poniedziałek, 16 marca 2015

1.21 - Pocałunek Śmierci




Chłód obudził mnie, uświadamiając boleśnie, że całą noc spędziłam w jednej pozycji, leżąc na swojej ręce. Uniosłam powieki, patrząc na bladą twarz Proroka, a cały ból wrócił do mnie z podwójną siłą, przypominając, co się stało. Czułam zimno jego dłoni na swoim brzuchu, jednak przyjmowałam je dzielnie, nie myśląc o tym, by ruszyć się o milimetr. Nie wiedziałam, co ze sobą począć, ponieważ nie chciałam go zostawiać. Już nie. Chociaż było za późno, odszedł. Andy nie żył i obwiniałam się, że nie trwałam przy nim chociażby w ostatnich chwilach. 

Byłam głodna, ale zignorowałam to uczucie kompletnie, obiecując sobie, że później zganię się za takie niedbalstwo względem dziecka. Ale to potem. Teraz jedyne, czego chciałam, to leżeć przy nim. Obserwowałam jego twarz, zapamiętując każdy szczegół. Dopiero teraz zauważyłam coś tak normalnego, jak mała blizna na czole po ospie. Nigdy jej nie dostrzegłam, ale mogło to być przez włosy, które ten ślad zasłaniały. Mimowolnie odgarnęłam mu czarne kosmyki, by lepiej wszystko widzieć. Kolczyki w nosie u wardze błyszczały podejrzanie i chyba tylko to nie zmieniło się w nim. Ze zdziwieniem spostrzegłam niewielkie zadrapania na policzku, brodzie i przy oku, zapewne po bitwie. 

Mimowolnie objęłam jego dłoń swoją, mocniej trzymając ją przy brzuchu. Dziecko kopnęło, a ja ledwo powstrzymywałam łzy, ponieważ Andy nie mógł poczuć ruchu swojego syna. W mojej głowie pojawiły się wspomnienia, gdy ktoś w Rebels Army spodziewał się potomka. Kobiety uśmiechały się co chwilę na własny sposób do partnerów, którzy szybko dotykali ich brzucha, odwzajemniając szczęście. Nie potrafiłam tego zrozumieć aż do teraz. 

Pukanie do drzwi sprawiło, że uniosłam się lekko, chwiejnie wstając z łóżka. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je delikatnie, w progu zauważając Skitsa. Powstrzymałam grymas niezadowolenia na twarzy, bo, po pierwsze; dlaczego mi przeszkadzał? A po drugie; chciał już wracać? Jeśli tak, cóż, jego niedoczekanie.

Wepchnął się do środka, kompletnie nie zwracając uwagi na... cholera, to słowo nie chciało nawet przebłysnąć w moim umyśle. Odgarnęłam włosy z twarzy, patrząc na niego zmęczonym wzrokiem. Nie mógł już sobie po prostu wyjść?

- Jadłaś coś? - zapytał na wstępie.
- Po co tu przyszedłeś? - odpowiedziałam pytaniem, na co westchnął. 
- Szczerze? Jest na niego sposób - wskazał Andy'ego, a moje serce zabiło mocniej.

Jest?


~ * ~


Wytłumaczył mi to wszystko. Powoli i dokładnie. Istniał pewien sposób, owszem, ale nigdy nie było wiadomo, jaką cenę będzie nam dane za to zapłacić. Skits nazywał to rzeczą od Strażników Ciemności, wiedział o tym już wczoraj, ale nie chciał dawać mi fałszywej nadziei, chciał najpierw skontaktować się z tą całą ich wielką radą. Pozwolili mu zrobić tak wielki i trudny krok, ale właściwie tylko dlatego, że to Prorok, a całe Wild Ones dawno temu zawarło dziwny sojusz ze Strażnikami. Nie było czasu, by mogli przybyć, ponieważ resztki "życia" uciekały z ciała Andy'ego i podejrzany rytuał miał zostać wykonany od razu. 

Skits nazywał to Pocałunkiem Śmierci. Z tego, co zrozumiałam, będzie w stanie zaryzykować, specjalnie dla mnie, i przeniesie się do krainy Śmierci i Ciemności, by prosić o powrót Proroka. Miałam nadzieję, że wróci i on, i Strażnik, aczkolwiek Vicious nie dawał mi wielkiego zapewnienia. Mówił, że będzie musiał naprawdę uważać, ponieważ Śmierć to przebiegła istota i jeden fałszywy ruch mógłby sprawić, że nie miałabym na co czekać. 

