niedziela, 2 marca 2014

1.01 - Zniewolenie




Nie do końca wiedziałam, co się działo. Po słowach, które padły na tamtej sali, zostałam zabrana przez jakieś kobiety do łazienki. Siłą zdjęły ze mnie ubrania i wepchnęły do gorącej wody w wannie. Umyły mnie z resztek czarnej mazi, która została po typowym dla mnie i moich pobratymców makijażu. Potem starannie wytarły ciało, co było dość niezręczne, by nałożyć na mnie ubranie składające się z czarnej bluzki bez rękawów i krótkich spodenek w tym samym kolorze. Następnie poczesały rude włosy, a na sam koniec pomalowały moje powieki i usta. Zauważyłam, że były zadowolone z efektu, ale sama dokładnie nie wiedziałam, co zrobiły, bo nigdzie nie było lustra. 

Nim się obejrzałam, wypchnęły mnie z pomieszczenia, prowadząc długim i ciemnym korytarzem, w którym nie było żadnego oświetlenia. Skuliłam się w sobie, starając się być choć trochę odważna, co było prawie niemożliwe. Co się teraz ze mną stanie? Nie wiedziałam, o co chodziło tamtemu mężczyźnie, kiedy powiedział, że mnie chce. W jakim sensie to powiedział?

Te kobiety wcale nie były delikatne. Traktowały mnie co najmniej źle i to mnie trochę denerwowało. Ale co ja mogłam? Jedna z nich popchnęła mnie mocniej przez otwarte drzwi, a ja starałam się utrzymać równowagę. W końcu stanęłam prosto, rozglądając się wokoło. Spojrzałam za siebie. Kobiety zniknęły, a drzwi zostały zamknięte. Skierowałam wzrok przed siebie, oglądając resztę pokoju. Było ciemno, a jedyne światło dawały czarne świece. Zauważyłam tylko to, że pomieszczenie nie należało do najmniejszych, a na samym jego końcu mieści się jeszcze jedno wejście. Co ja tutaj robiłam? 

Tak bardzo chciałam wiedzieć, co z moimi rodzicami. Żyją? Dlaczego wszystkich chcą zabić? Wolność wyboru już dawno opuściła Ziemię, chociaż nie wiem, czemu. Po prostu, z dnia na dzień zaczęła znikać, aż w końcu wyparowała, pozostawiając władców i ich dużą armię, buntowników, a także... niewolników. 

Czy mnie też czeka los niewolnicy? Nie chciałam tego, nigdy. Już chyba wolałam umrzeć, aniżeli być zniewolona. Przecież w tym nie ma nic dobrego. Nie można o sobie decydować, nie można robić tego, co się chce... Czy właśnie tym się stanę?

Poczułam zimny oddech na karku i dreszcze na plecach. Zamarłam, ale szybko otrząsnęłam się, by zrobić gwałtowny ruch swoim ciałem. Odwróciłam się twarzą do wysokiego mężczyzny, który patrzył na mnie z góry lodowatymi niebieskimi tęczówkami. Serce przyśpieszyło, a mózg jakby przestał pracować z przerażenia.

- Boisz się? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem.

Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, a on doskonale o tym wiedział. Urywany oddech otaczał mnie w postaci pary, która wytwarzała się przez niską temperaturę panującą w tym pokoju. Mężczyzna jeszcze bardziej pochylił twarz, przez co dokładniej widziałam jego oczy. Blask świec odbijał się w zimnych niebieskich tęczówkach, dodając im mroczności. Otaczający je czarny makijaż, bardziej to podkreślał. Blada ręka powędrowała w stronę mojej grzywki i odgarnęła ją, co skutecznie zatrzymało oddech w płucach. Śmiech mężczyzny ogarnął mnie, przywołując jakąś cząstkę wstydu.

Zimna ręka objęła mój nadgarstek, mocno ciągnąc. Ruszyłam za brunetem, starając się utrzymać równowagę. Zauważyłam, że otworzył drzwi, które wcześniej mnie zaintrygowały. Przeszliśmy przez próg, a ciemność otoczyła nas na parę sekund, by potem wybuchnąć światłem świec. Mężczyzna podprowadził mnie do pozostałej czwórki, którzy wcześniej towarzyszyli mu na tronach. Zmierzyli mnie ciekawskimi spojrzeniami, by po chwili uśmiechnąć się porozumiewawczo do bruneta, który mnie prowadził.

