sobota, 24 stycznia 2015

1.17 - Kościotrup




W życiu chyba każdej kobiety jest moment, kiedy rozwój ciąży ją naprawdę zadziwia. Potencjalnie pojawia się ten podziw w piątym lub szóstym miesiącu, jednak u mnie jest to już podczas pierwszych tygodni.

Obudziłam się. Podobno po siedmiu dniach. Nikt o tym nie wiedział, oprócz Ryana, który akurat przy tym był. Kiedy tylko zauważyłam, że chciał wstać, wychrypiałam do niego zwykłe "nie", bo po prostu nie chciałam, by wszyscy, jeśli w ogóle ktoś, się tu zlatywali. Pomógł mi wstać z łóżka, co było dziwnie trudnym dla mnie zadaniem, żeby podnieść swój tyłek z tego cholernego materaca, a potem podprowadził do lustra. Zanim jednak pozwolił mi spojrzeć, powiedział jedną rzecz. "Może cię to przerazić".

Może cię to przerazić.

Tak, to mogło mnie przerazić.

I właśnie to czułam, patrząc na siebie. Przerażenie.

- Jak długo tak wyglądam? - zapytałam cicho.
- Od momentu, kiedy stanęłaś przy tych śladach kredy.

Wzięłam głęboki wdech. Pojęcie "upomnieć się o coś lub kogoś" nabrało dla mnie innego znaczenia. Moja moc. Moja cholerna moc upomniała się o mnie. Wyglądałam... przerażająco. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Na całym moim ciele... nogach, rękach, brzuchu, twarzy były znaki. Nie byle jakie, bo te, które już raz miałam. Kości. Byłam jak kościotrup. A kiedy spojrzałam na własną lewą dłoń zauważyłam coś jeszcze. W tym miejscu rysunek był... cóż, na całym ciele miały jasnoniebieski kolor, ale właśnie na wewnętrznej stronie ręki robiły się bielsze. I aż nadto pamiętałam zielony błysk wydobywający się z tego. Ze mnie.

Jednak nie to mnie przejęło najbardziej. Kobieta i ciąża... to czas, by się przyzwyczaić do wizji bycia matką, cieszyć się tym, oswajać z taką myślą... A mój brzuch wyglądał, jakbym była właśnie w czwartym miesiącu. Z niedowierzaniem przyłożyłam dłonie do wypukłego miejsca na ciele, patrząc w lustro na swoje odbicie. Zmarszczyłam brwi, bo moja ręka połyskiwała zielenią. Wysyłała ją w stronę dziecka i to nie niepokoiło mnie.

Jęknęłam. Jęknęłam, bo odpowiedzią na zielone światło było kopnięcie. Delikatne, może nawet ledwo dostrzegalne, kiedy jest się czymś zajętym, ale... poczułam swoje parotygodniowe dziecko. I nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.

- Leah? - usłyszałam zaniepokojony głos Ryana.

Odwróciłam się do niego powoli, prostując plecy.

- To dziecko... ono mnie kopnęło, Ryan... Ja... jakim cudem? Jakim cudem to wszystko się dzieje?
- Um... Ellana mówiła, że twoja moc mogła w pewien sposób umocnić dziecko i... - wychrypiał.

On chyba też nie do końca sobie z tym radził, widziałam to.

- Może powinienem pójść po Biersacka? On... on będzie wiedział, co robić... chyba. Dobrze, Leah? Pójdę po tego nieudacznika, który nawet nie potrafi dobrze zrobić "swojego wielce potężnego potomka" - powiedział, a ja zaśmiałam się szczerze z ostatniego zdania.

Kiwnęłam niechętnie głową, bo co innego mogliśmy zrobić w tej sytuacji?

- Ryan? - mruknęłam, kiedy chciał już wyjść. Spojrzał na mnie przez ramię, uśmiechając się. - Tylko wróć.

Posłał mi oczko, a potem pociągnął za klamkę, zostawiając mnie samą. Wzięłam głęboki wdech, ponownie przykładając dłoń do brzucha. Zacisnęłam szczękę, bo kopnięcie tym razem było boleśniejsze, a zielony blask mocniejszy. Nie wiedziałam, dlatego to coś "uciekało" z mojej dłoni w stronę dziecka, ale nie martwiło mnie to, ponieważ w jakiś sposób czułam się spokojna. Czułam się tak, jakby ono... cóż, potrzebowało tego. To było dziwne.

