czwartek, 12 marca 2015

1.20 - Śmierć pochłania każdego




Nie wiedziałam, ile dokładnie minęło czasu, od kiedy znalazłam się daleko... od Proroka. "Treningi" Skitsa polegały na zdrowej żywności, denerwowaniu mnie do maksimum, a potem wyzbywania się tej wściekłości poprzez jakieś dziwne medytacje. To było... cóż. Siedziałam właśnie w kuchni, ciemnej jak noc z cieniami otaczającymi mnie w podejrzliwych postaciach. Jadłam owoce, które Skits pociął w dokładne małe kosteczki. Zwykle pilnował, bym nie podjadała niczego innego i zjadała wszystko, co mi przygotował, jednak dzisiaj gdzieś zniknął. To znaczy, zamknął się w swoim pokoju, mówiąc, że to coś związanego ze Strażnikami Ciemności. Nie wnikałam, bo zapewne nie chciałby mi powiedzieć, ani nie potrafiłabym tego zrozumieć lub coś takiego. 

Dziecko było od samego rana niespokojne. Czułam to. Co chwilę mnie kopało lub robiło jeszcze dziwniejsze rzeczy i mogłam doskonale wyczuć jego zmiany pozycji. Może powinnam go jakoś nazwać? Wymyślić imię. Nie. Dziecko kopnęło, jakby chcąc uświadomić mi, że to nie tylko moja decyzja. Cóż. Czasami wydawało mi się, że to jego sposób na porozumienie się ze mną. 

Zastanawiałam się, kiedy urodzę swoje dziecko? Czy to dziwne, że chciałam, by ojciec tej kruszyny był, hm, przy mnie? Och, Boże, nie wiedziałam, co się ze mną działo. Od tamtego dziwnego duchowego połączenia z Andy'm nieco zmieniłam zdanie o nim i dostrzegałam go w trochę lepszym świetle. Jednak nadal zabicie moich rodziców rzucało na niego ogromny cień i tego raczej nic nie zmieni.  

Usłyszałam trzask drzwi na górze, co oznaczało, że Skits musiał mieć naprawdę zły humor. Nie wydawał się być taki okrutny, jak wskazywał na to jego wygląd. Polubiłam go, to właśnie dzięki Strażnikowi uwolniłam się z tamtego prowizorycznego więzienia i miałam szansę ujrzeć Proroka w innym świetle. Polubiłam go i zaczęłam się domyślać, dlaczego to właśnie jego wybrali dla mnie. Byliśmy podobni, nasze zainteresowania były zbliżone do siebie, tak samo temat "lubię, nie lubię", nawet tok myślenia niezbyt się różnił. To było wspaniałe i przerażające jednocześnie. 

Ciężkie kroki na schodach stawały się coraz głośniejsze, dlatego nie zdziwiłam się na widok twarzy przyozdobionej grymasem Skitsa przed swoją własną. Nachylał się w moją stronę, opierając łokciami o barek, przy którym jadłam pokrojone owoce. 

- Więc... - zagadnął. - Jak bardzo kochasz Proroka?

Zakrztusiłam się połykanym kawałkiem jabłka i zaczęłam kaszleć, zasłaniając usta dłonią. Czy ja dobrze usłyszałam? Zadał mi właśnie tak skonstruowane zdanie? Cholera jasna, o czym on mówił? Przewrócił oczami i kontynuował:

- Nie zaprzeczaj, Leah, wiem, że go kochasz.
- Ale...
- I tak tego przede mną nie ukryjesz - ostrzegł, marszcząc grube brwi. Umilkłam, wiedząc, że z nim nie wygram. - Kiedy więc patrzę na to z tej strony... muszę ci powiedzieć, czego właśnie się dowiedziałem.
- Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona. 

Zdecydowanie nie podobał mi się wyraz jego twarzy.