Drgnęłam zaskoczona, kiedy - kolejny raz tego wieczoru - silne liny otoczyły moje nadgarstki. Powiodłam wzrokiem po sznurze, aż natrafiłam na ręce schowane w rękawiczkach. Zmarszczyłam brwi, zauważając, że to ten sam mężczyzna, który mnie tu przyprowadził trzymał mocno jeden koniec tego cholerstwa. Uśmiechnął się łobuzersko w moją stronę, po czym spojrzał na swoich towarzyszy.

- Możemy zaczynać - mruknął, zawijając sznur pomiędzy palcami.

Drzwi, których wcześniej nie zauważyłam, otworzyły się z hukiem, a do moich uszu dotarł krzyk. Serce zaczęło szybciej bić, a temperatura ciała wzrosła. Do sali wszedł pomalowany na czarno mężczyzna, ciągnąc mocno linę, która wiązała nadgarstki...

- Nie! - krzyknęłam, szarpiąc się.

Smutne brązowe oczy powędrowały w stronę pięciu mężczyzn. Kiedy mój ojciec zauważył i mnie, zaczął się szarpać, próbując się uwolnić. Chciałam do niego podbiec, ale silnie ramiona skutecznie mi to uniemożliwiały. Szamotałam się w uścisku bruneta, jednak to było na nic. Łzy potoczyły się po moich policzkach, rozmazując tusz do rzęs.

- Leah! - Ojciec szarpnął się kolejny raz, jednak nie dał rady trójce mężczyzn.

Niechciany szloch opuścił moje gardło, a uścisk wokół talli zacieśnił się, pokazując, że nie ruszę się ani o milimetr sama. Wodziłam wzrokiem za szarpiącym się ojcem, modląc się o jakiś cud. Po raz kolejny drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia zostały wprowadzone kolejne osoby.

- Mamo! - krzyknęłam po raz kolejny.

Przybity wzrok spotkał się z moim, a łzy na jej policzkach rozmazywały typowy makijaż dla buntowników. Załkała cicho, a ja zauważyłam krew, która spływała po jej rękach i nogach. Nie miała siły walczyć, tak samo, jak ja. Zagryzłam mocno wargę, patrząc na kolejne prowadzone osoby. Znałam ich, wszystkich. Co oni chcą zrobić?

Palce mężczyzny mocno wbiły się w moje biodro, nadal ściskając talię. Ruda grzywka częściowo przysłoniła mi widoczność, jednak nadal potrafiłam wszystko dostrzec. Pomalowani słudzy ciągnęli ludzi, których znałam i kochałam w stronę... właściwie nie wiem, czego. Nie przypominało to niczego, co znałam.

W pewnym momencie brunet puścił mnie, a ja upadłam na kolana. Włosy zasłoniły moją twarz, a ja załkałam cicho. Napięty sznur trzymał moje nadgarstki, pokazując, że już nic ani nikt mi nie pomoże. Mężczyzna stanął obok mnie, co zauważyłam jedynie przez jego czarne buty z boku. Umocnił chwyt na sznurze, a jego niski głos rozbrzmiał po sali:

- Zabić wszystkich.




Leżałam zmęczona na ziemi, już nie płacząc. Łzy skończyły lecieć prawie godzinę temu, ale wspomnienia nadal odtwarzały się w mojej głowie. Zabili ich. Zabili każdego. Nie widziałam tego, ale słyszałam. Po rozkazie bruneta, jeden z pozostałej czwórki wyprowadził mnie tu, do tego pomieszczenia i zamknął na klucz. Przez długie godziny słyszałam krzyki ludzi, którzy otaczali mnie przez całe życie i nic nie mogłam na to poradzić. Słyszałam śmierć osób, które kochałam. Chciałam nie żyć, umrzeć, by już tak nie bolało. Dlaczego wypatrzył sobie akurat mnie? Dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć?

Żałowałam, że urodziłam się w tych czasach. Kiedyś było tu inaczej. Lepiej. Nie zabijali tak, jak przed chwilą, nie zniewalali... Z tego, co wiem, zdarzały się takie przypadki, ale... nie na taką skalę. Westchnęłam cicho, wycierając zaschnięte łzy. Smuga światła wdarła się do pomieszczenia, kiedy drzwi uchyliły się, a na ścianie pojawił się długi czarny cień. Ciche kroki zbliżały się, aż w końcu i ten dźwięk zanikł. Obserwowałam ścianę, leżąc tyłem do osoby, która tu przyszła. 