Ale byłam pełna nadziei. Wierzyłam w Skitsa i dokładnie mu to zakomunikowałam. Przed swoją "podróżą" zdążył mi jeszcze wytłumaczyć, czym był Pocałunek Śmierci. To raczej nic skomplikowanego, głównie chodziło o to, że... cóż, to jednak dosyć trudne. Skits chciał poprosić Śmierć, by podarowała drugie życie Prorokowi, a jeśli się na to zgodzi, Andy wróci tu i będzie ze mną połączony w dziwny umysłowy sposób przez fakt, że nosiłam jego dziecko. Sam Strażnik Ciemności nie ucierpi na tym zbyt mocno, ponieważ on jakby już był martwy i funkcjonował na świecie jako duch, żył tak długo, jak osoba, którą się opiekował, a potem odradzał się, by po raz kolejny wypełnić swą rolę. Jedyną stratą poniosę ja, jeśli Śmierć postanowi go zatrzymać. 

Narysował jakieś dziwne znaki na podłodze przy łóżku, a właściwie wokół tego mebla, a potem usiadł na piętach w czymś, co przypominało półksiężyc i zamknął oczy. Powtarzał pod nosem jakieś słowa, ale po minucie zamilkł i... siedział tak już od półtorej godziny. Martwiłam się, jednak nie reagowałam w żaden sposób, ponieważ ostrzegł mnie, że jeśli przekroczę linię tego kręgu, cała nasza trójka, a właściwie czwórka, nie przeżyje. Kazał mi wyjść i coś zjeść, jednak przemogłam się do tego po tak długim czasie, ponieważ liczyłam na to, że to nie potrwa aż tyle. 

Po drodze do kuchni spotkałam Ryana, który poszedł ze mną coś zjeść. Dowiedziałam się, że dochodziła godzina ósma i wszyscy odsypiali trudne dni. Opowiedziałam mu o planie Skitsa, co trochę go... możliwe, że zniechęciło i nie chciał mnie wypuścić z pomieszczenia, mówiąc, że nawet nie powinnam zbliżać się do miejsca, gdzie urzędowała Śmierć. Więc po godzinie dołączył do nas Ashley, już trzeźwy. Jemu także, oczywiście, musiałam wszystko wyjaśnić. Niecierpliwiłam się i chciałam iść do sypialni Proroka, ale Ryan mnie nie chciał wypuścić. 

- Więc... jeśli martwy Andy zacznie nagle schodzić po schodach, to mam się nie bać, bo wtedy już nie będzie martwy? - zapytał Ash, stopniowo powiększając swój uśmiech. 
- Cóż, teoretycznie. Wtedy już nie będzie martwy - odparłam. 

Zaśmiał się, jednak ja nie potrafiłam tego zrobić. Oczywiście nie powiedziałam żadnemu z nich o tym dziwnym połączeniu, które próbował mi wytłumaczyć Skits, bo czułam, że to zbyt... prywatne. Powinni wiedzieć tyle, że w każdej chwili mogą się wydarzyć różne rzeczy. Niepewność ogarniała mnie z minuty na minutę, ponieważ o niczym nie miałam pojęcia. To, co działo się w pokoju lub "u Śmierci" było dla mnie niewiadomą. 

- Jak wszyscy wstaną, to poinformuję ich, aczkolwiek wolałbym zrobić to bardziej w stylu "a teraz porozmawiajmy o Andy'm..." i w tym momencie Biersack wchodzi do pokoju. Wiesz, zgłupieliby - śmiał się Ashley, na co jedynie kiwnęłam głową. 

Nie czułam się obecna w tej rozmowie, ale teraz mnie to nie obchodziło. Świat wokół mnie wyciszył się. Kuchnia zniknęła, wyparował także Ryan i Ash. Stałam pośród czerni, jednak w żaden sposób nie przypominała tej, którą posługiwał się Skits. Ta miała w sobie tajemniczość i... bałam się, że mnie wchłonie. 

Nagle rozbrzmiał głos. Niesamowicie gruby i niski, docierał do mnie z każdej strony, przerażająco nasilając się:

- Jest twój, wojowniczko Buntowników, potomkini Filthy'ów. 

Wszystko na nowo się pojawiło, znowu siedziałam na stołku barowym przy Ryanie i Ashley'u, nadal trzymałam miskę z jedzeniem, lecz już nic nie było takie samo. Niedbale położyłam naczynie na barku i ruszyłam, prawie biegiem (ciąża to niezbyt dobre połączenie z bieganiem), w stronę schodów. Znalazłam się na piętrze w niezwykle szybkim tempie, ignorując krzyk Ryana i kroki Ashley'a. Nacisnęłam na klamkę sypialni Proroka, otwierając drzwi na oścież. Skits dyszał ciężko, klęcząc w półksiężycu, jednak był niezwykle spocony i zmęczony. Zauważył mnie i uśmiechnął się jak ojciec do córki. 