- Coś się dzieje z twoim Prorokiem. Dostałem niewyraźne wizje, był atak na ich miejsce ze strony F.E.A.R.'a i wiem jedynie, że jest z nim naprawdę źle. Pomyślałem więc, że zechcesz go odwiedzić.
- J... jak źle? - wychrypiałam, a dziecko kopnęło mnie mocno, pozbawiając tchu. 
- Wydaje mi się, że mógł nie przeżyć. Przykro mi. 


~ * ~


Skits dotrzymał słowa. W ciągu momentu znaleźliśmy się w piwnicach Wild Ones. Nikogo nie spotkaliśmy na swojej drodze przez długi czas, dopiero przy pokojach natknęliśmy się na Ashley'a, który... był pijany. Po wielu próbach w końcu dowiedzieliśmy się, gdzie znajdziemy Proroka i czuwającego przy nim obecnie Jake'a. Kierowaliśmy się do sypialni Proroka, w której, jak się okazało, byłam podczas sennej mary. Skits obiecał, że poczeka w cieniu korytarza, a ja wślizgnęłam się do pomieszczenia, czując na sobie wzrok... Żałobnika. Tak, właśnie tak go nazwano. Mourner, Żałobnik.

- Wróciłaś - mruknął w moją stronę. - Do niego. Ale za późno. Jego już nie ma. 

Jego już nie ma. Jego już nie ma. Jego już nie ma. Te krótkie słowa wirowały w mojej głowie i właśnie wtedy pierwsze łzy dzisiejszego dnia wyrwały się spod uścisku moich powiek i silnej woli, wypływając na blade policzki. 

- Wróciłam - potwierdziłam. - Mogę... posiedzieć z nim sama? Pójdź odpocząć, Jake, Suze pewnie się o ciebie martwi. 

Kiwnął głową i bez słowa wstał z krzesełka przy czarnym łożu. Kiedy wyszedł, zajęłam jego wcześniejsze miejsce, bez wahania sięgając po rękę Proroka. Zawsze miał zimną skórę, jednak teraz była lodowata. Przez ten cały miniony czas zachowywał się jak nadęty dupek, ale... chyba właśnie za to go pokochałam. I właśnie teraz to sobie uświadomiłam, kiedy było za późno. 

A teraz odszedł.

Zostawił mnie samą na tym świecie, samą z maluchem rosnącym pod moim sercem, które kuło przy każdej myśli, że chłopiec nigdy nie pozna swojego taty. Mężczyzny, który tworzyłby dla niego autorytet, grał z nim w piłkę nożną, koszykówkę, jeśliby dało się znaleźć jakieś prowizoryczne kosze... Więc po prostu płakałam. Opierałam się łokciami o materac łóżka, na którym kiedyś i ja leżałam, lecz w zupełnie innym... sposobie, i po prostu płakałam w swoje dłonie splecione z tymi jego. 

Ignorowałam każdego, który tu wchodził. Nawet podpity Ashley zrozumiał powagę sytuacji i usunął się z pokoju z pomocą Skitsa. Napomknął mi też, że Jake zauważył go i zrozumiał jego rolę Strażnika, a także zaproponował sypialnię, w której mógłby spędzić noc i ledwie zarejestrowałam, gdy powiedział, że idzie się położyć. Wątpiłam, że mi uda się zasnąć, zwłaszcza teraz. 

Nie miałam nawet głowy do tego, by zapytać o Ryana, ale nie musiałam, ponieważ Jeremy go do mnie przysłał. Przyszedł chwilę przed dwudziestą drugą i kucnął obok mnie, przytulając mocno i współczująco. Objęłam go, delikatnie kładąc dłoń Proroka na materacu, lecz tylko na chwilę. Westchnęłam, wciągając do płuc znajomy zapach brata. 

- Dobrze cię tu traktowali? - zapytałam cicho. 

Ta cisza mnie dobijała. 

- To dziwne, ale Prorok o to zadbał - odpowiedział równie mocno przyciszonym głosem. 

Uśmiechnęłam się słabo, zadbał o mojego brata. Okazał mu trochę serca, przy okazji pokazując je mi. Traktował dobrze Ryana, chociaż, cóż, wcale nie musiał, prawda?

