workowatą koszulkę, przez co zimno jego skóry ogarnęło mnie w sekundę. Zapach fajek pomieszany z perfumami otumanił mnie, jednak udało mi się jakoś opanować. Nie mogłam teraz tracić dla niego głowy!

- Nie zranisz mnie - szepnęłam z przekonaniem. - Wiem, że nie.
- Och, kochanie, mogę cię zranić innym sposobem, niż cielesnym.

Jego śmiech wywołał dreszcze na moich plecach i mimowolnie zadrżałam, co poczuł, oczywiście. Pochylił się nade mną i przycisnął swoje usta do zgięcia szyi, by pozostawić po sobie mocny ślad malinki, który aż krzyczał, że do niego należałam. To takie typowe. I, cholera, jak bardzo bym nie chciała, lubiłam to, co teraz robił. Chodziło o malinkę. Lubiłam je mieć na sobie. I, kurwa, jeśli w jakiś sposób jest to chore, pogodzę się z tym.

- Ale nie zrobisz tego, prawda? - zapytałam.

Nie dałabym rady, gdyby spróbował złamać moją psychikę. Nie byłam na to silna.

- Cóż, to zależy tylko od ciebie.

Przełknęłam ślinę. Oczy bolały mnie od niewyspania i wgapiania się we wschodzące słońce, jednak sen był ostatnią rzeczą, która chciała odwiedzić ten pokój. Oblizałam wargi, co nie umknęło uwadze Proroka. Uśmiechnął się dziko i nachylił do mnie, by pocałować mój nos. I mimowolnie pomyślałam, że to urocze.

- A teraz, Leah - mruknął, oblizując usta, - chcę cię w moim łóżku. Nagą.




Od autorki: Długo pisałam ten rozdział, ale brak weny i chęci do życia skutecznie mi to uniemożliwiało. Starałam się... wyostrzyć postać Andy'ego, no wiecie, zrobił się zbyt słodki i uroczy. Chodzicie jeszcze do szkoły? Mi dzisiaj się upiekło, ale w kolejnych dniach już będę musiała się pofatygować, ugh. Moja matka jest strasznie surowa, jeśli to dotyczy szkoły. Wczoraj nadrobiłam odcinki Pamiętników Wampirów i szczerze? Dobrze, że Nina Dobrev odchodzi. Serio, Damon zasługuje na kogoś lepszego niż Elena, która chciała z niego zrobić człowieka, no. Gra o Tron kompletnie mną zawładnęła i nie wiem, czy się cieszyć ze śmierci Jona Snowa, czy płakać. Niby go nie lubię, ale bez niego (a właściwie jego wilkora) będzie dziwnie. Chociaż są spekulacje, że Jon Snow ożyje czy jakoś tak. No cóż, widzę, że przybyło was na blogu. 25 komentarzy to nowy rozdział!