- Jest twój - powiedział, jak gdyby naśladował tamten głos. Ale tego nie robił, prawda? - Śmierć zgodziła się zwrócić Proroka potomkini Filthy'ów, a mi darował życie przez fakt, że jestem twoim Strażnikiem - wytłumaczył, a kiedy wstał, przytuliłam go szybko i mocno. - Idę odpocząć, dobrze? Poradzisz sobie? Powinien się za chwilę zacząć przebudzać. 

Pokiwałam energicznie głową, puszczając go i podchodząc do łóżka. Andy nabierał swojego chłodnego koloru cery i już nie był trupio blady, co sprawiło, że uwierzyłam w to wszystko tak naprawdę. Spojrzałam w stronę drzwi, jednak nikogo tam nie zastałam, a samo wejście było zamknięte. Niezbyt mnie to zmartwiło, ponieważ Skits pewnie wyperswadował im przeszkadzanie mi... nam, dlatego na razie dali spokój. Usiadłam powoli na łóżku, zaplatając swoje palce z jego, czekając. 

Pierwszą oznaką życia były zmarszczone brwi, nieodłączna część jego wyrazu twarzy. Potem poruszył niepewnie palcami rąk, a kiedy poczuł moją dłoń, zamarł na chwilę, jednak odwzajemnił uścisk, co przyjęłam z ulgą. 

I w końcu otworzył swoje oczy. 

Ich chłód mógłby zabić, a ja mimowolnie zauważyłam, że stały się mroczniejsze, odrobinę. I podświadomie wiedziałam, że to Śmierć oznakowała go w taki sposób. Rozejrzał się po suficie i dopiero potem zaczął skanować spojrzeniem pokój. A w końcu trafił na mnie. Jeszcze bardziej zmarszczył brwi, umacniając uścisk na mojej dłoni. 

- Leah? - zapytał zachrypniętym głosem, który tak bardzo pragnęłam usłyszeć już od dawna. - Jesteś tu naprawdę? 
- Oczywiście - odpowiedziałam, uśmiechając się. A potem z moich ust wyszły słowa, które nawet mnie zaskoczyły: - Nie mam zamiaru już nigdy cię opuszczać. 
- Nigdy? - mruknął.
- Nigdy - powtórzyłam. 

Uśmiechnął się i pociągnął słabo swoją dłoń, a ja ją puściłam. Podciągnął się na dłoniach, opierając się plecami o czarną ścianę. Przesunął się nieco w swoje prawo i poklepał ręką miejsce obok siebie. Bez słowa wstałam i usiadłam tam, gdzie chciał, uważając na swój brzuch. Objął mnie lewym ramieniem i nawet teraz, kiedy był słaby, potrafiłam wyczuć w tym typową dla niego władczość. Z wahaniem przytuliłam się do jego boku, przymykając oczy. 

- Urósł - usłyszałam i w tym samym momencie poczułam dłoń Andy'ego na swoim brzuchu. 

Przytaknęłam, uśmiechając się, a w tym momencie dziecko kopnęło. Otworzyłam oczy, zadzierając głowę do góry, by zobaczyć reakcję Proroka. Jego oczy powiększyły się nieco, a dolną wargę uwięziły białe zęby. Objęłam rękę Andy'ego swoją, pewniej przyciskając do brzucha. Maluch kopnął jeszcze raz i dopiero wtedy zauważyłam uśmiech na twarzy bruneta. 

- Już kopie? 
- Tak - odparłam tylko, ponownie się uśmiechając. 
- Ja... cholera - przeklął cicho, a ja chyba pierwszy raz pomyślałam z rozbawieniem, że zabrakło mu słów. - To takie świetne. 
- Wiem o tym. 

Nawet nie zorientowałam się, kiedy przeniósł mnie na swoje kolana. Nawet po... cóż, śmierci miał siły na to, by unieść ciężarną dziewczynę. Siedziałam okrakiem na jego udach, z wahaniem umieszczając swoje dłonie na klatce piersiowej Proroka. 

- Masz tam jakiś ślad? - zapytałam po chwili. 

Zmarszczył brwi, jednak widocznie zrozumiał, o co mi chodziło, ponieważ wzruszył ramionami. Zaczęłam powoli odsłaniać jego klatkę piersiową, ukazując kolejne tatuaże. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo mi ich brakowało.