Drzwi zaskrzypiały, jednak nie ruszyłam się ani o milimetr. Obserwowałam odbicie Andy`ego w dużym lustrze, patrzyłam, jak zbliżał się do mnie powoli z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przełknęłam ślinę, jego wzrok skanował mnie całą, na dłużej zatrzymując się przy brzuchu. W końcu był tuż za mną, z przechyloną głową na prawo.

Czekałam prawie minutę, by wykonał jakikolwiek ruch. W końcu objął mnie od tyłu, kładąc własne dłonie na wypukłym brzuchu. Wypuściłam z płuc drżący oddech, czując zimno, którym zostałam otulona. Oparł podbródek o moje ramię, przymykając oczy. Spojrzałam na swoją rękę, która już nie świeciła tak jasno jak przed chwilą. Westchnęłam cicho, czując dziwną ulgę. Nie wiedziałam, jak opanować to cholerstwo.

- Jak się czujesz? - zapytał, patrząc na moje odbicie w lustrze.
- Jakby stado słoni właśnie po mnie przebiegło - odparłam, na co uśmiechnął się kącikiem ust.

Wow. Czy właśnie wywołałam na jego twarzy inicjację uśmiechu? Właśnie biję dla siebie brawa w podświadomości. Nie wiem, jak tego dokonałam, naprawdę. Przełknęłam nagromadzoną ślinę, dokładnie go obserwując.

- Co się ze mną stało? - zadałam pytanie.

Jego mina diametralnie się zmieniła; oczy pociemniały, a źrenice zmniejszyły, uśmiech zniknął i został zastąpiony zaciśniętą szczęką. Opuściłam wzrok na łańcuch przyczepiony do spodni Andy`ego, co mnie nieco zdziwiło, bo raczej nie nosił takich rzeczy. Zmarszczyłam brwi, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

- Nie jestem pewien - odpowiedział z westchnieniem.

Przeczesał z rozdrażnieniem włosy i odszedł ode mnie, by móc krążyć po pokoju nerwowym krokiem. Obserwowałam go tyle, na ile pozwalało odbicie w lustrze. Zmarszczyłam brwi, bo nie takiej odpowiedzi od niego oczekiwałam. Myślałam, że mi to wytłumaczy, że znajdzie jakiś fakt, który zapewni mnie, że wszystko będzie w porządku. Westchnęłam pod nosem, a Prorok spojrzał na mnie gniewnie, jak gdybym właśnie przyszła do niego z nożem, by go zabić. Przetarł twarz dłonią, stając w końcu w miejscu, dokładnie naprzeciwko mnie. Obróciłam się na pięcie po chwili wahania, patrząc na prawdziwego niego, a nie zwykłe lustrzane odbicie.

- Jestem tym zdenerwowany, Leah, nie patrz tak na mnie.
- Myślisz, że ja nie jestem tym przytłoczona? - zapytałam. Skąd moja odwaga? - Do cholery, to ja mam jakieś dziwaczne i naprawdę popieprzone znaki na ciele i wyglądam jakbym była w czwartym miesiącu ciąży, chociaż nie trwa dłużej, niż jakieś trzy tygodnie!

Spojrzał na mnie zupełnie zdziwiony i, gdybym mogła, też bym na siebie tak patrzyła. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się tak wybuchnąć przy nim, dosłownie. Czekałam na strach, który powinien mnie odwiedzić w takiej właśnie chwili, ale nie nadchodził. Czułam tylko adrenalinę pulsującą w moich żyłach. Zacisnęłam dłonie w pięści, a jakaś część mnie mówiła, że moja lewa ręka ponownie zaczyna świecić. Wzięłam głębszy wdech, by choć trochę się uspokoić. Dlaczego tak bardzo się zdenerwowałam?

- Leah, nie przekraczaj granicy - warknął, na co przewróciłam oczami.
- Daj mi spokój - odparłam, wskazując na drzwi. - Chcę porozmawiać z Ryanem.
- Nie pozwolę mu tu wejść, a ja stąd teraz nie pójdę - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Więc ja wyjdę.
- Leah! - zganił mnie, a ja uniosłam brwi w niedowierzaniu.

Przewróciłam po chwili oczami, bo on był takim dupkiem. Myślał, że jemu wszystko wolno, a mi nic. Cóż, to chyba czas, by wyprowadzić go z tego błędnego założenia. Przełknęłam nagromadzoną ślinę, powstrzymując się przed przetarciem zmęczonych oczu. Chciało mi się spać, a głowa nagle zaczęła mnie boleć, przypominając stan, w którym byłam jeszcze piętnaście minut temu.