- Musisz wstać, Leah. 

Moje imię brzmiało obco w jego ustach. Nie chciałam wstawać. Chciałam tu zostać, by umrzeć. Chciałam dołączyć do rodziców, chociaż pewnie skarciliby mnie za to. Przecież był jeszcze mój brat... prawda? Ukryłam go i raczej nie został złapany, przynajmniej taką miałam nadzieję. Modliłam się o to, by nadał żył. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby i jego zabili. 

Zimne ręce pociągnęły mnie w górę, przez co stanęłam na równych nogach. Zachwiałam się i przymknęłam na chwilę oczy, kiedy czarne plamki zatańczyły, zasłaniając mi obraz. Mocne pociągnięcie za sznur kazało mi się ruszyć. Szłam posłusznie za mężczyzną, a głowę skierowałam na swoje nagie stopy. 

Nie byłam pewna dokąd mnie prowadził. Na pewno nie wgłąb podziemi, bo tak właściwie kierował się w stronę... wyjścia. Słońce zaślepiło mnie prawie od razu, przez co zatrzymałam się gwałtownie, ciągnąc za sznur. Uniosłam ręce, zasłaniając bolące oczy. Zdziwiło mnie to, że brunet nie zmuszał mnie do dalszej drogi, tylko czekał, aż przyzwyczaję się do światła. 

Po jakiejś minucie opuściłam ręce na dół, przez co ruszyliśmy znowu. Nie miałam pojęcia, gdzie idziemy. Ciepłe powietrze owiało mnie, ogrzewając ciało. Od razu zrobiło mi się ciepło, czego nie lubiłam. Po prostu wolałam zimno. 

Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam polanę otoczoną drzewami, które dawały cień. Na samym środku stał dom, co mnie zaskoczyło. Do tej pory szliśmy jedynie po piasku, a teraz nagle mogłam stanąć na delikatnej trawie. Westchnęłam pod nosem, czując delikatne łaskotanie na stopach. Stawiałam powolne kroki za mężczyzną, a zmęczenie dopadało mnie przy każdym ruchu. Opadałam z sił przez ciągłą walkę i płacz, a także emocje, które zgromadziły się, kiedy leżałam w tamtym pomieszczeniu, słuchając krzyków zabijanych ludzi. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na plecy bruneta z nienawiścią. Miałam go tak bardzo dość, chciałam się pozbyć jego widoku. To między innymi przez niego moi rodzice nie żyją, to jego wina. W głowie pojawił się obraz młodszego brata, o którego tak bardzo się martwiłam. Będę musiała jakoś stąd uciec, znaleźć go... 

Brunet zatrzymał się i obejrzał przez lewe ramię. Westchnęłam cicho, widząc jego oczekujący wzrok. Podeszłam do niego, a on ruszył, trzymając mnie za nadgarstek. Właściwie nie wiem, dlaczego to zrobił, przecież lina wystarczająco unieruchomiła mi ręce. Starałam się zrównać z nim krok, co było trudne przez różnicę wzrostu. 

Odważyłam się i uniosłam głowę do góry. Zerknęłam na niego. Jego oczy były jeszcze bardziej widoczne niż w podziemiach. Zimne i niebieskie, przeszywały skupionym spojrzeniem otoczenie. Zmrużył je trochę, kiedy słońce mocniej zaświeciło prosto na nasze sylwetki. Krzyżyk w lewym uchu kołysał się z każdym jego krokiem. Pełne malinowe usta rozchyliły się, a ja speszona odwróciłam wzrok. 

- Dlaczego mi się tak przyglądasz?

Niski męski głos dotarł do moich uszu, a na policzkach wykwitł rumieniec, który musiał dziwnie wyglądać w połączeniu z bladą cerą i rudymi włosami. Spuściłam wzrok na swoje bose stopy, czując ból w nadgarstkach przez te cholerne liny. 

Gorączkowo myślałam nad jakąkolwiek sensowną odpowiedzią, co było dość trudne, biorąc pod uwagę jego zimny wzrok, który przeszywał moje ciało. Przełknęłam nagromadzoną ślinę, wzięłam głęboki wdech. Olśniło mnie. 

- Właściwie nawet nie wiem, jak się nazywasz - mruknęłam. 

