wtorek, 1 kwietnia 2014

1.04 - Historie bardziej i mniej prawdziwe




Przełknęłam powoli ślinę, zamierając. Kompletnie nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Skąd wiedział? Jak się dowiedział? Czy teraz stracę Ryana? Tylko nie to, został mi jedynie brat, nie mogą go odebrać.

Chłód ogarnął moje ciało, a ja zmarszczyłam brwi, skąd ta nagła zmiana pogody? Spojrzałam w niebo, które zniknęło za ciemnymi, prawie czarnymi, chmurami. Przeniosłam swój wzrok na Andy`ego. Oddech miał przyspieszony, a oczy wściekłe. Biała para, którą wydychał, otaczała go, tworząc intrygujący kontrast z jego włosami i makijażem. Lodowate spojrzenie paraliżowało mnie, a umysł zatracił się.

Ból w klatce piersiowej, to jedyne, co czułam. Nie mogłam oddychać. Zimno zniknęło, chociaż całe moje ciało drżało. Strach odszedł, chociaż przed oczami cały czas miałam Ryana. Nawet deszcz nie miał znaczenia, chociaż drażnił mój znak.

Naciągnęłam rękawy skórzanej kurtki, starając się wyprzeć z pamięci to, co znajdowało się na lewym przedramieniu. Andy zmarszczył brwi, przymrużył oczy i warknął coś, czego nie zrozumiałam, a rana zapiekła nieprzyjemnie. Po raz kolejny ranił mnie za bycie człowiekiem.

- Z. Kim. Do. Cholery. Byłaś? - warknął, a ja skuliłam się w sobie.
- Skąd ten pomysł, że się z kimś spotkałam? - wychrypiałam.

Jeszcze bardziej zmrużył oczy, a ja zmarszczyłam brwi. Musiałam mu pokazać, że byłam sama, nawet, jeśli mijało się to z prawdą. Nie może się dowiedzieć o Ryanie, nie pozwolę mu go skrzywdzić. Nigdy do tego nie dopuszczę, choćbym miała zginąć. Ale co to wtedy da? Przecież, kiedy zabije mnie, będzie miał wolną rękę, będzie mógł zrobić mu to, co zechce.

Prorok podszedł do mnie, schylając się, by dorównać mojemu niskiemu wzrostowi. Obserwował mnie uważnie, patrząc prosto w oczy, szukając tam czegoś. Ale czego? Sekretu, tajemnicy, kłamstwa?

Tak naprawdę nigdy nie poznałam jego umiejętności. Nazywali go Prorokiem, co pewnie nawiązywało do jednego z jego darów. No właśnie, tylko jednego. Wiedziałam, że ta piątka mężczyzn potrafi więcej niż to, o czym słyszałam. Mieli o wiele więcej mocy, chociaż nigdy otwarcie tego nie potwierdzili. Ani nie zaprzeczyli. To już dawało wiele do myślenia, prawda?

- Wracamy do domu, Leah. Teraz - warknął znowu, mocno ściskając moje lewe przedramię.

Zacisnęłam zęby, by jęk bólu nie uciekł z mojego gardła. Nie pokazywałam po sobie żadnych emocji, po prostu szłam za nim, prawie wyłamując sobie szczękę przez siłę, jakiej używałam do złączenia jej. Droga, którą przebyliśmy wydawała się znacznie krótsza. Może nie było różnicy, chociaż ja ją odczuwałam?

Nie do końca potrafiłam wyłapać szczegóły z tego, co się działo. W pierwszej chwili stałam na lodowatej trawie, a w drugiej siedziałam na łóżku, na które Andy rzucił mnie, jakbym była jego kurtką, a potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Westchnęłam cicho, po czym usadowiłam się wygodniej, po turecku, opierając plecami o ramę, która była dziwnie miękka. Przymknęłam powieki, zrzucając z siebie skórzaną kurtkę. Wygięłam palce, a kości strzeliły, co dało mi jakąś popieprzoną ulgę.