- Skoro nie wiesz nic na temat mojej ciąży, to byłabym naprawdę wdzięczna, gdybyś zawołał Ellanę - powiedziałam, dając nacisk na poniektóre słowa.
- Leah, do cholery... - zaczął, jednak przerwało mu pukanie do drzwi.

Spojrzałam w tamtą stronę, a we framudze pojawiła się Ellana, którą tak bardzo teraz chciałam widzieć, w towarzystwie Ryana. Mój brat posłał mi uśmiech, zagryzając język pomiędzy zębami. Czasami nie potrafił tego powstrzymać, ot, jego nawyk.

- Panienko Frye! - powiedziała, rozkładając ramiona i podchodząc do mnie szybko.

Ellana miała własne zwyczaje i przyzwyczajenia; uwielbiała mówić starym językiem i każdy, kto ją choć przez chwilę słuchał, również to kochał. Kobieta zignorowała kompletnie Proroka i zamknęła mnie w matczynym uścisku, a ja nie potrafiłam wyzbyć się uczucia, że Andy zdenerwował się na brzmienie mojego nazwiska.

- Jak miło cię widzieć przytomną, panno Frye! - dodała, kiedy już mnie puściła.

Uwielbiałam tę kobietę. Nie należała do najmłodszych; jej brązowe włosy przebłyskiwały powoli srebrnymi pasmami, a ładną i pogodną twarz zdobiło coraz więcej zmarszczek. Mimo to, jej szare oczy błyszczały młodzieńczością, a miłość, którą mnie obdarzała, można porównać do matczynej. Więcej niż miłowała długie suknie i płaszcze z futrami na ramionach, a przez to często wyglądała jak północna kobieta ze średniowiecza.

- Ciebie również miło widzieć, Ellano - odpowiedziałam z uśmiechem.

Zaśmiała się, jednak szybko spoważniała, przenosząc swój wzrok na mój brzuch. Przyłożyła do niego dłoń, a ja starałam się zignorować nikły ruch Andy`ego, który chciał ją przed tym powstrzymać. Obserwowałam, jak Ellana zagryzła wnętrze policzka, jakby miała naprawdę ciężki orzech do zgryzienia.

- Wiesz, dlaczego to się ze mną dzieje? - zapytałam, bo ta cisza już mnie dobijała.
- Panienko Frye... To dość skomplikowane. Na razie wiadomo mi tyle, że twoja... zielona moc przyniosła tak wielką siłę twemu synowi.
- Sy... synowi? - usłyszałam nagle.

Spojrzałam na Andy`ego, który nagle usunął całą zawiść z oczu, zastępując ją zdziwieniem i dziwną radością, niespotykaną u niego. Uniosłam brew do góry, bo właśnie dotarły do mnie słowa Ellany i Proroka. Syn? Skąd... czy ona była pewna? Jakim cudem mogła to wiedzieć?

- Drogi Proroku, może twoja magia jeszcze nie pozwalała na poznanie płci, ale moja umożliwiała to już w drugim tygodniu ciąży. Myślałam, że znacie jego płeć, dlatego nie zwracałam na to zbytniej uwagi - odpowiedziała Ellana, poprawiając nieco swoją bladoniebieską suknię.
- To chłopiec? - upewniłam się z rosnącym uśmiechem.
- Naturalnie, panienko Frye.

Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, bo, cholera, zawsze marzyłam o chłopcu, szczególnie jako pierwszym dziecku. Może to i powierzchowne, ale byłam jedną z tych dziewczyn, która chciała mieć najpierw syna, by ten mógł bronić swoją młodszą siostrę lub brata. Prawdopodobnie to brzmiało głupio, ale kogo obchodzą takie błahostki?

Spojrzałam na Andy`ego, który skierował na mnie swój wzrok. Uśmiechaliśmy się do siebie. To był jeden z tych uśmiechów, którym obdarzali się rodzice podczas pierwszego kopnięcia dziecka, jego pierwszego kroku, słowa, zdjęcia USG... Czułam pewien rodzaj szczęścia. Chciałam już zobaczyć swojego... syna. Wziąć w ramiona, przytulić.