Podniosłam na niego wzrok. Łobuzerski uśmiech wykwitł na jego twarzy, co rozdrażniło mnie. Aż tak dziwnym faktem było to, że nie mam pojęcia, jak się nazywa? Warknęłam pod nosem, odwracając spojrzenie. Mężczyzna stanął, ciągnąc za sznur, przez co i ja musiałam się zatrzymać. Uniosłam brew, patrząc na niego. 

- Andy Biersack - powiedział i ruszył dalej. 




Od autorki: Na początek: wiem, ten dom jest mało prawdopodobny, ale o to chodziło. To inna Ziemia, co oznacza, że są też na niej różne "niespodzianki". Końcówka mnie po prostu zabiła, nie wiedziałam, jak to zapisać, ugh. Nawaliłam? No cóż, nie jestem pewna, czy mi wyszedł ten rozdział, starałam się. Pewnie trafiły się jakieś błędy, które przeoczyłam, z góry przepraszam. Chyba długie to nawet, nie wiem. Proszę o jakieś komentarze, do następnego, xx. 

10 komentarzy:

  1. Cholera, Cholera, Cholera! To jest boskie! Matko! Nie mogę uwierzyć, że coś takiego przeczytałam....daj mi chwilkę, ok? Dobra już. Momentami straszne, serio łzy mi poleciały na tym fragmencie jak leży i słyszy krzyki tych ludzi ;_____; czułam się jakbym tam była razem z nią i wszystko widziała. Ładnie składasz zdania, opowiadanie wciąga do tego stopnia, że chce się więcej po przeczytaniu. Tylko czemu urwałaś w takim momencie? No ehhm mogę wybaczyć ponieważ pojawił się Andy ^^ Nie wykryłam błędów, jest jak najbardziej OK. Masz ogromny talent i wyobrażnię, oby tylko nie zabrakło weny (odpukać) dziękuję za informację i na koniec zapytam; jak wstawiłaś tego ,,x" rozdzielającego fragmenty opowiadania? Czekam na kolejny (liczę, że poinformujesz) i duuużo weny. Do siebie zapraszam w środę (przypomnę się) Buziaki ;**
    L.D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za informacje => Jestem chętna, tyle że jeszcze nie wiem jak wyjdzie z rozdziałem :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj szybciutko, krótko i na temat.
    To co napisałaś było świetne, zajebisty wręcz. Bardzo mi się podoba i bardzo jest w moim guście. To jak opisałaś to barbarzyństwo było tak realistyczne że czułam to na własnej skórze. Kurdę muszę już lecieć, jak nie zapomnę to resztę napiszę później. Do następnego jak coś!

    OdpowiedzUsuń
  4. Głupi, wredny i szybki spam : http://przegranawojnabvb.blogspot.com/
    I muszę powiedzieć, że to jest zaczepiste! Nie będę tu przeklinać, bo nie lubię tego robić... zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow cudowne *_* Dawaj szybko next :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem bardzo zaskoczona. Po tym 1 rozdziale nie mogę się doczekać nowego. Bardzo ci dziękuję za informację ^.^ ........Wybacz, ale strasznie się popłakałam czytając to... zakochałam się, ale że to Andy taki jest ? No nieważne. Masz talent, wyobraźnię, wenę i wszystko czego potrzeba :) Bardzo bym cię poprosiła, żebyś poinformowała mnie jak napiszesz nowy rozdział na moim blogu:
    http://przypadek-czyprzeznaczenie.blogspot.com/

    Powodzenia, i nie trać weny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Okey, skomentuje najszybciej jak mogę, bo jakimś cudem przekraczam już czasowy limit udawania, że jestem w szkole xD

    Super, super, super i jeszcze raz super *-*

    To ten... na początek te wszystkie emocje. Nie wiem jakim cudem to zrobiłaś, ale udało Ci się sprawić, że poczułam to co Leah. Smutek, strach, zdziwienie... nieprawdopodobne a jednak xD Rzadko potrafię się wczuć w klimat, ale Twoja twórczość to zmienia. I jeszcze Andyyyyyy *-* <3 Z jednej strony cieszę się, że jest tym złym, ale z drugiej strony... no właśnie, Andy zawsze pozostanie dla mnie tym chudym chłopcem, który na koncertach daje z siebie 200%, nawet jeśli to on jest ode mnie starszy xD Ehm, czas się kończy, cholera...

    Rozdział był wspaniały, przepraszam, że tak komentuję tak późno i krótko, weny ♥

    OdpowiedzUsuń