- Co się właściwie stało? - wychrypiałam.

Puścił mnie w końcu i usiadł na ziemi po turecku. Przyjrzałam mu się, mimowolnie stwierdzając, że nieco dorósł, jego rysy twarzy już nie były takie dziecinne i zmężniał. Chociaż nadal miał te swoje niezwykłe oczy z radosnym błyskiem. 

- F.E.A.R. pojawił się niespodziewanie, więc nikt nie był przygotowany, ale walczyli. Nie wiem dokładnie, jak to się stało, bo mnie tam nie było, ale ten cały F.E.A.R. jakby... przeniósł się ze swojego miejsca dowodzenia i stanął przed Prorokiem, który nie zdążył nawet zareagować, a miał... cholera, przebite serce. 
- Co? - jęknęłam. 

Spojrzałam na Andy'ego, szukając... dziury w jego piersi, jednak był tam osłonięty czarnym prześcieradłem. Kolejne łzy potoczyły się po moich policzkach, tylko tym udowadniając mi, jak wielkim uczuciem go darzyłam. Czułam, że było to wielce prawdopodobne, że oszaleję. Bez niego oszaleję. 

- Sh, Leah, nie płacz, będzie dobrze - mówił Ryan, przytulając mnie na nowo. 

Nie będzie dobrze, już nigdy, wiedziałam o tym. Nie miałam przy sobie już właściwie nikogo, został mi jedynie Ryan. Dlaczego? Stwórca sobie ze mnie kpił, uwziął się na mnie, wiedziałam to. Podarował mi dobre dzieciństwo, lecz dołożył do tego wojnę i śmierć rodziców. Dostałam miłość, której nie potrafiłam zrozumieć  i dziecko, a w zamian odebrał mi osobę, którą pokochałam. Czy to czas, kiedy powinnam martwić się o stratę Ryana?

- Idź spać, Ryan. Chciałabym... chciałabym posiedzieć przy nim jeszcze chwilę - powiedziałam. 
- Prześpij się, proszę, Leah. 
- Dobrze - mruknęłam tylko.

Wstał i wyszedł z pomieszczenia, a kiedy to zrobił, nie zważając na nic, wstałam z krzesełka i położyłam się obok Andy'ego z podkulonymi nogami, bo taka poza pozwalała mi na leżenie z brzuchem ciążowym. Obserwowałam jego profil twarzy, ponieważ, cholera, dlaczego nie mógł najzwyczajniej w świecie spać? Wzięłam głęboki wdech, dzielnie walcząc ze łzami. Drżącymi dłońmi umieściłam jego lodowatą rękę na swoim wypukłym brzuchu, a swoją umieściłam na klatce piersiowej bruneta. 

A potem po prostu utopiłam się w swojej własnej rozpaczy. 




Od autorki: Smutno, w ogóle ból i rozpacz. Trochę niejasno, tak mi się wydaje, chociaż nie jest aż tak źle. Miłość się pojawia, chociaż trochę za późno? Nie, to nie jest koniec The Prophet, nie martwcie się! Przewiduję tu spędzić jeszcze kupę czasu ze swojego życia xD Idealnie wpasowałam się z piosenką, mam nadzieję, że wam zadziała, mi przynajmniej już działała. Zdobędziecie się na 20 komentarzy? Macie motywację, to wasz limit, inaczej nie dodam rozdziału! Przepraszam za błędy.