- Ale.. kiedy go w takim razie urodzę? - zapytałam, próbując nie zwracać uwagi na dziwne brzmienie tego zdania. - Przecież... on tak szybko rośnie.
- Cóż, tego nie jestem pewna, panienko. Możliwe, że za miesiąc, a nawet i pół. Skoro siedem dni przyspieszyło wzrost dziecka o trzy miesiące, to... Radzę ci być po prostu przygotowaną - odparła. - Och, a to zielone światło, które masz w dłoni... Przykładaj je częściej do brzucha, to w pewnym sensie coś znajomego dla dziecka i będzie wręcz uradowane - dodała z uśmiechem.

Pokiwałam głową, trochę nieprzytomnie, jednak to zrobiłam. Ellana odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z pokoju, ciągnąc swoją suknię za sobą. Gdyby nie ten gruby materiał, pewnie nie zauważyłabym jej wyjścia, patrzyłam tylko na uśmiechniętego Andy`ego. To było niespotykane, ten wyraz twarzy u niego...

To wszystko było dziwne, nieznane i nadzwyczajne. Czasami wydawało mi się, że po prostu śniłam o takich niespotykanych momentach życia, ale to działo się naprawdę.

- Wiesz, jak długo będę tak wyglądała? - zapytałam Andy`ego, bo to jedno z pytań, które męczyły mnie najbardziej.

Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, mierząc wzrokiem. Uniosłam nieco swoją dłoń, by kątem oka zauważyć zarys szkieletu. Cóż, nie zniknęło, więc nie rozumiałam jego niemego pytania. A może to nie było pytanie?

- Zobaczymy.




Od autorki: Halo, dzień dobry, jak się macie? Krótki strasznie ten rozdział, ale naprawdę brakło mi weny na końcówkę. Ostatnio zastanawiałam się nad kontynuacją tego bloga, to znaczy, nad kolejnymi częściami. Co powiedzielibyście na jakieś... nie wiem, smoki? Uwielbiam smoki! Wydaje mi się, że za niedługo pierwsza część The Prophet dobiegnie końca, mam zamiar umieścić tę "prawdziwą" walkę z F.E.A.R.`em właśnie tam, nie wiem... To co powiecie na smoki? Może ankieta? Głosujcie! Myślałam też, by pociągnąć tę część i po prostu drugą stworzyć o ich... cóż, dzieciach? Ankieta! To wy decydujecie! Och, na Fix Me pojawił się nowy rozdział, zapraszam!

niedziela, 4 stycznia 2015

1.16 - Ślady kredy




Byłam przerażona i nie do końca znałam tego powód. Andy wyprostował plecy chyba jak tylko było to możliwe i uniósł ręce do góry. W sekundę na niebie pojawiły się prawie czarne chmury, a deszcz runął na ziemię, sycząc, jak gdyby to nie woda, tylko kwas. Obserwowałam ze strachem kamizelkę Proroka, która zasłaniała mi widok na F.E.A.R.`a. Czarne chmury zakryły resztki niebieskiego nieba, by po chwili posłać wielką błyskawicę, która wyglądała, jak gdyby miała oddzielić naszą grupę od mężczyzny przed nami i jego cieniami. Przełknęłam ślinę o wiele głośniej niż powinnam w momencie, kiedy czarne zjawy zaczęły się przemieszczać z szybkością nieistniejącego w tej chwili wiatru. Andy krzyknął coś, czego nawet nie próbowałam zrozumieć, a płomień zajął ich niknące szaty. Potem spojrzał na mnie przez ramię, a ja zamarłam, kiedy zobaczyłam jego oczy.

Jego zimne czarne oczy.

Białe i niebieski zniknęły, pozostawiając miejsce wielkiej ciemnej otchłani. Nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć Czy to było normalne, kiedy używał tej swojej... mocy? Obserwowałam go, kiedy krzyknął coś do Jeremy`ego.

- Zabierz stąd dziewczyny! - usłyszałam tylko.

Po chwili poczułam uścisk na przedramieniu i ktoś pociągnął mnie do tyłu. Patrzyłam cały czas na Andy`ego, który na ułamek sekundy złapał moje spojrzenie i... mrugnął? Nie, posłał mi perskie oczko. Jednak byłam zbyt przerażona, by tak do końca to zrozumieć.

- Ruszaj się, Leah! - warknął w moją stronę Jinxx.

Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami, po czy kiwnęłam głową. Zaczęłam biec za Sammi, która spoglądała za siebie ze zmartwieniem. Lecz nie ja.

Ja już nie oglądałam się do tyłu.