Wspomnienia to dobra rzecz. A wspomnienia historii, które opowiadał Tamlen to jedna z lepszych rzeczy. Brakowało mi tego staruszka. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, czy go pojmali, zabili. Nie miałam pojęcia, czy nadal żył, funkcjonował. Gdybym wierzyła w Boga, modliłabym się o niego. Boga nie ma - powtarzał zawsze. I miał rację. Niektórzy wierzą w niego dość ślepo, wierzą w odkupienie i wieczną łaskę po śmierci. Wierzą, że mają swoje własne miejsce w niebie, wierzą w każde słowo Kościoła. Ale ja nie należę do takich osób. Tamlen do nich nie należał. Moi rodzice nie należeli. Połowa Rebels Army nie należała. Religia była zawsze największym problemem w naszych szeregach. Jedni zawsze krzyczeli "dajmy się zabić, Bóg nas przyjmie i pobłogosławi!", a inni uciszali fanatyków, mówiąc to, co ja powtarzałam sobie za każdym razem w myślach "Boga nie ma, za to jest Wild Ones, z którymi trzeba walczyć!".

Pamiętam pewną historię, którą Tamlen opowiadał, kiedy o to prosiłam. Uwielbiałam ją, chociaż wcale nie powinnam. Ale fascynowała mnie. Byłam dzieckiem i nie potrafiłam odróżnić dobra od zła, a Tamlen nigdy mi w tym nie pomagał, bo dla niego nie było ani tego, ani tego. Nie wierzył w żadną z tych rzeczy, tylko w odpowiednie wybory człowieka i te trochę mniej.

Dawno temu (a przynajmniej tak twierdził Tamlen), za górami, za lasami (albo gdzieś tutaj, to było bardziej możliwe) żył pewien ród. Ród Vaelów. Była to rodzina szlachetna i chwalebna, z własną historią i dużą dumą. Wywodzili się z armii Wild Ones, którzy kiedyś, w chwale Vaelów, byli dobrzy i jednoczyli się między sobą, by pokonać F.E.A.R.  W tej, jakże dumnej, ale i pomocnej, rodzinie ważniejsze były kobiety. Mężczyzn spychano na drugi plan i uważano ich za potrzebnych tylko po to, by zapłodnili dziedziczki Vaelów. Zapewniali potomków swoim matkom, siostrom, a nawet córkom. Zasady panujące w tym rodzie były surowe, ale skuteczne. Chcieli zachować czystą postać mocy, którą posiadały kobiety i tylko taki układ mógł im to zapewnić. Nie zakazywali im miłości do kobiet lub mężczyzn, którzy nie należeli do potomków Vaelów, ale nie mogli mieć z nimi ani jednego dziecka. Niestety, pewien zbuntowany dziedzic, Sebastian Vael, nie był wystarczająco ostrożny i jego partnerka zaszła w ciążę. Zwrócili się o pomoc do piątki Wild Ones, pradziadów obecnych władców, a ci dali im schronienie i zapewnili bezpieczeństwo. Sami na tym utracili, chociaż uważali, że zyskali. Vaelowie chcieli zabić dziecko, które nigdy nie powinno powstać, ale nie udało im się to. W akcie zemsty, Wild Ones zabiło wszystkich mężczyzn z rodu, zostawiając jedynie kobiety i plugawą rodzinę. Dopiero później zrozumieli, że popełnili ogromny błąd.

Tak właściwie, po co były potrzebne dziedziczki rodu Vaelów? I to jeszcze Wild Ones? To one miały ostateczny głos w walce z F.E.A.R.  Tylko one mogły go zabić. Tylko one mogły się do niego zbliżyć. Zabicie męskich potomków okazało się wielkim błędem, ponieważ moc zanikła i, chociaż pokonano wroga, świat zmienił się na dobre. Wild Ones przeszło na złą stronę, a równowaga, którą był ród Vaelów, zniknęła. Ziemia zniknęła w chaosie.

Mówiono, że gdzieś jeszcze żyją potomkinie tej mocy i kiedyś uwolnią Rebels Army od władczych Wild Ones, których uważali za sprzymierzeńców. Mimo wszystko, wydawało mi się, że to tylko głupia bajka dla małych dzieci, które zwykł opowiadać Tamlen. Po prostu, wymyślona i nieprawdziwa.