30 komentarzy:

  1. Nie nie nie nie nieee, on ma zmartwychwstać, bo cię zamorduję. Ryczę, ja ryczę, zalewam się łzami. Wypruję ci wnętrzności i porzucę w lesie. Genialnie piszesz. Bez Andy'ego na tym blogu nie przeżyję, zresztą ty też nie bo będziesz już martwa, kocham cię za te opowiadania. Chyba przestanę tu zaglądać, skoro Andy umarł, a te opowiadania doprowadzają mnie do takiego stanu...
    To chyba najbardziej chaotyczny komentarz, jaki kiedykolwiek napisałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te opowiadanie jest takie....dobra nie napisze bo jeszcze będzie cenzura. Ale ono jest MEGA ŚWIETNE! Skąd wogóle pomysł, żeby uśmiercić Andyego? W każdym razie... To jest super i nie moge sie doczekac nastepnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i chuj. Wielki kurwa chuj. Widzac tytul tego rozdzialu, podejrzewalam ze kogos pochlonie smierc, ale kurwa nie Proroka. Ja pierdole, zniszczylas mi dzien :D
    Teraz Leah zdala sobie sprawe jak bardzo kocha Proroka, ale coz juz troche na to za pozno, chyba ze on jakos zmartwychwstanie. Nie wyobrazam sobie the Prophet bez niego. Przecież Andy tutaj stwarzal taki klimat. Co teraz zrobi Leah bez niego? No? Moze dziecko go uzdrowi albo ona? Noo wez!!
    Zaskoczylas mnie takim obrotem sprawy, gratki dla Ciebie. Czekam na nastepny. Ciao.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, on stwarzał zajebisty klimat i bez niego ten blog już nie ma tego czegoś, przynajmniej dla mnie. To opowiadanie doprowadziło mnie do załamania nerwowego (potraktuj to jako komplement), więc chyba muszę być bezwzględna i po prostu opuścić ten blog, więcej tu nie zaglądać. Tak, jestem chamska, wskrześ Proroka, to wrócę, nie - to tracisz czytelnika xD.
      Może niech ktoś się za niego poświęci? Zrobi to dla Leah? Ktoś też dla niej ważny, po którym też będzie ból etc., ale za to będzie miała Proroka.
      Może Ryan?

      Usuń
    2. Dlaczego chcesz zabić niczemu winnego Ryana? ;-; xD

      Usuń
    3. A dlaczego zabiłaś mojego Proroka? ;-; xD
      Ja go wolę niż Ryana, przynajmniej jest jakiś. Nie najlepszy, ale jakiś. Ryan taki... No właśnie taki niewinny, miły etc.
      W sumie to możesz poświęcić kogokolwiek xD

      Usuń
    4. Z ciebie też, bo zabiłaś nam Andy;ego ;-;

      Usuń
  4. On ma żyć ! dziecko może go wskrzesić !! Proszę zrób coś by on żył ! On musi żyć ! Ja płacze :( ... doprowadziłas mnie do płaczu ! :( czekam na następny :) i on na ożyć !

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie komentowałem poprzedniego rozdziału, bo jak weszłam na bloga to był już ten, więc teraz napiszę o obydwóch. Na początek moja odwieczna kwestia: rozdzial (ten i tamten) był świetny. Lubiłam Proroka już wcześniej, ale poprzedni rozdział rzucił na niego nowe światło i teraz mam wrażenie, że zaraz serce mi pęknie. To takie okrutne, że umarł akurat teraz, ale (czujesz tą desperacje?) może to nie koniec. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nieprzewidywalny i strasznie smutny. Ale mam nadzieję, że on zmartwychwstanie... Ostatnio czytałam ponownie Delirium i tylko dla tego nie załamał mnie Twój post i śmierć Proroka.
    Biedny Andy, a jeszcze biedniejsza Leah i Andy Junior :/
    Weny i liczę na szybkie pojawienie się nowego rozdziału.
    Limity, wszędzie limity. ;-;

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super, tylko taki trochę smutny. Aż łezka się w oku zakręciła ;c <3
    Czekam na kolejny z niecierpliwością <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  8. Błagam niech Leah odkryje jakie swoje cudowne moce i wskrzesi Andyego! No przecież to opowiadanie nie może dalej się toczyć bez niego, to się zupełnie mija z celem. Kiedy czytałam cały czas liczyłam na coś w stylu TROLOLOLOLO w notce pod rozdziałem, które miało by nas uświadomić że to tylko żart a prawdziwy rozdział pojawi się jutro a tu co? Cholera dlaczego on umarł?