~ * ~


Nigdy nie myślałam, że ciąża może dać mi się tak bardzo we znaki. Siedzieliśmy w jakimś naprawdę jasnym pokoju już godzinę. Jinxx powiedział, że byliśmy w najbardziej oświetlonym pomieszczeniu. "Kiedy nie ma cienia, zjawy F.E.A.R.`a nie mają szans się tu pojawić", ale miały. Każdy z nas rzucał na ziemię podłużną czarną zmorę, które bacznie obserwowaliśmy. 

Było mi niedobrze i chciałam wymiotować, jednak nawet nie miałam czym. Bolały mnie żebra z nieznanego powodu, a oczy piekły przez wstrzymywane łzy. Nie przyznałam tego przed nikim, jedynie potrafiłam to zrobić przed sobą. Bałam się. Owszem, o siebie, o maleńkie dziecko rosnące pod moim sercem, nawet o cholernego Ashley`a, który czytał w moich myślach, kiedy tego chciał, ale najbardziej... Najbardziej obawiałam się o Andy`ego. Zabawne, prawda? Martwiłam się o osobę, która wyrządziła mi naprawdę wiele złego w życiu i nawet za to nie przeprosił.

Moje serce biło niemiłosiernie za każdym razem, kiedy ktoś się poruszał, bo drgał także jego cień, co siało w duszy nieprzyjemne uczucia. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu, mając nadzieję, że mi to pomoże, jednak skurcz w brzuchu jedynie narastał. Chciało mi się po prostu płakać. A najgorsze było to, że nie znałam powodu.

Starałam się samej sobie wmawiać, że byłam bezpieczna. Że w razie czego, Jinxx nas obroni. Ale prawda zapewne mogła być inna. Miałam nadzieję, że Andy i reszta Wild Ones radzą sobie z tą grupką zjaw i F.E.A.R.`em. Chciałam wybiec z tego pokoju i dołączyć do nich na dworze, byle wiedzieć, co się działo. Jak mówiłam, moja ciekawość jest nieznośna. 

Usłyszeliśmy huk. Jak gdyby pojawiła się na korytarzu mała chmura, która siała błyskawicami na prawo i lewo. Przełknęłam ślinę i starałam się zignorować myśl, że każdy w pokoju mógłby to usłyszeć. 

- Zaczekajcie tu - powiedział Jinxx.

Wszystkie kiwnęły głową. Wszystkie z wyjątkiem mnie. Nie wiedziałam, co zrobić, czułam się jak sparaliżowana. Mogłam tylko obserwować, jak Jeremy podszedł do drzwi, nacisnął klamkę, a potem zniknął za framugą. Wstałam z krzesła, po czym podeszłam do wejścia, wyglądając na korytarz. Zmarszczyłam brwi, bo, cholera, co do kurwy?

- Leah, mówiłem coś - upomniał mnie. 

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo obok mnie pojawiła się reszta. Wyszłam z pokoju nieco swobodniej, by w końcu stanąć przy Jinxxie. Obserwowałam podłogę ze zmarszczonym czołem. Jeremy rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie, zaplatając ręce na klatce piersiowej. 

- To... kreda - mruknęłam cicho.

Na ziemi był kształt. Zwyczajny człowiek, jak gdyby wyskoczył z okna, a jego ciało obrysowali białą kredą. Prawą rękę miał tuż przy twarzy, a druga znajdowała się nad tylnym zgięciem lewego kolana. Niewiele o tym wiedziałam, kiedyś, kiedy jeszcze moi dziadkowie żyli, opowiadali mi o swoich czasach. O wojnie, którą przeżyli, ale i o wspaniałych chwilach życia miasta. Mówili też o tym, jak właśnie tak zaznaczali ułożenie zwłok. Podobno analizowali różne drobiazgi, czy to jakaś wiadomość, czy ciało na pewno mogło w taki sposób się ułożyć po upadku... Nie zdążyli mi jednak nic więcej wyjaśnić, bo zginęli przez zjawy F.E.A.R.`a.

- Wiesz coś o tym? - usłyszałam. 

Spojrzałam na Jeremy`ego, kiwając głową.

- Kiedyś tak zakreślano kształt zwłok, to...

I nagle przerwałam. Poczułam się oszołomiona, nie mogłam nic z siebie wydusić. Mój oddech zrobił się urywany i znacznie przyspieszył. Mrowiła mnie cała klatka piersiowa, a płuca piekły żywym ogniem. Upadłam na kolana, przymykając piekące oczy. Jakaś ręka znalazła się na moim ramieniu, jednak szybko zniknęła, jak gdyby została poparzona. Próbowałam zaczerpnąć świeżego powietrza, ale jedyne, co poczułam, to jeszcze większą duszność. Spróbowałam jeszcze raz, a potem kolejny, jednak i to nic nie pomogło. Przyłożyłam dłonie do brzucha, a słone łzy spłynęły po moich policzkach. Nie obchodziło mnie, co się ze mną działo, myślałam tylko o swoim dziecku. 