Każdy świat, każda kultura, każde społeczeństwo ma swoje historie. Jedne są realistyczne i prawdopodobne, a inne nie. Pamiętam jeszcze wiele opowiadań, które uwielbiałam w dzieciństwie. Były zabawne, ale miały też przesłanie.

Zamek w drzwiach zatrzeszczał, a po chwili we framudze stanął Andy. Otrząsnęłam się z własnych wspomnień i opowiastek, patrząc na niego nieprzytomnym spojrzeniem. Oparł się lewym ramieniem o próg i skrzyżował ręce na piersi.

- Czas nas goni, Leah, wstawaj.

Zmarszczyłam brwi, gdzie on chciał znowu iść? Wstałam z ociąganiem, zgarniając skórzaną kurtkę, którą zarzuciłam na swoje plecy. Podeszłam do Proroka, który ruszył bez słowa długim korytarzem. Po drodze zgarnął jakąś sportową czarną torbę, a ja zacisnęłam usta, by się nie zaśmiać. Ten dodatek nie pasował do reszty jego wyglądu. Ale chwila, czy to znaczyło, że czeka nas długa droga?




Podciągnęłam kolana pod brodę, opierając o nie podbródek. Przymknęłam powieki, które były zbyt ciężkie, bym mogła obserwować żwawy ogień, który ogrzewał moje zziębnięte ciało w tę chłodną noc. Para w postaci białego dymu uciekała spomiędzy moich warg, kiedy starałam się uspokoić oddech. Naprawdę ciężko było dorównać Prorokowi kroku, szczególnie przez cztery godziny drogi marszem. 

Tak właściwie, nie wiedziałam, gdzie szliśmy. Prawie w ogóle się do mnie nie odzywał, a jeśli już, to jedynie pojedynczymi wyrazami lub rozkazami. Przynieś, podaj, pośpiesz się, jesteś łamagą - słowa, które wypowiadał przez cały ten czas. Nie wiedziałam czy miał jakieś pojęcie o obecności Ryana, czy czegoś się domyślał. Nie wiedziałam, gdzie szliśmy, nie wiedziałam, po co. Nic nie wiedziałam. 

Ciepło ogarnęło moje ciało, kiedy coś ciężkiego spoczęło na dygoczących ramionach. Spojrzałam w prawo, obok mnie usiadł Andy, otulając kocem. Uśmiechnęłam się nieśmiało, niemo mu tym gestem dziękując. To jedno z nielicznych ludzkich zachować, które u niego zobaczyłam. Lubiłam takiego Biersacka, chociaż niewiele okazji miałam, by go poznać. Może i miałam słabość do niegrzecznych chłopców, ale to nie znaczy, że nie odczuwam tego samego do troskliwych. 

- Lubiłem tak siedzieć. Przy ognisku, w nocy, mając za towarzysza księżyc. 

Wiatr przyniósł do mnie wyszeptane słowa, otulając nimi całe ciało. Zadrżałam, wmawiając sobie, że to z zimna, chociaż to nie była prawda. I doskonale to wiedziałam. Z wahaniem spojrzałam na Andy`ego, czekając na rozwinięcie tematu. 

Lodowate tęczówki spojrzały prosto w moje brązowe, a mi po plecach przebiegł kolejny dreszcz. W świetle ognia jego oczy wyglądały na... potworne. Jakby należały do jakiejś zjawy, niesamowicie jasne, kolorem prawie zlewając się z białkiem. 

- Często tak właśnie spędzałem wieczory, wiesz? Ale potem przestałem, właściwie nie wiem, czemu. Tak po prostu, z dnia na dzień moje przyzwyczajenie zniknęło. 
- Gdzie my tak właściwie idziemy? - wtrąciłam. 

Ciekawość wygrała, kiedy zaczęła mnie zżerać od środka. Nigdy nie potrafiłam wytrzymać tak wiele czasu w niewiedzy, tym bardziej, że teraz byłam z osobą, której nie znałam i po prostu bałam się o siebie samą. Nie przerażała mnie śmierć, a jedynie to, co nastąpi przed nią. Tortury, gwałt... 

- Ciekawska jesteś, prawda? - zadał pytanie retoryczne. Westchnął cicho i spojrzał w ogień, który odbijał się w jego tęczówkach. - Idziemy do Starszyzny. 