    OdpowiedzUsuń
  9. Smutek, kurde akurat teraz gdy stwierdziła że tak go kocha... :'( ryycze!! Dobra czekam na kolejny( wierze że prorok cudem ożyje!!! Wstawiaj kolejnego jak najszybciej ;) (mam pomysła znajdzmy kogoś Ryanowi?),

    OdpowiedzUsuń
  10. To nie może się tak skończyć. ;(
    Znajdę Cie i zabiję za to (normalnie łzy mialam w oczach jak to czytałam), a potem ożywie żebyś mogła pisać dalej.
    Nie no kurde, jest świetnie jak zwykle.
    Dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten świat to czysta magia. Autorka odda mu życie. Jestem tego pewna.

    Hahaha ja - Prorok ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja myślę, że odda, cholera jasna.
      Będę spamić bloga moimi bezsensownymi, idiotycznymi komentarzami, dopóki tego nie zrobi ;-;

      Usuń
    2. Oddaj mu życie, bo inaczej ja zabiorę twoje ;-;!

      Usuń
  12. Nie możliwe, ze nie żyje. Nie Prorok. On nie może :< Weź proszę zrób coś niech żyje ;c

    OdpowiedzUsuń
  13. The Prophet w tym momencie zupełnie stracilo dla mnie sens. Bo co to za "The Prophet" bez tytułowego proroka? super piszesz, ale to bylo beznadziejne >.<
    Zabilas najwazniejsza postać!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ona go KOCHA!! No nie on nie może umrzeć!! Powiedz,że to nieprawda!! :'(
    To Prorok co nie? Musi życzyć! Przecież za niedługo będzie miał syna!! W ogóle ma dla kogo żyć!!
    Te całe poruszenie w komentarzach :) Chappie musisz mu zwrócić życie! Mam nadzieję,że ci się uda! :*
    Czekam na nexta i na "odrodzenie" Proroka ^^.
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja mysle ze ona go uzdrowi C': ale cholera jasna ja chce dalej(ps znowu nadrabiam 3 rozdzialy- za zadko dodajesz)

    OdpowiedzUsuń
  16. Spamię jak obiecałam :')
    Mam zrypany dzień, poryczałam się przy piosence Juliet.
    To opowiadanie dodatkowo mnie dobija.
    Ech, "No feelings, no pain".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Dlatego między innymi płakałam. Nie mam pojęcia, po co ja to włączyłam.

      Usuń
  17. Jak mogłaś ... zabiłaś go :ccc
    Czuję teraz taką pustkę w środku ... :c
    Ale na poważnie: Przeczytałam całego bloga jednym tchem. Dzisiaj zaczęłam, dzisiaj skończyłam. Nie wyłapałam błędów.
    A no i gratuluję ... kompletnego zrycia mi psychiki. Od rozdziału, w którym pojawiła się informacja, o tym że główna bohaterka musi zajść w ciąże, aż do końca moja psycha została zmiażdżona, połknięta, wypluta, wyrzygana ... po prostu ZRYTA. Wielkie brawa dla ciebie, bo takiego czegoś jeszcze nie doświadczyłam (przez najbliższy miesiąc będę się leczyć, wmawiając sobie "to tylko fanfiction" c: )
    Ale blog GENIALNY i czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem załamana...po prostu załamana .-.
    Niby wiem, że to tylko opowiadanie, ale wkręciłam się na maksa XD
    A teraz kurde nie mogę się pozbierać :c
    Biedna Leah...została sama, zdana tylko na siebie z nienarodzonym synkiem w brzuchu .-. Cholera, czemu uświadomiła sobie, że go kocha dopiero po jego śmierci?!! ;-; Zrób coś proszę, niech on żyje...przecież jak on nie będzie żyć, to ludzie w komentarzach popadną w depresje!!
    Czekam z niecierpliwością na next :)

    OdpowiedzUsuń