Zamarłam, ponieważ... nic tam nie było. Chociaż nie, nie do końca. W miejscu, gdzie biło jego serce, na skórze, znalazł się malutki, prawie niewidoczny, półksiężyc. Dotknęłam go palcem, a kiedy Andy nie zareagował, przycisnęłam nieco, jednak nie wyczułam niczego podejrzanego. To zasługa Śmierci, czy tego dziwnego Pocałunku? A może to dzięki Skitsowi?

- Półksiężyc - wychrypiałam. 
- Co? - zapytał, pochylając głowę, by spojrzeć na mały tatuaż. 

Poczułam jego czoło oparte o moje, jednak nie zareagowałam na to, zbyt zafascynowana tym dziwnym znakiem. Zmarszczył brwi, zapewne patrząc na tatuaż. 

- Co to jest, do cholery? - mruknął, trochę sam do siebie. 
- Mi się podoba - powiedziałam cicho.

To krótkie zdanie sprawiło, że uniósł szybko głowę i spojrzał na mnie. Spuściłam zawstydzona wzrok, aż nazbyt zdając sobie sprawę ze swoich dłoni na jego klatce piersiowej. Pociągnął mój podbródek, przez co musiałam na niego patrzeć. Zagryzłam wargę, przypominając sobie o czymś. Cóż... raz się żyje, prawda?

Sięgnęłam do kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnęłam z niej pudełeczko. Andy puścił mój podbródek i spojrzał na rzecz, którą trzymałam z pewnego rodzaju... strachem. Och, tak, to zdecydowanie był strach. 

- Wydaje mi się, że już mam odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie - powiedziałam cicho.
- Naprawdę? Więc jak brzmi? - zapytał, patrząc nerwowo w moje oczy i przełykając mocno ślinę. 

Wzięłam głęboki wdech, mówiąc:

- Tak.




Od autorki: Chyba nie myśleliście, że naprawdę zabiję Andy'ego, prawda? Cud, miód, malina ten rozdział, a przynajmniej tak mi się wydaje. Trochę krótkie mi ostatnio wychodzą, ale walić to już. Koncert się zbliża i nie mogę się doczekać. Chyba kupię sobie bluzę z American Horror Story, jolo, słeg itp. Strasznie panikowaliście pod dwudziestym rozdziałem, nawet parę osób groziło, że mnie tu zostawi ;-; Zostawiliście mnie? Mam nadzieję, że już bardziej lubicie Skitsa xD Ten post mam już napisany od jakiegoś czasu (trzynastego marca), ale dodaję go dopiero teraz, no bo, halo, dwadzieścia komentarzy!

20 komentarzy:

  1. Wiedziałam że nam tego nie zrobisz : ) Poza tym wow! Tak szybko nowy rozdział! Aż się zdziwiłam, a jak się zdziwiła moja klasa kiedy podczas historii zaczęłam piszczeć jak jakaś idiotka.. nevermind...
    Po prostu ten rozdział jest taki cudowny. Andy taki słodki? Sama nie wiem chciałam napisać fajny, ale Andy zawsze jest fajny więc powiedzmy że miałam na myśli słodki.
    Leah jak zwykle świetna, swoją drogą jeśli chodzi o jakiekolwiek fan fiction/opowiadania, cokolwiek, to jest moja ulubiona bohaterka, w sensie dziewczyna. Nie wkurza mnie, nie jest irytująca i tak lekka nutka tajemniczości mmmm...mmm

    OdpowiedzUsuń
  2. tak tak tak *.* cudownie aww jak się cieszę że się zgodziła *.* już się nie mogę doczekać kolejnego :3

    OdpowiedzUsuń
  3. PIERWSZA!
    Uwierzyłam. Z czasem mnie to uderzyło, gdy nadzieja minęła :")
    Chamsko. Bardzo chamsko. Ja tu już się miałam załamywać, a tu niespodzianka!
    Może jednak nie tak niemiło. W końcu Andrzej ożył i ślub będzie co nie miara. Prawda? A może coś się zdarzy przed...? Nie mam bladego pojęcia. Ale jednak chyba na ten ślub mogłabyś pozwolić. Ciekawa jestem jak to będzie wyglądać.
    Do Skitsa dalej się nie przekonałam. Mam wrażenie, że nie jest taki dobry jednak. Ehh. Ta moja beznadziejna intuicja.
    Weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak... Wow brakuje mi słów, więc...
    Jest doskonale jak zwykle.
    Uwielbiam Cię!
    To tyle z mojej strony. Czekam na ciąg dalszy! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże !!! *-*-*-*-*-*-*-*-*-*-* ♥♥♥♥♥ żyje ! On żyje ! On żyjeeeee ! ♥♥ tak ! Teraz czekamy na ich ślub.! :D ! Masz do niego dopuścić !! ;) ;* uwielbiam to ff .. kocham każdy rozdział tego ff .. uwielbiam ciebie za to ze poświęcasz dla nas czas i piszesz to opowiadanie :) ♥ Leah jest wyjątkową dziewczyna ! :) A Andy ! *-* ahh .. dobra .. nie jestem świetna w pisaniu długie komentarzy .. podejrzewam że jest on krótki .. wiec .. życzę ci dużo weny ! hmmm ... jakby dodać Leah i Andy = Landy / Leandy ! *-* .. :D .. baw się dobrze na koncercie :D
    ~Rybka