Wiedziałam, kim byli. A przynajmniej Tamlen o nich opowiadał. Starszyzna, do czego została stworzona? Och nie, nie mieli żadnej władzy. Po prostu, byli jakoś połączeni z rodem Plugawych Dzieci, nawiązując do historii o Vaelach. To oni decydowali o losach pół Vaelów, ale nie tylko tym się zajmowali. Druga sprawa była okryta tajemnicą, więc nikt nie miał o tym zielonego pojęcia, nawet tak dobry bajarz jak Tamlen. Po co Andy mnie tam ciągnął? Miał do nich jakąś sprawę?

- Legenda mówi, że ród Filthy`ów nadal istnieje wśród nas. 

Filthy. To właśnie ród Plugawych Dzieci. Nie znałam żadnej opowieści czy historii o nich, należeli do jednego z zakazanych tematów. Nie rozmawiano o nich, a dzieci zbywano, kiedy tylko pytały. To była norma w Rebels Army - trafił się jakiś niewygodny temat? Zakończ go. 

- Wiesz, kim byli? Oczywiście, że nie, jesteś Buntownikiem, a Buntownicy nie mówili o takich rzeczach - mruknął Andy, obejmując nogi ramionami w typowy męski sposób. - To mieszanka z rodu Vaelów. Zawsze wolałem Filthy`ów, mieli ciekawsze historie. Kontynuując, posiadali moc, specyficzną moc. Niestety, jak u Vaelów, tylko kobiety to dziedziczyły. Wiesz, co było ich największą bronią? Gniew. Zazdrość. Wściekłość. Te trzy emocje wprowadzały je w nienaturalny stan, a ciało zdobiły rysunki, jakby były kościotrupami, ogień rozpalał się we wnętrzu. Kiedy tylko chciały, mogły użyć mocy samej Ciemności, władały cieniem, a te bardzo uzdolnione, zjawami. Potrafiły stać się niewidzialne, nawet w dzień.

Odgarnęłam rude włosy, które wpadały mi do oczu. Historia stawała się coraz ciekawsza, lubiłam coś takiego. Zło, Ciemność, dziwne znaki na ciele... Istnieje opowiastka o Niebieskim Wojowniku. Tatuaże, które wypalili mu na ciele, kiedy był niewolnikiem, świeciły błękitną poświatą, dzięki której mógł wniknąć, chociażby swoją ręką, w ludzkie ciało, dosłownie grzebiąc w jego wnętrznościach, tym samym zabijając w męczarniach. Nazywali go Wilczkiem, uważając, że tak brzmiało jego "niewolnicze imię". Wierzyłam, że Niebieski Wojownik istnieje, bowiem cały czas zostawiał po sobie jakieś ślady. Może i było to z mojej strony głupie, ale zdania i tak nie potrafiłam zmienić. 

- Po co my tam idziemy? - zapytałam znowu. 

Andy spojrzał na mnie z uśmieszkiem, nachylając się. Jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej, czułam oddech na policzku. Koc zsunął się mi z ramion, ale nie zwróciłam na to uwagi, patrząc prosto w zimne oczy bruneta. 

- Wierzono, że Filthy mają rude włosy - mruknął z rozbawieniem.

Bardzo zabawne, prawda?




Od autorki: Długo pisałam ten rozdział i... jest straszny. Chciałam zawrzeć tu parę historii, które mogą - ale nie muszą! - mieć znaczenie na dalsze rozdziały. Starałam się, napisałam ten rozdział w pięć godzin, co jest chyba moim osobistym sukcesem. Przepraszam za tę nudę, którą wieje dzisiejszy post i tematykę, którą dzisiaj tutaj zawarłam. Musiałam to w końcu napisać, a taki rozdział o tym wydawał się odpowiednim pomysłem. Przepraszam za błędy, ciężko sprawdzać coś swojego. Końcowe słowa Andy'ego to pewien rodzaju żart. Do następnego, xx.