Mrowienie w palcach sprawiło, że oddaliłam je od podbrzusza, patrząc na nie przez łzy. Z moją prawą dłonią było wszystko w porządku, jednak lewa... Zauważyłam na niej jakiś kształt. Wypalony kształt. Jak gdyby... kości. Zielony blask pochodzący z tego znamienia sprawił, że musiałam zacisnąć powieki. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Płakałam. Wołałam o pomoc. Jednak nic nie słyszałam.

Była już tylko ciemność.


~ * ~


- Kurwa, Jinxx, jak to nie wiesz, co się stało? - usłyszałam.

Chciałam otworzyć oczy, zapytać, o co się kłócili. Wiedziałam na pewno, że jest tu Jeremy, jednak nie byłam pewna tego głosu. Znałam go, byłam tego pewna, jednak nie potrafiłam z nikim konkretnym skojarzyć. Czułam ból w lewej dłoni, jednak i to nie było dla mnie jasne. Dlaczego piekło?

- Nie mam pojęcia, ona po prostu zaczęła... świecić. A potem zemdlała.

Świecić? Chciałam o to zapytać, dać znać, że przecież też tu jestem i wszystko słyszę, ale... nie potrafiłam. Używałam całej swojej siły woli i innych tych przysłowiowych rzeczy, ale nie działało. Mogłam tylko leżeć. I słuchać.

- Idź stąd, chcę pobyć z nią sam. 

Kroki Jinxxa rozniosły się po pomieszczeniu, a po chwili zarejestrowałam trzaśnięcie drzwi. Nagle czyjaś ręka chwyciła moją, niezwykle delikatnie, jak gdybym była krucha niczym porcelanowa lalka. Chciałam odwzajemnić uścisk, ale...

- Prawdopodobnie mnie nie słyszysz, Le, ale... cóż, to trudne, nawet, kiedy śpisz. - Wiedziałam, kim był głos. Andy. - Chciałem cię przeprosić. Jeszcze tego nie zrobiłem, wiem to. Gdyby nie ja... nadal miałabyś rodzinę. Mamę, tatę, byłabyś razem z bratem. Byłabyś wolna. Zabrałem ci to wszystko, bo miałem taki kaprys. Spodobałaś mi się i chciałem cię mieć. Mimo tego, uratowałem cię, jednak nie wiem, czy mogę to tak nazwać. Mieli cię zabić, jednak z mojego rozkazu. Potem dałem ci swój znak, pokazałem te wszystkie rzeczy, twoją moc... nie nauczyłem cię jej kontrolować i teraz żałuję. Potem ta Przysięga i... - słyszałam, jak zaczerpnął powietrza. Chciałam mu odpowiedzieć, ale potrafiłam tylko słuchać. - Starałem się być dla ciebie dobry. Na początku nie było to łatwe, nienawidziłaś mnie, zresztą jak teraz, ale... kiedy zaszłaś w ciążę, zacząłem o ciebie dbać. Mogłaś tego nie zauważać lub myśleć, że to przez dziecko, jednak to nie do końca prawda. I po prostu...

A ciemność wciągnęła mnie do siebie z powrotem.


~ * ~


Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Dosłownie, pojawiałam się i znikałam. A właściwie moja świadomość. Nie miałam pojęcia, ile czasu byłam nieprzytomna, ale na razie mnie to nie obchodziło. Po prostu nie chciałam o tym myśleć. 

- Moja kochana siostrzyczka - usłyszałam.

W podświadomości zmarszczyłam brwi. Ryan? Jakim cudem go słyszałam? Czy to tylko głos wykreowany przez moją wyobraźnię? Przecież bardzo chciałam zobaczyć swojego brata, więc wcale mnie by to nie zdziwiło.