    OdpowiedzUsuń
  6. No i to ja rozumiem, naprawiłaś mi humor. Obiecuję, że pod tym postem nie będę już spamić xD.

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś tak czułam, że to nie możliwe, że Andy umrze <3
    Czekam na kolejny z niecierpliwością <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeeeeej! Żyje!!!! I tak mega szybko roz!! Super! A teraz przydałby sie rozdzial z perspwktywy proroka!! Czekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurwa uderzylam sie w glowe z tej radosci. Ała!!
    Ciesze sie bardzo, ze Prorok nasz zyje. Wiedzialam, ze nie zrobisz nam tego. Tez jestem za tym zeby byl jakis rozdzial z perspektywy Proroka. Tak, tak, tak! :)
    Fajnie, ze tak szybko dodalas rozdzial. Znow mnie zaskoczylas.
    Narka!

    OdpowiedzUsuń
  10. O Mój Boże!
    Dopiero dzisiaj Lena Angeles podała mi link do Twojego bloga.
    Wiedziałam, że Leah się zgodzi, byłaby idiotką gdyby się nie zgodziła!
    Jeśli zabiłabyś go to... Cóż, byłoby źle dla Ciebie (Jestem z Chorzowa, więc bym Cię znalazła.)
    :)
    Pisz szybko i dłuuuuugo...
    Życzę duuuużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    ;)
    Pozdrawiam,
    HH

    OdpowiedzUsuń
  11. On żyje!!! JEJ!! :3 Ale to słodkie!! :3
    Dziewczyno skąd bierzesz te pomysły? Są genialne!! :* Uwielbiam te opowiadanie! :D
    Czyli ja rozumiem będzie ślub?! :D :*
    Nie mogę się już doczekać!! xD
    Właśnie zgadzam się z powyższymi paniami,że przyda się rozdział z perspektywy Proroka :)
    Coś chyba jeszcze miałam napisać,ale zapomniałam...:/
    Jestem taka szczęśliwa z powodu tego rozdziału,że przez najbliższe kilka godzin będę miała banana na twarzy :D Dzięki :*

    P.s Już wiem co chciałam napisać ^^ Po przebudzeniu liczyłam na coś więcej ;P Hihihi xD

    Pozdrawiam i weny xo

    OdpowiedzUsuń
  12. Boskie <3 czekam na więcej. :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja tam sądziłam, że Andy sie przebudzi i z taką zadyszką "Ja pierdole, Leah! Ja żyję!" Hahaha ♥ dziękuję za ten rozdział <3 czekam na następny z niecierpliwością! Ludzie, błagam zepnijcie dupska i komentujcie, bo chcę mieć co czytać!
    Weny xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, ja po prostu muszę napisać "dokładnie". Potrzebujemy kolejnego rozdziału, a jest mały limit, więc pisaaać!

      Usuń
    2. Jeszcze 4, damy radę.

      Usuń
  14. Jeejku, to jest świetne, nie wiem jak one mogły pomyśleć, że naprawdę uśmiercisz Andyego, wtedy reszta nie miała by sensu. xd
    Fajny pomysł na "wskrzeszenie" Proroka, skąd Ty je bierzesz? Andy jest jak Jezus, on zmartwychwstał. XDD
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ożył uff... to dobrze bo chciałam już bojkotować. Teraz czekam na gorącą scenę pomiędzy Leah i Prorokiem. Przecież raz się żyje :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Widziałam, że nam tego nie zrobisz. Andy żyje!!!! Niech wszystkie zastępy chwalą ten dzień!!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że tego nie zrobisz!
    Od kilku dni czytam Twojego bloga. Jesteś GENIALNA! Bez dwóch zdań.
    Chociaż to z Andy'm chamskie było. Już myślałam, że się opo tak skończy :")
    ~ Claude

    OdpowiedzUsuń