17 komentarzy:

  1. Naprawdę zajebisty rozdział
    Czekam na kolejny 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. I przykrył ją kocem *___* Czekam na kolejny <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle fenomenalny rozdział, czekam na kolejny z niecierpliwością <3 <3 <3 ( sorry ale musiałam <3 :* )

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham twoje opowiadanie, cudne, boskie, fenomenalne, genialne <3

    OdpowiedzUsuń
  5. zakochałam sie w rozdziale <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział po prostu cudowny. Masz świetne pomysły! Te historie, które wymyśliłaś są po prostu mega wciągające i interesujące. Mam nadzieję, że niedługo nowy rozdział ! :) Kontakty między Andy'm i Leah są fajne, ciekawe :3 .
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdział.. XD i nie urywaj w takim momęcie XDDD :) czekam na nexta oby szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny:-) Wgl przedstawiłaś tutaj Andy'ego bardzo intrygująco. Bo niby taki zły, ale jakieś uczucia ma, no i jeszcze na początku moja ulubiona piosenka:-D Anka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widać że rozdziaj przemyślany. Nie był przynudzającyani trochę. Szkoda że urwałaś w takim momęcie teraz nie mgę się doczekać nastepnego <3 <3 Weny życzę E.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moim zdaniem rozdział wcale nie jest zły. te historie opowiedziane w środku są naprawdę wspaniałe. niekiedy mylą mi się nazwy, bo jest ich strasznie dużo, ale powiem Ci, że jest dobrze. nawet bardzo ^^ może zrobiłabyś jakiś słowniczek czy cuś? wszystkim by to zapewne pomogło. a bynajmniej mi ;)
    Andy mnie zadziwia. raz jest zły i w ogóle, a później okazuje się, że może być całkiem słodki ;>
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny *.* obiecuję w najbliższym czasie dodać dłuzszy komentarz, jak tylko będę miała dostęp do komputera ;) u mnie pojawił się 20.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale pierdolisz głupoty! Takie farmazony pleciesz że szok, przecież rozdział jest genialny, zajebisty! Uwielbiam takie klimaty, te historie które nam tu przedstawiłaś są po prostu mega! Zawierają w sobie ten specyficzny klimat i ja chcę więcej! Więcej!
    Na prawdę spisałaś się na medal. Żart Andy'ego podobał mi się, choć przez chwilę myślałam że mówi to całkiem poważnie.
    Dobra nie przynudzam już i czekam na kolejny, narka! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Popieram Panią na górze. Pierdolisz głupoty! Ja też chcę tak pisać i masz mi obiecać, że jak tylko będą święta nauczysz mnie tak pisać,ok? :) Dorwałam się do komputera na informatyce i jestem very happy, że mogę zostawić po sobie ślad. Ja wiedziałam, żę Andy gdzieś tam głęboko ma jakieś ludzkie uczucia i jestem pewna, że jeszcze kiedyś dadzą o sobie znać. Twoja historiua wciąga i proponuję, żebyś wydała książkę XD nie przejmuj się tym komentarzem bo sama go nie ogarniam XD Wracając do mnie, nie jestem zła za ostatni komentarz to zaszczyt, że mogę się uczyć od mistrzyni. Czekam na kolejny *.* Tylko koniecznie mnie poinformuj :) życzę weny i zapraszam do mnie: imnotafraidtodiebvb.blogspot.com

    Lady Dark

    OdpowiedzUsuń
  14. Ooook dziękuje tobie za szczerą opinie. I proponuje byś mi oceniała to co będę pisał. Cudny blog. Już go kocham...taki tajemniczy

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć :) Zostałaś nominowana do Liebster Award :) Po więcej szczegółów zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Pierdolisz. Nie straszny, tylko zajebisty. Te historie wprowadzają tu tajemnicę, czytałam je chyba po 2-3 razy.
    Ugh.. myślałam na początku, że prowadzi ją na śmierć.. Na szczęście nie :) I jeszcze był miły.. Nawet nakrył Leah kocem.. Chyba polubię tego Andy'ego.
    Błędów nie zauważyłam, ale nimi się nie przejmuj. Wszyscy przecież je robimy. ;)
    Nie wiem, czy się w to bawisz, ale nominowałam Cię do LA. Szczegóły na
    http://hellomyhatebvb.blogspot.com/
    Pozdrawiam, i czekam na następny rozdział.:*

    OdpowiedzUsuń