- Co on ci zrobił? - zapytał, jednak nie mogłam nic odpowiedzieć. - Pozwolił mi tu być, wiesz? Przyszedł dziś rano do obozu z tą swoją obstawą i powiedział, że jesteś nieprzytomna od dwóch dni, a potem zaproponował mi przyjście tutaj. Zgodziłem się od razu, bo przecież jesteś tylko ty i ja. To dziwne, Leah, ale chyba nie chce mnie zabić. Na razie dotrzymuje Przysięgi - zaśmiał się gorzko, a ja marzyłam o przewróceniu oczami. - Mam nadzieję, że się za niedługo obudzisz. Miałaś przed chwilą wizytę jakiegoś lekarza, badał twoje... dziecko. Powiedział, że wszystko w porządku, że ta dziwna moc go chroniła, a może to byłaś ty? W każdym razie, już zapowiedział następną swoją wizytę, jak tylko się obudzisz. Pomyślałem, że chciałabyś to wiedzieć. 

Odetchnęłam. Moje dziecko żyło.


~ * ~


- Dlaczego to jej nie pomaga? - Andy. Od razu go rozpoznałam.
- Potrzeba czasu, Proroku, nie znamy magii, która nią zawładnęła.

Kim był ten drugi głos? Jakiś lekarz? Ktoś z Wild Ones? Tak wiele możliwości.

Nie potrafiłam pozbierać swoich myśli. Kumulowały się w głowie, tworząc zaplątaną włóczkę wspomnień i pomysłów. Kręciło mi się w głowie, jakby mój poziom cukru spadł o połowę niżej niż była norma. Suchość w gardle skręcała mnie od środka. Czułam ból w podbrzuszu i przypominało to kopnięcia. Ale to było niemożliwe, przecież nie mogłam być nieprzytomna już któryś miesiąc. 

- Leży tak już cztery dni, do cholery, zróbcie coś!

Westchnęłam z ulgą, jednak zaniepokoiłam się. Czym był ten ból?

- Proszę cię, uspokój się, robimy, co możemy. Ona też musi chcieć się obudzić.

Chciałam tego. Naprawdę chciałam się obudzić, ale to nie działało! Byłam jedynie swoją podświadomością, widziałam tylko ciemność wokół siebie. Siedziałam, chociaż nie mogłam. Mrugałam, chociaż nie mogłam. To wszystko działo się jedynie w mojej cholernej głowie. Nie naprawdę, w wyobraźni.

- Lepiej dla was, żeby się za niedługo obudziła. Inaczej marnie skończycie.

Ciemność.


~ * ~


Słyszałam muzykę. Spokojną, bez pospiechu, jak gdyby ktoś puścił ją tuż obok mnie. Nie znałam wykonawcy, nie znałam zespołu. Ale nie obchodziło mnie to, bo słyszałam coś jeszcze oprócz martwej ciszy.

- The world we knew won't come back. The time we've lost can't get back. The life we had won't be ours again¹.

Kojarzyłam to. Nie miałam pojęcia, skąd, ale kojarzyłam. Uśmiechnęłam się. Ciemna pustka stała się mniej czarna. Niewiele, nie wszyscy mogliby to zauważyć. Ale ja zauważyłam. Westchnęłam cicho z ukojeniem i oparłam się o ścianę, która pojawiła się tu tak po prostu. Muzyka leciała dalej, a ja słuchałam jej, marząc jedynie o tym, by się obudzić. Ile dni mnie już ominęło?

- Słyszysz mnie, Leah? To ja, Ryan. Pamiętasz tę piosenkę? Rodzice lubili jej słuchać, mówili, że ona idealnie opisuje stan świata. Że, jak w słowach, nie odzyskamy już tego, co straciliśmy. Pamiętasz ją? Kiedyś nie rozumiałem tych słów, jednak teraz... Aż nadto. - Mogłam jedynie słuchać, jak brał głęboki wdech, jak mówił głosem, w którym słyszałam łzy. - Proszę cię, obudź się. Zrób to. Dla mnie, dla siebie, dla dziecka, nawet dla tego ignoranta, który to wszystko na ciebie sprowadził. Po prostu nie zostawiaj mnie, nie teraz, kiedy zostałaś mi tylko ty.

Było mi zimno i niewygodnie. Ciemny pokój na powrót stał się cały czarny, a ja czułam się jak w małej klatce. Przyłożyłam dłonie do niewidzialnej ściany, nie powstrzymując łez. Byłam tu uwięziona i nie miałam pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Objęłam swój brzuch, czując w nim niezręczny ból. Dlaczego to wszystko się działo?

- Minęło już pięć dni, kiedy jesteś nieprzytomna, wiesz? Ten... to znaczy, Prorok wychodzi już z siebie, chociaż na początku w to nie wierzyłem. To znaczy, sprawił, że jesteś otoczona naprawdę dobrymi lekarzami, Leah. Nawet pozwolił mi tu przyprowadzić Ellanę.

Ellana była uzdrowicielką armii. Miała w sobie małą część magii, którą przekierowała na moc leczniczą, poza tym wspomagała się ziołami i różnymi miksturami, które sama robiła. Wbrew pozorom, nikogo nie otruła tym, a nawet potrafiła pomóc. Szybko zdobyła szacunek i zaczęliśmy jej ufać w kwestii medycyny. Widywałam, jak wyciągała ludzi z połowy drogi do śmierci. Czy i mi zdoła pomóc?

- Podobno zrobiła więcej niż ci jego lekarze. Mówiła, że masz przebłyski świadomości, a dzięki jej lekom powinny pojawiać się coraz częściej, aż w końcu się wybudzisz. Naprawdę mnie słyszysz, Leah? Mam nadzieję, że tak. Tęsknię za tobą, wróć do nas.

Chciałam wrócić, ale nie potrafiłam.


~ * ~


- Czuję, że zawiodłem - usłyszałam. Zmarszczyłam brwi, bo w mojej ciemności pojawił się głos, który słyszałam już, ale nie potrafiłam go skojarzyć. - Nie powinienem był ci pozwalać choć odrobinę się do tego zbliżyć. Co z tego, że wyglądało na niegroźne, skoro właśnie takie było? Andy sprawia każdego dnia, że czuję się tylko gorzej przez to. Ale wiem, że ty byś mnie nie winiła, że powiedziałabyś "wszystko w porządku, Jinxx, nic się nie stało", twoje jedno zdanie sprawiłoby, że poczucie winy odeszłoby. Ale ty się nie budzisz. Sprawiasz, że jeszcze bardziej obwiniam samego siebie. Dlaczego nie chcesz się obudzić, Leah?

Było mi źle. Chciałam mu powiedzieć, że to nie jego wina, ale jak? Poczułam jego dłoń na mojej, nie w geście jakiegokolwiek uczucia, ale przyjaźni. Zamartwiał się o mnie, a dodatkowo czuł się winny, bo to przy nim do tego doszło. Chociaż właściwe, do czego? Nie miałam pojęcia, co się wtedy stało.

Ciepło jego ręki sprawiło, że przypomniała mi się mama. Dokładnie tak ona mnie trzymała. Pomagała mi w najgorszych momentach życia, a teraz jej nie było. Nie mogła mi już pomóc. Zastanawiałam się, czy kiedyś ją spotkam? Czy istnieje życie po śmierci? Reinkarnacja? Nie miałam pojęcia i jak na razie nie chciałam się tego dowiadywać. Nie teraz, kiedy dziecko rosło pod moim sercem. 

- Za niedługo przyjdzie ta twoja uzdrowicielka, Ellana. Twój brat mówi, że ona jest naprawdę dobra i zaczynam to powoli dostrzegać. Mówiła, że możesz mieć pewne przebłyski czucia. Przed chwilą odwzajemniłaś uścisk na dłoni, wiedziałaś? I jakby zamrugałaś z zamkniętymi oczami. Powiedziała, że będziesz się budziła stopniowo i chyba to robisz, prawda? Proszę, obudź się.




¹ Z piosenki Three Days Grace - Never Too Late; Świat, który znaliśmy nigdy nie wróci. Czas, który straciliśmy nie zostanie nam oddany. Życie, które mieliśmy nie będzie nasze nigdy więcej.

Od autorki: W końcu się z tym uwinęłam, aż w siebie nie wierzyłam. Jak zawsze, brak pomysłu na końcówkę rozdziału. U was też pada śnieg? Jak wam minęły święta i sylwester? U mnie nawet dobrze (chociaż dostałam grę, którą mogłam zainstalować tylko u kumpla, bo mam super Windowsa XP, a mój kochany Dragon działa na siódemce albo ósemce ;-;), a tak poza tym to mam własny laptop i rozdziały zaczynają się pojawiać szybciej, tak myślę xD Za niedługo do szkoły, Boże, uchowaj ;-; Chciałam wam dodać ten rozdział za dwa dni, szóstego, bo, uwaga, mam wtedy urodziny! Hip, hip, hura, znowu starzeję się o rok! ;-; xD Dopadła mnie mania na Three Days Grace, właśnie pocztą idzie moja bluzka z nimi, plus planuję sobie kupić plakat, chociaż jeszcze żadnego nie znalazłam, yup. Kupi mi to ktoś? ;-; Ten kształt z kredy wyglądał tak [kliknij]. Odwiedzajcie Painkiller!